Rodzice oskarżeni o zagłodzenie półrocznej córeczki domagają się, by zwolniono ich z aresztu. Grozi im 10 lat więzienia

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot.freeimages.com
Fot.freeimages.com

W czwartek, ósmego maja prokuratura przesłuchuje matkę półrocznej Magdy, która według prokuratury zmarła z wygłodzenia. Jej rodzicom grozi 10 lat więzienia. Sami oskarżeni o zagłodzenie na śmierć swojej córeczki - Joanna P. i jej mąż Michał domagają się, by zwolniono ich z aresztu.

Wniosek o zwolnienie z aresztu złożył pełnomocnik małżeństwa.

Dziś zostanie on rozpatrzony przez Sąd Rejonowy w Nowym Sączu -

przyznaje w rozmowie z Gazetą Krakowską sędzia Bogdan Kijak, rzecznik Sądu Okręgowego w Nowym Sączu.

Prokuratura nie wyobraża sobie takiego rozwiązania, bo oboje trafili do aresztu z powodu obaw przed matactwem w trakcie śledztwa. Poza tym grozi im wysoka kara - nawet 10 lat pozbawienia wolności.

Prokuratura zleciła także dodatkowe badania psychiatryczne matki półrocznej Madzi.

Chodzi o to, by ustalić, czy w chwili, gdy dziecko zmarło, kobieta miała świadomość, że swym działaniem naraża córeczkę na śmierć. Badania psychiatryczne wykażą, czy Joanna P. mogła mieć zniesioną lub ograniczoną poczytalność -

podkreśla prokurator Piotr Kosmaty, rzecznik Prokuratury Apelacyjnej w Krakowie.

Joannę P. prokuratura chce zapytać m.in. o pojawiające się w mediach informacje dotyczące znachora.

Okazuje się, że znachor - Marek H. jest osobą bardzo popularną i szanowaną Nowym Sączu i okolicach. Nazywano go nawet „bożym człowiekiem”. Przychodziło do niego wielu ludzi szukających pomocy. Jednak o tym, co działo się podczas spotkań ze znachorem nikt oficjalnie nie chce mówić. Wiadomo, że za swoje zioła brał „co łask”a. Zalecał odstawianie leków, zrywanie kontaktów z lekarzami, modlitwę, a nawet głodówkę.

Kazał mi też odstawić leki na nadciśnienie - mówi była „pacjentka” znachora. - Ja głupia odstawiłam, to mnie karetka zabrała i wieńcówka mi się pokazała - dodaje. Mimo niekonwencjonalnych praktyk chętnych nie brakowało. - Wieczne kolejki, ludzie nawet po kilka dni stali i zajmowali sobie kolejki, żeby się dostać do tego człowieka -

relacjonowała opowieści pacjentów znachora Alicja Falek z „Gazety Krakowskiej”.

Rodzice zagłodzonej Magdy również korzystali z usług zielarza z Nowego Sącza.

Dziewczynka na kilka tygodni przed śmiercią chorowała i miała silne biegunki. Znachor miał odradzić rodzicom dziecka podawanie jej leków i szukanie pomocy u lekarzy. Rodzice Magdy zerwali też kontakty z rodziną. Do dziecka nie dopuszczali nawet babci, która jest pielęgniarką.

Zdaniem rodziny kompletnie się odseparowali.

Niekonwencjonalne leczenie mogło doprowadzić do tego, że półroczna Madzia w chwili śmierci ważyła 3,5 kg, czyli tyle co średni noworodek.

Znachor wyjechał po śmierci dziecka i nie wiadomo gdzie teraz przebywa. O tym, czy za znachorem zostanie wystawiony list gończy, mogą zadecydować zeznania Joanny P.

ann/gazetakrakowska.pl/tvn24.pl

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych