Z zebranych przez nas informacji wyłania się obraz chaosu i niekompetencji, które w chwili pęknięcia wałów na rzece w Stroniu Śląskim, okazały się zgubne dla Ziemi Kłodzkiej. Wobec klęski żywiołowej starostwo powiatowe w Kłodzku zawiodło mieszkańców - a dziś ukrywa podstawowe informacje z czasu powodzi.
Odtworzyliśmy przebieg wydarzeń w kluczowej godzinie, pomiędzy 12.00 a 13.00 15 września, kiedy wały przeciwpowodziowe obok tamy w Stroniu Śląskim zostały przerwane, a wielka woda ruszyła potokiem Morawką i rzeką Białą Lądecką porywając domy, mienie a nawet ludzi.
W niedzielę 15 września o 10.35, po pierwszej fali powodzi, woda rozmyła wały i zaczęła przelewać się „[przez obiekt w całkowicie niekontrolowany sposób]”. Sytuacja była bardzo groźna, ale najgorsze miało dopiero nadejść. Około 11.45 woda ostatecznie przerwała wał i ruszyła na Stronie Śląskie. Około 12.10 strażnik miejski lub miejscowy strażak zadzwonił do burmistrza miasteczka - Dariusza Chromca - informując o katastrofie. Zapytany o dalsze czynności Dariusz Chromiec odpowiada:
Wykonałem dwa telefony - pierwszy do pani starostki, drugi do wojewody. Później zerwało nam zasięg.
W internecie już od pół godziny publikowano nagrania z przerwania wałów, ale w samym starostwie nie uznawano faktu katastrofy. Świadkiem zachowania starosty - Małgorzaty Jędrzejewskiej-Skrzypczyk - był dziennikarz „Gazety Kłodzkiej” Romuald Piela, który opisał to na swoich łamach.
Zapytałem ją czy to prawda, że w Stroniu puściła tama, bo dziennikarze taką informację mieli od 20 minut. Odpowiedziała, że nie i wtedy zadzwonił telefon. To był burmistrz Stronia Śląskiego Dariusz Chromiec, który poinformował, że tama puściła, że zalewa miasto i potrzebny jest helikopter, żeby ewakuować odciętych ludzi. Starosta informuje, że wojewoda ma do dyspozcji Black Hawka i zaraz do niego zadzwoni. I dzwonił. Awiżeń odbiera i co? Pyta, ile jest ludzi do ewakuacji, w jakim są wieku i czy helikopter jest w stanie gdzieś wylądować albo bezpiecznie zawisnąć, aby podjąć ludzi. Starosta mówi, że ona tego nie wie, że zadzwoni do Chromca po tej informacje. Nie wiem, co było dalej.
My wiemy. Gdy ludzie w Stroniu byli już zalewani wodą, kilka osób utonęło, kilkanaście budynków zmyło doszczętnie, starosta Jędrzejewska-Skrzypczyk chciała ustalić, czy helikopter miałby dobre warunki do swojej misji. Problem polegał na tym, że po 12.15 na terenie Stronia i okolic nie było już sieci komórkowej. Starosta nie dodzwoniła się do burmistrza tonącego miasta. Co wtedy zrobiła? Na przesłane mailem pytania odpowiedziano nam nieprecyzyjnie, a lakonicznie sformułowana informacja rozmija się z naszymi ustaleniami:
Informacja ta [o przerwaniu wałów - red.] niezwłocznie trafiła (w przekazie osobistym) do pracowników Powiatowego Centrum Zarządzania Kryzysowego (PCZK), którzy rozpoczęli jej weryfikację.
Problem polega na tym, że dyrektor centrum kryzysowego, Jan Kalfas, takiej wiadomości od starosty nie uzyskał. Dopiero o 12.48 pracownicy dowiedzieli się o sprawie, ale nie od urzędniczki, która przebywała piętro niżej, ale od dziennikarki. Redaktor Joanna Żabska z portalu 24klodzko.pl przyszła poinformować o nadchodzącej katastrofie. Jak przekonuje w rozmowie z nami, pracownicy PCZK byli zaskoczeni jej informacją. Dopiero w trakcie jej wizyty uruchomiono właściwe procedury kryzysowe.
Po powodzi dyrektor Kalfas zrezygnował z pracy.
Złożyłem podanie o zwolnienie z pracy z powodu pani starosty, z winy pracodawcy. Nie chcę rozwijać tej sprawy, bo ona prawdopodobnie zakończy się w sądzie
— słyszymy od Kalfasa.
Dlaczego Jędrzejewska-Skrzypczyk nie poinformowała Kalfasa o alarmujących informacjach ze Stronia? O tym mówi nasz informator, pracujący w samym starostwie.
Skrzypczykowa po prostu nie lubiła Kalfasa. Ona miała swoją wizję zarządzania, uważała, że wszystko wie najlepiej, ale Kalfas przerastał ją kompetencjami. To były żołnierz, urzędnik z 20-letnim stażem, bardzo się sprawdził podczas pandemii. Ten facet ma autorytet, zna procedury, racja jest po jego stronie.
Czy urzędniczka wstrzymała informację, bo „nie lubiła” swojego podwładnego? Czy nie wiedziała jak się zachować? Skomentował to dla nas redaktor Piela z „Gazety Kłodzkiej”:
Dlaczego ona nie przekazała informacji? Jeśli to burmistrz dzwoni i mówi, że tama pękła, to to jest wiarygodna informacja. Ona nawet nie dotarła piętro wyżej do zarządzania kryzysowego!
Wody Polskie potwierdziły fakt przerwania wałów z poważnym opóźnieniem - ok. godziny 13.05. Informacja była jednak staroście znana już od 12.13 (lub nawet wcześniej), a właściwe procedury nie zostały uruchomione.
Wszystko wskazuje na to, że śledztwo prokuratury w sprawie katastrofy budowlanej (przerwanie wałów) będzie rozszerzone o dodatkowe wątki. Jak w wypowiedzi dla mediów stwierdził prokurator Mariusz Pindera:
Myślę, że zakres śledztwa będzie o wiele szerszy i będzie obejmował też inne okoliczności.
Tymczasem w starostwie mamy problemy, by uzyskać dostęp do informacji publicznej. Pracownicy Biura Prasowego odpowiedzieli, że odpowiedzi udzielą „przed odpowiednimi służbami” i „przed prokuraturą”. Faktycznie - bez tego się nie obejdzie.
DLACZEGO NIE OSTRZEŻONO MIESZKAŃCÓW? ZOBACZ MATERIAŁ WIADOMOŚCI WPOLSCE24
Jakub Maciejewski
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kraj/709603-chaos-intrygi-ukrywanie-informacji-nowe-fakty-o-powodzi