Zabił polityka, ale nie oznacza to, że jest politycznym fanatykiem. Motywy zabójcy prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza nie są oczywiste. Czy można było dostrzec, co planuje Stefan W. i temu zapobiec? – zastanawia się Maja Narbutt na łamach nowego wydania tygodnika „Sieci”. Odpowiedzi, dlaczego doszło do wstrząsającego zabójstwa Pawła Adamowicza, autorka szuka u kryminologa i psychiatry.
Zabójca podał swoje nazwisko, przedstawił się, jakby chciał, by wszyscy go poznali. Zachował się jak aktor, który oczekuje na scenie na oklaski i podziw publiczności
— zauważa prof. Brunon Hołyst. Doktor Jerzy Pobocha, psychiatra, dodaje z kolei, że czyn Stefana W. to wręcz klasyczny objaw zaburzeń związanych ze schizofrenią paranoidalną, który można pokazywać studentom. Takie zjawisko nazywa się paratymią, wtedy ujawniane emocje zupełnie nie pasują do tego, co się stało.
Pobocha przytacza dwa przykłady morderców kierowanych przez fanatyzm polityczny. W 2010 r. Ryszard Cyba z zimną krwią zabił Marka Rosiaka, posła PiS. Również Anders Breivik, który swoje poglądy ujawnił w manifeście i dokonał masakry na wyspie Utoya został uznany za zdrowego psychicznie.
Tymczasem wszystko wskazuje na to, że motywy Stefana W. były urojone – trudno uznać, że prezydent Adamowicz miał jakikolwiek związek z jego uwięzieniem, a PO torturowała go w więzieniu
— pisze Maja Narbutt. Doktor Pobocha dodaje, że sprawca najbardziej chciał zabić ważną osobę z kręgów władzy.
Kiedy morderca przebywał w zakładach karnych był leczony psychiatrycznie.
Z fragmentów opublikowanych na jednym z portali wynika, że Stefan W. słyszał głosy, które komentowały jego zachowanie i wydawały mu polecenia. Odnosił wrażenie, że funkcjonariusze cofają mu czas, wyznaczają zadania do wykonania. Uważał, że ma być świadkiem koronnym. Albo, że jest aktorem, który odgrywa różne role. Dostawał też leki.
Dziennikarka odnotowuje, że ze statystyk wynika, że niewiele ponad połowa pacjentów chorych na schizofrenię w ogóle realizuje recepty.
Karnista, prof. Piotr Kruszyński uważa, że należało wobec Stefana W. zastosować ustawę o bestiach.
Nie udała się też jego resocjalizacja, okazał się niebezpieczny, izolowano go z tego powodu od innych więźniów
— dodaje. Według niego psychiatra mógł też skierować go do ośrodka zamkniętego.
Większość prawników twierdzi jednak, że ustawa o bestiach nie miałaby tutaj zastosowania. Gdańska policja przyznała, że matka Stefana miała obawy, że jej syn zrobi coś strasznego. Niektórzy sugerowali, że morderca mógł także ulec wpływowi mediów, a dokładnie telewizji państwowej. Służba więzienna szybko obaliła tę teorię przytaczając długą listę kanałów, którą osadzeni mogą dobrowolnie zmieniać.
W artykule czytamy, że Stefan W. był dobrze przygotowany do zbrodni. Korzystał z noża takiego, jakiego używają komandosi. Znał technikę operowana nim. Teraz śledczy ustalą czy działał sam.
Ludzie nie lubią, gdy sprawa nie jest jasna. Uważają, że orzeczenie niepoczytalności zabójcy jest jakimś unikiem, nie daje satysfakcji. Chcą sprawiedliwej kary dla zabójcy. Powiedzmy, że dożywocia, choć zwykle pojawiają się też w takich przypadkach głosy o przywróceniu kary śmierci
— przyznaje prof. Brunon Hołyst.
Więcej na temat sylwetki Stefana W. w najnowszym numerze „Sieci”, w sprzedaży od 21 stycznia br., także w formie e-wydania na http://www.wsieciprawdy.pl/e-wydanie.html.
Zapraszamy też do subskrypcji tygodnika w Sieci Przyjaciół – www.siecprzyjaciol.pl i oglądania ciekawych audycji telewizji internetowej www.wPolsce.pl.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kryminal/430502-nazywam-sie-stefan-w-nowym-sieci-o-zabojcy-adamowicza