Kara w zawieszeniu dla uczestnika wypadku, w którym zginęła 19-latka. Matka ofiary: "Jestem zawiedziona tym wyrokiem"

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Na zdjęciu oskarżycielka i matka ofiary/fot. PAP/Andrzej Grygiel
Na zdjęciu oskarżycielka i matka ofiary/fot. PAP/Andrzej Grygiel

Karę roku więzienia w zawieszeniu wymierzył Sąd Okręgowy w Katowicach Sebastianowi M., który podczas nielegalnych wyścigów samochodowych w Jaworznie uczestniczył w wypadku, w wyniku którego zginęła 19-letnia Ewelina, a kilka innych osób zostało rannych.

Został skazany za nieumyślne sprowadzenie katastrofy w ruchu lądowym.

Do wypadku doszło 17 maja 2012 r. w pobliżu oczyszczalni ścieków w dzielnicy Jeleń. Młodzi ludzie organizowali tam nielegalne wyścigi samochodowe. Przyglądało się im nawet 200 osób, na trawnikach i poboczach zaparkowanych było około 50 aut.

20-letni wówczas Sebastian M. był jednym z uczestników wyścigów, prowadził bmw. Do tragedii doszło, gdy po jednym z nich wracał na linię startu, jadąc co najmniej 100 km/h. Zderzył się z jaguarem, który wyjeżdżał z drogi podporządkowanej. Bmw po zderzeniu z jaguarem zostało odrzucone i uderzyło w grupę, która oglądała wyścigi, stojąc na poboczu. Była wśród nich Ewelina, która doznała śmiertelnych obrażeń. Kilku innych widzów zostało rannych.

Kierowca jaguara Piotr P. został skazany już wcześniej, na dwa lata więzienia w zawieszeniu. Prokuratura uznała, że M. nie popełnił przestępstwa tylko wykroczenie i umorzyła jego sprawę karną. Rodzina Eweliny się z tym nie zgadzała i z pomocą pełnomocnika złożyła subsydiarny akt oskarżenia. Sąd uznał we wtorek M. za winnego nieumyślnego sprowadzenia katastrofy w ruchu lądowym. Poza wymierzeniem mu kary więzienia w zawieszeniu na dwa lata zakazał mu prowadzenia pojazdów na dwa lata.

Sąd uznał, że M.˙nieumyślnie naruszył zasady bezpieczeństwa w ruchu drogowym nie dostosowując prędkości do warunków panujących na drodze oraz nie zachowując ostrożności dojeżdżając do skrzyżowania.

Sędzia Barbara Walkiewicz podkreśliła, że do wypadku doszło dlatego, że oskarżony nie jechał autem z prędkością bezpieczną. Zaznaczyła, że nie jest ona tożsama z prędkością administracyjnie dozwoloną, która w tym miejscu wynosiła 90 km/h. W opinii biegłego, gdyby M. jechał nawet 90 km/h w tej konkretnej sytuacji i tak nie uniknąłby zderzenia.

Zgodnie z przepisami prędkość bezpieczna to taka, która zapewnia panowanie nad pojazdem, z uwzględnieniem warunków panujących na drodze. W tej sytuacji prowadząc trzeba było wziąć pod uwagę widzów stojących przy drodze, zaparkowane auta oraz to, że było już ciemno - mówiła sędzia.

Sąd uznał ponadto, że oskarżony nie zachował też szczególnej ostrożności zbliżając się do ulicy podporządkowanej, miał utrudnioną obserwację ze względu na stojących przy drodze pieszych i zaparkowane samochody.

Gdyby oskarżony poruszał się samochodem z prędkością bezpieczną i zachował szczególną ostrożność, miałby możliwość uniknięcia zdarzenia poprzez podjęcie skutecznego manewru hamowania lub ominięcia samochodu jaguar lewym pasem ruchu

— wskazała sędzia.

Wyjaśniła, że sprawcy przypisano spowodowanie katastrofy, a nie wypadku, bo decydującym kryterium jest liczba potencjalnych ofiar, która w tym przypadku wynosiła co najmniej kilkadziesiąt osób. Wymierzając M. karę w zawieszeniu sąd wziął pod uwagę jego młody wiek i to, że dotychczas nie był karany.

Matka ofiary, która oczekiwała surowszej kary, nie wyklucza złożenia apelacji.

Nie doczekałam się tego, co chciałam, jestem zawiedziona tym wyrokiem. Chciałabym, żeby był wyższy wyrok, żeby on zrozumiał to, co zrobił

— powiedziała dziennikarzom Zofia Słupińska.

Podkreśliła, że mimo upływu czasu rodzinie nadal ciężko pozbierać się po śmierci Eweliny. Nie rozumie dlaczego prokuratura sama nie oskarżyła Sebastiana M.

Pełnomocnik pokrzywdzonych radca prawny Marcin Wolski powiedział, że po otrzymaniu pisemnego uzasadnienia wyroku zapadnie decyzja w sprawie ewentualnej apelacji. Rodzinie Eweliny zależało głównie na dłuższym zakazie prowadzenia samochodu dla M. - 6 lat - chcieli też wymierzenia oskarżonemu kary 2 lat pozbawienia wolności

Na ten moment najważniejsze dla nas jest, że uzyskaliśmy wyrok skazujący, do tego dążyliśmy dosyć długo. Szkoda tylko, że organy odpowiedzialne za prowadzenie tego typu postępowania nie doprowadziły do wyroku skazującego, tylko pokrzywdzony musiał przez ponad dwa lata starać się aby taki wyrok zapadł

— skomentował mec. Wolski.

lap/PAP

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych