Oblał benzyną i podpalił dwie urzędniczki ośrodka pomocy. 15 września rusza proces 63-latka

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot.zdjęcie ilustracyjne freeimages.com
Fot.zdjęcie ilustracyjne freeimages.com

15 września przed łódzkim sądem okręgowym ruszyć ma proces 63-letniego Lecha G., który w ub. roku oblał benzyną i podpalił dwie urzędniczki ośrodka pomocy społecznej w Makowie k. Skierniewic. Jedna z kobiet zginęła na miejscu, druga zmarła w szpitalu.

Prokuratura Okręgowa w Skierniewicach oskarżyła 63-latka o zabójstwo obu kobiet ze szczególnym okrucieństwem oraz spowodowanie pożaru, zagrażającego życiu i zdrowiu wielu osób. Mężczyźnie grozi kara od 12 lat więzienia, a nawet dożywocie. Pierwszą rozprawę wyznaczono na 15 września - poinformowano PAP w Sądzie Okręgowym w Łodzi, do którego trafił akt oskarżenia. Do tragedii, która wstrząsnęła opinią publiczną, doszło w grudniu 2014 r. Według prokuratury, mężczyzna wtargnął na teren Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej w Makowie, przynosząc ze sobą co najmniej trzy plastikowe pojemniki z benzyną.

Desperat rozlał benzynę na urzędniczki pracujące w jednym z pokoi i podpalił je. Dodatkowo zamknął drzwi od zewnątrz i przytrzymywał je, żeby kobiety nie mogły uciec z pokoju.

Jedna z kobiet w wyniku rozległych obrażeń zginęła na miejscu, druga zmarła po trzech dniach w szpitalu.Wkrótce po zdarzeniu napastnik został zatrzymany i aresztowany.

Jak ustalono, Lech G. doraźnie korzystał z pomocy makowskiego ośrodka, wnioskował też o umieszczenie go w domu pomocy społecznej. GOPS jednak wydał decyzję odmowną, którą utrzymał w mocy sąd administracyjny. W rozmowie z jednym ze świadków oskarżony żalił się, że ośrodek rzekomo nie chce mu pomóc. Zdaniem śledczych, świadczyć to może, że napastnik działał z premedytacją, realizując z góry założony plan.

Podczas pierwszego przesłuchania Lech G. mówił, że nie pamięta zdarzenia, twierdził, że nie pamięta nawet, czy był wtedy w Makowie, a przypomina sobie jedynie, że został przywieziony na przesłuchanie. Szczegółowo natomiast opisał swoje starania o umieszczenie go w domu pomocy społecznej. Także podczas kolejnych przesłuchań mówił, że nie pamięta, co robił w dniu tragedii; stwierdził jedynie, że skoro stawiane są mu zarzuty, to musiało być tak, jak wynika z ich treści.

Obok zabójstwa dwóch kobiet, prokuratura oskarżyła go także o spowodowanie pożaru, który - w ocenie śledczych - zagrażał życiu i zdrowiu innych osób przebywających w budynku. Wysokość strat materialnych oceniono na prawie 80 tys. zł.

Mężczyzna trafił na obserwację sądowo-psychiatryczną. Po jej zakończeniu biegli uznali jednak, że w chwili zbrodni miał on tylko nieznacznie ograniczoną poczytalność. Oznacza to, że za swoje czyny może odpowiadać przed sądem.

Po zbrodni w Makowie MOPS w Łodzi zorganizował szkolenia z samoobrony dla pracowników socjalnych.

ann/PAP

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych