Były przewodniczący rady miasta sprzeciwiał się prezydentowi miasta i radnym, którzy lobbowali za powstaniem galerii handlowej. Zaczęły się szykany wobec niego. Twierdził, że był śledzony i uszkodzono mu hamulce w samochodzie. Pojawiły się banery w mieście informujące, że jest pedofilem. Z jego syna chciano zrobić dilera narkotyków
— mówi portalowi wPolityce.pl Daniel Dziewit, autor książek „Przeliczeni. Tajemnice galerii handlowych” oraz „Franczyza. Fakty i mity”, książki nominowanej w konkursie „Dziennika Gazety Prawnej” Economicus 2019.
Autor PRZELICZONYCH rozjeżdża walcem GALERIE HANDLOWE
wPolityce.pl: Turecki biznesmen Sabri B. zatrzymany po przekazaniu 200 tysięcy złotych łapówki burmistrzowi dzielnicy Warszawa Włochy Arturowi W. miał archiwum, w którym szczegółowo dokumentował swoją działalność. Od lat przyglądasz się galeriom handlowym i inwestującym w nie biznesmenom. Co może znajdować się w archiwum tureckiego biznesmena?
Daniel Dziewit: Nie wiem, ale warto zwrócić uwagę na to, że uzyskanie pozwoleń na budowę centr handlowych czy osiedli mieszkaniowych jest długotrwałe. Pojawia się więc pokusa, żeby proces uzyskania pozwolenia przyspieszyć. Środkiem, który pozwala to osiągnąć są benefity, głównie pieniądze i apartamenty dla samorządowców. W przypadku inwestycji tureckiego inwestor w Warszawie, czyli centrum handlowego Modo przy ul. Łopuszańskiej 22, benefitem była gotówka. CBA nieoficjalnie potwierdziło, że burmistrz dzielnicy Warszawa Włochy Artur W. przyjął łapówkę za wydanie pozwolenia na budowę centrum handlowego, które po roku upadło. Obecnie nie jest to już centrum Modo, jak pisał w piątek portal Onet, ale centrum Łopuszańska 22. Dom mody Modo upadł, ponad 350 kupców zbankrutowało. W związku z tą sytuacją pojawiają się liczne pytania.
Jeżeli centrum Modo zbudowano z naruszeniem prawa, to czy umowy podpisywane przez tureckiego inwestora z najemcami lokali są zgodne z prawem i obowiązują? Czy ta sytuacja nie może posłużyć do unieważnienia wszystkich umów? Czy inwestor nie powinien zwrócić najemcom wszystkich zainwestowanych pieniędzy? Czy w świetle tych informacji, UOKiK nie powinien wystąpić do spółki Modo o udostępnienie wszystkich umów zawartych z najemcami?
A o co zapytałbyś władze Warszawy? Inwestycja powstała w 2015 r., kiedy prezydentem stolicy była Hanna Gronkiewicz-Waltz.
Władze Warszawy powinny odpowiedzieć na pytanie, czy inwestycja spełniała ówczesne wymogi bezpieczeństwa? Czy to centrum handlowe mogło zostać otwarte? Kto przyjął odbiór hali? Z moich źródłowych informacji wynika, że w noc poprzedzającą otwarcie centrum handlowego Modo, lokale nie były jeszcze gotowe. Jednemu z najemców ktoś ukradł z restauracji piece o wartości 80-90 tysięcy złotych. Wyjazd z Modo był zagrożeniem dla klientów. Ciąg komunikacyjny nie pozwala na bezpieczne włączenie się do ruchu.
W centrum handlowym w Modo zostało poszkodowanych ponad 350 kupców. Przy umowie czynszu podpisanej na 5 lat najemca tracił 300 tysięcy złotych. Przy trzyletniej umowie strata wyniosła około 180 tysięcy złotych.
Często to były firmy rodzinne. Do tego należy naliczyć kilkadziesiąt tysięcy na urządzenie stoiska, bo nie wszystkie były gotowe. Tureccy właściciele Modo traktowali polskich najemców jak szmaciarzy. Kiedy po roku od otwarcia opustoszały lokale w Modo, żeby nie straszyły klientów, Turcy wynajmowali powierzchnię użytkową Chińczykom za symboliczne pieniądze. Tylko dlatego, że nie mogli wynająć ich za darmo… Wcześniej polskim najemcom wynajmowali po 5000 albo po 3000 złotych za miesiąc. To była zachęta, żeby podpisać jak najdłuższą umowę, czyli na 5 lat. Skoro inwestuje się kilkadziesiąt tysięcy złotych w lokal, nie robi się tego po to, żeby po roku z niego zrezygnować. Na targowisku przy Bakalarskiej, które chciano zniszczyć przed powstaniem Modo ciągle pojawiały się kontrole Straży Miejskiej. Sprawdzano czy nie są sprzedawane nielegalne papierosy, alkohol albo ubrania z podrobionymi znakami towarowymi. Ciekaw jestem czy pojawiały się podobne kontrole w Modo, kiedy zaczęli tam sprzedawać Chińczycy?
Przedstawiciele inwestora Modo podczas rozmów rekrutujących najemców do Modo przy Łopuszańskiej 22 powoływali się na wpływy w urzędzie dzielnicy. Mówili kupcom: wasza działalność, nie ma już sensu, Bakalarska wkrótce zostanie zamknięta, bo przy Łopuszańskiej powstanie przepiękne, nowoczesne centrum handlowe. Na szczęście samorządowcy nie podjęli decyzji o likwidacji targowiska przy Bakalarskiej. Modo już nie ma, a targowisko przy Bakalarskiej ma się świetnie!
Otwarcie Modo było poprzedzone ogromną kampanią reklamowo-marketingową. Wydarzenie promowały nie tylko lokalne, stołeczne media.
Nawet nad Morzem Bałtyckim można było usłyszeć o otwarciu nowego domu handlowego w Warszawie. Zastanawiałem się, jaki to ma sens i o co w tym chodzi. Skuteczność firm reklamowych i piarowych, które wmówiły kupcom, że Modo ma szansę na biznesowy rozwój była ogromna. Pułapką zastawioną przez inwestora na kupców były niskie czynsze wynajmu, wizja setek tysięcy klientów odwiedzających centrum w ciągu roku oraz przyszłych ogromnych zysków. Najem lokali w Modo reklamowano jako okazje, bo 5000 czy 3000 złotych za miesiąc w Warszawie to nie jest wysoki czynsz.
Po co w ogóle powstała galeria handlowa Modo? Takich centr w Warszawie, jesienią 2015 r., kiedy otwierano Modo było już wiele.
Centrum handlowe Modo przyniosło zysk jedynie tureckiemu inwestorowi. Zarobił na inwestycji skredytowanej przez Alior Bank.
Inwestorom w stawianiu centrów handlowych nie przeszkadzają nawet trupy. Mam na myśli historię ze Szczecinka.
Konserwator zabytków wydał zgodę na dobudowanie galerii handlowej do XVI wiecznej baszty św. Mikołaja. W kontynuowaniu budowy inwestorom nie przeszkodziły nawet znalezione tam ludzkie szkielety. Z człowieka, który temu się przeciwstawiał, historyka stosunków międzynarodowych, prof. Stanisława Żerki próbowano zrobić w lokalnych mediach wariata. Wmawiano, że jest idiotą i nie zna się na biznesie.
W Polsce nie jest zbyt dużo galerii handlowych?
Szacuję, że w tej chwili jest ich ponad 500. Wiele z nich upadło. Hipermarketów Tesco i znajdujących się przy nich centrach handlowych upadło ponad 100. Ale na tym nie koniec. W ostatnich latach upadło około 100 supermarketów Muszkieter. Zniknęły MarcPol i Alma. Sprawdza się to, o czym piszę od lat. Galerie handlowe niszczą lokalne społeczności. Samorządowcy nie mają, albo nie chcą mieć świadomości, że lepiej aby kupcy płacili pieniądze do budżetu miasta niż do budżetu Turka, Niemca, Francuza czy Ormianina. Lepiej, żeby ulice miast tętniły handlem i życiem niż wymierały i handel przenosił się poza miasta, a bogacił się jeden inwestor.
Jest sposób na zatrzymanie nieuczciwych działań inwestujących w galerie handlowe i deweloperów?
Oczywiście, że jest. Mogą to zrobić jedynie uczciwi samorządowcy, którzy będą odporni na naciski, szantaże i korupcję. Deweloperowcy, czyli samorządowcy ulegający chciwości i idący na rękę inwestorom, powinni być karani najwyższymi możliwymi karami.
Łatwo powiedzieć, że samorządowcy powinni być odporni na pieniądze. Często pokusa jest zbyt silna. Pokazał to m. in. przykład zatrzymanego przez CBA tuż po otrzymaniu łapówki od tureckiego dewelopera Sabriego B. Burmistrza dzielnicy Warszawa Włochy Artura W.
Oczywiście, że nie jest to łatwe. Obiektywnie rzecz biorąc, chciwość jest częścią naszej natury, ale trzeba z nią walczyć. Gdyby przed nami ktoś położył 200 tysięcy złotych to byśmy się zastanawiali czy warto opublikować naszą rozmowę. Samorządowcy są ludźmi wyjątkowo narażonymi na korupcję, ponieważ przy inwestycjach deweloperskich i w galeriach handlowych w grę wchodzą ogromne pieniądze. Na inwestycji w centrum handlowe zarabia się kilkadziesiąt milionów złotych. Powołując spółkę celową do zbudowania galerii kalkuluje się budżet np. w wysokości 300 milionów. Realny koszt budowy wynosi 250 milionów. Zostaje więc 50 milionów złotych nadwyżki. Zdarzało się, że inwestor powoływał spółki celowe, żeby podpisywały umowy z nim, jako z właścicielem galerii handlowej. Służyło to uzyskaniu kredytu na budowę centrum. Kiedy brakowało 40 proc. umów, które stanowiły zabezpieczenie pod kredyt zakładano spółki córki, żeby można otworzyć centrum handlowe.
Znasz jakieś pozytywne przykłady działalności samorządowców w tym zakresie?
Trzy lata temu samorządowcy w Tarnowie sprzeciwili się rozbudowie centrum handlowego. Inwestor zobowiązał się, że za 2 miliony złotych wybuduje obok galerii handlowej skate park i plac zabaw dla dzieci. Nie spełnił jednak swojej obietnicy. Po czym wystąpił o pozwolenie na rozbudowę. Nie zgodzili się na nią radni PiS. Rozpętała się wojna. Mieszkańcy Tarnowa byli na siłę przekonywani, że centrum handlowe trzeba rozbudować. Inwestorowi bardzo zależało na rozbudowie galerii, bo na tym też się zarabia. Pozwał władze Tarnowa i żąda od nich 7 milionów złotych odszkodowania. Tarnowscy prawnicy przyznają, że jest to dla nich trudna sprawa i potrzebują pomocy kancelarii z zewnątrz. Zwolennikiem rozbudowy centrum handlowego jest prezydent Tarnowa. W warszawskim Wilanowie lokalne stowarzyszenie zablokowało planowaną budowę molocha, giga centrum handlowego tuż przy osiedlu. To dobra wiadomość. Podobnie na Kabatach w Warszawie. Nie dało się przepchnąć rozbudowy, bo mieszkańcy, samorządowcy i urbaniści deweloperowcami nie są.
Na czym polega sposób działania nieuczciwych inwestorów?
Ludzie, którzy mają duże pieniądze i chcą zainwestować w centrum handlowe czy w osiedle deweloperskie, kupują sobie samorządowców. Z przeciwników takich inwestycji robi się idiotów, szuka się na nich haków i materiałów kompromitujących, próbuje się ich zastraszyć. A jak nie uda się znaleźć haków, można wymyślić zarzuty. Stąd też rzadko słyszymy o protestach w radach miast, a częściej o protestach samych mieszkańców. Samorządowcy wolą się nie narażać, poza tym jeśli on nie weźmie…to przyjmie ktoś inny. Wicedyrektor jednego z urzędów pracy niedawno poinformowała prokuraturę, że w mieście w którym mieszka powstaje, jej zdaniem, nielegalne osiedle mieszkaniowe.
To dzieje się w Polsce?
Niestety tak. Ale opowiem Ci dalszą część tej historii. Po kilku dniach do szefowej urzędu pracy przyszedł wiceprezydent miasta i zapytał: co tu się k…a dzieje? Później wpłynęła skarga wobec wiceszefowej urzędu pracy podpisana przez kilku (anonimowych!) pracowników urzędu jakoby dopuszczała się mobbingu. Zarzutów nie potwierdzono, ale została przymuszona do odejścia z pracy. Urząd pracy podlega prezydentowi miasta. Miastami często rządzą deweloperzy, a nie prezydenci. Jeden z radnych w innym mieście, który był przeciwny budowie centrum handlowego, miał w domu wizytę dwóch panów. Powiedzieli mu, żeby się uspokoił, bo jeżeli nie, to oni go uspokoją. Dodali, że prezydent nie rządzi, ale oni. Kilkanaście lat temu w Bielsku Białej jeden z ludzi inwestora na osiedlu Sarni Stok, gdzie były grunty i działki, mówił ludziom: albo sprzedasz ziemię za cenę, jaką proponuję, albo zostaniesz wywłaszczony. To był człowiek powiązany z samorządem i inwestorem, który później awansował na dyrektora miejskiego zakładu komunikacji. Został wyrzucony z pracy za ustawienie przetargu i pobicie sekretarki. Inwestor chciał postawić centrum handlowe i dopiął swego. W ciągu jednego dnia wydano zezwolenie na budowę 11 wielkopowierzchniowych sklepów w Bielsku-Białej. Nie pomogły protesty organizacji kupieckich, które przekonywały, że centr handlowych będzie za dużo.
W innym mieście prezydent nazywany był „pierwszym”. Jak „pierwszy” coś powiedział, tak musiało być. W centrum miasta zbudowano ogromną galerię handlową. Po kilku latach inwestor chciał zbudować dodatkową część na gruncie, który należał do innego, prywatnego właściciela. Część mieszkańców i radnych chciało, żeby miasto kupiło ten grunt i zbudowało na nim parking, bo miasto było zakorkowane. Prezydent osobiście poszedł do właściciela gruntu i przekonywał go, żeby sprzedał swoją ziemię właścicielowi galerii handlowej. Tajemnicą poliszynela w mieście było to, że syn prezydenta miał otrzymać przepiękny apartament w tym budynku. Widzisz gdzieś w tym interes miasta?
Nie, żadnego.
Bo dla deweloperowców nie liczy się interes ludzi, nie liczy się interes miasta. Dla nich liczy się interes inwestorów i deweloperów. Podam inny przykład. Człowiek dawnych tajnych służb PRL błyskawicznie wybudował w pewnym mieście centrum handlowe. Nie zawsze szybko oznacza dobrze. Budynek miał masę wad technicznych. Po każdym deszczu, woda zalewała podziemny parking. Inwestor nie zapłacił 20 milionów złotych wykonawcom. Sprawa trafiła do sądu.
W Wołominie jeden z najnowocześniejszych zakładów chemicznych prawdopodobnie będzie musiał wyprowadzić się z miasta, bo obok niego powstało centrum handlowe i zaburzyło strefę bezpieczeństwa. Zakład chemiczny musi być usytuowany w określonej odległości od budynków zamieszkałych i użytkowanych przez ludzi. Samorządowcy wyrazili jednak zgodę, żeby centrum handlowe powstało zbyt blisko zakładu chemicznego. Co takiego się stało, że radni wydali zgodę na powstanie centrum handlowego blisko zakładu chemicznego? Przecież wiąże się to z zagrożeniem dla mieszkańców i klientów centrum. To kolejne pytania do służb.
W 2016 r. byłem w ośrodku wypoczynkowym na południu Polski. Człowiek, który serwował mi śniadanie powiedział, że przyjeżdża tu wiele znanych osób. Zażartowałem, że może też kiedyś będę znany, bo napisałem książkę o oszustwach galerii handlowych. Kiedy usłyszał o tym, dosiadł się do mojego stolika i opowiedział swoją historię. Były przewodniczący rady miasta sprzeciwiał się prezydentowi miasta i radnym, którzy lobbowali za powstaniem galerii handlowej. Zaczęły się szykany wobec niego. Twierdził, że był śledzony i uszkodzono mu hamulce w samochodzie. Pojawiły się banery w mieście informujące, że jest pedofilem. Z jego syna chciano zrobić dilera narkotyków. Policja szukała narkotyków u nich w domu. Kiedy opowiadał swoją historię, jego twarz była purpurowa. Zaskoczyła mnie jego opowieść. Zaproponowałem mu upublicznienie tej historii. Nie zgodził się. Stara się o wszystkim zapomnieć. Odszedł z samorządu. Mimo jego sprzeciwu kolejne centrum handlowe w mieście powstało i zaburzyło lokalny system ekonomiczny. Zarzuty pedofilskie okazały się nieprawdziwe. Oskarżenie jego syna o handel narkotykami też było wyssane z palca. Sprawy zostały umorzone.
Gdzie wydarzyła się ta historia?
Mój rozmówca prosił mnie o zachowanie anonimowości ze strachu, więc nie podam jego nazwiska, ani nazwy miejscowości. Niczego to dziś nie zmieni.
Czy sądzisz, że zatrzymanie Artura W. coś zmieni?
Podobny sposób działania powtarza się przy inwestycjach w galerie handlowe i osiedla deweloperskie w całej Polsce. Być może „casus Sabriego” podziała na chwilę profilaktycznie na deweloperowców.
Rozmawiał Tomasz Plaskota
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kryminal/472329-casus-sabriego-b-i-artura-w-nie-jest-odosobniony