Ruszył proces lekarki, która przyjmowała poród córek sztangisty

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. PAP/Krzysztof Świderski
Fot. PAP/Krzysztof Świderski

W Sądzie Rejonowym w Opolu rozpoczął się proces lekarki przyjmującej poród córek bliźniaczek sztangisty Bartłomieja Bonka, oskarżonej o nieumyślne spowodowanie śmierci. Jedna z dziewczynek zmarła po długiej walce o życie. Hanna Ż.-L. nie przyznała się do winy.

Podczas wtorkowego procesu oskarżona składała obszerne wyjaśnienia i odpowiadała na pytania. Zeznała m.in., że nie ona podejmowała decyzję o prowadzeniu tego porodu siłami natury i nie ona była lekarzem prowadzącym poród - a tylko przy nim asystowała.

Córki Barbary i Bartłomieja Bonków urodziły się 20 listopada 2012 r. w Samodzielnym Specjalistycznym Zespole Opieki Zdrowotnej nad Matką i Dzieckiem w Opolu. Pierwsza przyszła na świat w dobrym stanie, druga - po 45 minutach - w złym, z ostrym niedotlenieniem mózgu. Dziewczynka zmarła 13 lutego br.

Akt oskarżenia dotyczący tego porodu w lipcu do opolskiego sądu skierowała tamtejsza prokuratura okręgowa. W śledztwie nie znaleziono podstaw do przedstawienia zarzutów żadnej innej osobie z personelu szpitala.

Lekarka relacjonowała przed sądem, że przy pierwszym kontakcie z żoną sztangisty - rano 20 listopada 2012 r. - uważała, że pacjentka powinna mieć przeprowadzone cesarskie cięcie ze względu na nieprawidłowe położenie jednego z płodów. W związku z tym, iż jej zdaniem poród był już w stadium bardzo zaawansowanym, skierowała rodzącą na blok porodowy. Jak mówiła - kilka godzin później, ok. południa, została poproszona, by asystować przy porodzie bliźniąt. Prowadzącym w nim był inny lekarz - rezydent szpitala.

Decyzję o przeprowadzaniu porodu siłami natury miał podjąć ordynator oddziału na podstawie badania USG, w którym stwierdzono prawidłowe położenie bliźniąt. Dopytywana przez sąd o ocenę tego badania Hanna Ż.-L. uznała, że USG nie uwzględniło wielu innych przesłanek, które mogły być przydatne do stwierdzenia stanu płodów oraz powinny być zbadane - np. kwestii masy płodów czy prawidłowości ułożenia główek dzieci. Jej zdaniem zakres badania USG nie był wystarczający. Lekarka dowodziła, że już w trakcie porodu - po urodzeniu pierwszej z bliźniaczek - nie było przesłanek do przeprowadzenia cesarskiego cięcia. Jej zdaniem świadczyło o tym np. to, że wody płodowe były przejrzyste, a ich kolor i zapach był prawidłowy. Zapewniała też, że drugi płód był cały czas monitorowany metodą osłuchową.

Tętno było jak dzwon cały czas. Wszyscy słyszeliśmy to tętno, nie budziło ono zastrzeżeń

— zeznawała lekarka.

Przekonywała też, że główka drugiego z dzieci obniżała się prawidłowo w kanale rodnym.

Przyznała jednocześnie, że matka bliźniąt - zarówno przed porodem, jak i w jego trakcie - chciała cesarskiego cięcia. Zdaniem lekarki przeprowadzenie cesarskiego cięcia po urodzeniu pierwszej z bliźniaczek mogłoby być bardziej niebezpiecznie dla matki i dziecka niż kontynuowanie porodu naturalnego.

Hanna Ż.-L. dodała, że gdy druga z dziewczynek się urodziła w bardzo złym stanie, była tym faktem „nieprawdopodobnie zaskoczona”.

Obrońca oskarżonej mec. Andrzej Kurkiewicz przekonywał z kolei m.in., że prokuratura sporządzając akt oskarżenia naruszyła zasady obiektywizmu, nie oceniając całego dostępnego materiału. W jego opinii powinny być w nim też uwzględnione - poza opinią biegłych z Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu, na których oparto zarzuty - np. opinie biegłych wydane w toczącym się równolegle postępowaniu dot. odpowiedzialności zawodowej. Była wśród nich np. opinia prof. Bogdana Chazana. Postępowanie dot. odpowiedzialności zawodowej zostało umorzone, a następnie zaskarżone, ale - jak dowodził Kurkiewicz - wydane na jego potrzeby opinie „wskazują jednoznacznie, iż nie doszło do naruszenia zasad postępowania przez oskarżoną w trakcie porodu”.

Prokuratura w akcie oskarżenia w ogóle się do tych opinii nie odniosła

— dodał adwokat.

Kurkiewicz podważał niekorzystną dla lekarki ocenę biegłych z Wrocławia wskazując m.in., że wydawali oni też opinię ws. jego klientki w innym postępowaniu, gdzie stwierdzili nieprawidłowości. Dlatego - jego zdaniem - mogli oni być do lekarki „psychicznie nastawieni”. Mówił wręcz o „negatywnym stosunku” biegłych do oskarżonej oraz „usilnym dążeniu do wykazania winy” lekarki.

Wskazywał, że prokuratura sporządzając akt oskarżenia nie uwzględniła np. powikłań przebytych przez matkę bliźniaczek w czasie ciąży, czyli infekcji dróg moczowych. Jego zdaniem prokuratura nie zbadała też, dlaczego - mimo skierowania do szpitala - kobieta się do niego nie zgłosiła w 32.-33. tygodniu ciąży, choć Polskie Towarzystwo Ginekologiczne zaleca hospitalizację w takim przypadku.

Powołana tuż po porodzie córek-bliźniaczek Bartłomieja Bonka przez opolski szpital wewnętrzna komisja uznała, że prowadzący poród lekarze popełnili błędy, m.in. właśnie nie podjęli decyzji o cesarskim cięciu. Po tym dyrekcja szpitala złożyła w tej sprawie doniesienie do prokuratury.

Równolegle do rozpoczętej we wtorek sprawy karnej toczy się nadal - od ub.r. - sprawa cywilna. Na początku 2013 r. rodzina Bonków złożyła pozew o odszkodowanie przeciw opolskiemu szpitalowi, domagając się 2 mln zł zadośćuczynienia i 200 tys. zł odszkodowania, 10 tys. zł miesięcznie w formie renty dla córki i ustalenia odpowiedzialności za skutki błędu lekarskiego. Proces w tej sprawie rozpoczął się pod koniec lipca 2013 r. W lutym tego roku dziewczynka zmarła, a w kwietniu Sąd Rejonowy w Opolu uznał państwa Bonków za spadkobierców zmarłej córki, dzięki czemu sprawa cywilna może być kontynuowana. Obecnie proces cywilny - w związku ze śmiercią dziewczynki - dotyczyć będzie już tylko kwestii zadośćuczynienia i prawdopodobnie części odszkodowania, a nie renty. Akta sprawy cywilnej są w dyspozycji biegłych, którzy mają sporządzić kolejne opinie w tej sprawie.

Rodzice zmarłej dziewczynki w sprawie karnej występują jako oskarżyciele posiłkowi. Zostaną przesłuchani na kolejnej rozprawie, 25 listopada.

Po wtorkowej rozprawie Bartłomiej Bonk w rozmowie z mediami mówił, że wraz z żoną spodziewają się długiego procesu.

Spodziewaliśmy się również tego, że będzie w nim mieć miejsce zwalanie winy na innych, tłumaczenia w stylu: to nie ja, mnie tam nie było

— mówił.

Dodał też, że w toczącym się procesie cywilnym nie było wątpliwości co do tego, że lekarzem odpowiedzialnym za przyjmowanie porodu bliźniaczek była właśnie Hanna Ż.-L.

MG/PAP

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych