Gdy drżącym głosem dyrektor Muzeum Żołnierzy Wyklętych ogłaszała, że nowe władze Poczty Polskiej wstrzymały emisję już wydrukowanego znaczka z Hieronimem Dekutowskim ps. „Zapora” - co oznajmiono dwa dni przed świętem 1 marca - przyszła mi do głowy refleksja, żeśmy sobie na to wszystko zasłużyli. Bo oczywiście od początku podejrzewaliśmy Agnieszkę Dziemianowicz-Bąk, która cofnęła ministerialne wsparcie dla obchodów upamiętniających Brygadę Świętokrzyską czy Romualda Rajsa ps. „Bury”, że nie chodzi jej o te dwa przypadki tylko po prostu o wymazanie antykomunizmu ze świadomości Polaków skoro dziś popłuczyny po tamtych komunistach dorwały się do sterów rządzenia naszym krajem. Możemy pomstować, że Barbara Nowacka wprowadza edukację dla przygłupów, żeby w przyszłości nie urazić wiedzą i zakorzenieniem Ahmedów i Ibrahimów, możemy dziwić się paździerzowej neoTVP jak zaraz zacznie opłakiwać ofiary walk frakcyjnych PZRP z 1968 roku, ale myśmy sobie naprawdę na to wszystko zasłużyli.
Mieliśmy bowiem wszystkie narzędzia, by polską pamięć obronić i utrwalić i żeśmy te narzędzia powiesili w szafce, patrząc czasem jak ładnie tam wyglądają. I nie rzecz w politykach PiS, którzy, owszem, zarzucali wagonami kwiatów pomniki i tablice pamiątkowe i często im tyle wystarczało, ale rzecz w nas samych, bo akurat w zakresie pamięci o Polakach walczących o niepodległość każdy z nas miał zobowiązanie działać. Poginęły marsze Żołnierzy Wyklętych, książki o tamtym Podziemiu już się nie sprzedawały, przypinki-ryngrafy nie widniały już w klapach naszych marynarek, nie pokazywaliśmy dzieciom i wnukom ostatnich żyjących Bohaterów i nie mówiliśmy: patrz, ten walczył o niepodległość. A jeśli ktoś robił, to, wybaczcie, za mało.
I teraz niejeden się obudzi, odświeżymy wspomnienia, lektury, programy, zaraz na tiktoku patriotyczni komentatorzy i politycy będą unosić się w oburzeniu, teraz, po czasie, może kult Wyklętych znowu wróci - zwłaszcza że będzie wkrótce zakazany, wyszydzany i właśnie - wyklęty.
Ciekawe że padło akurat na majora Hieronima Dekutowskiego ps. „Zapora”, bo na niego naprawdę trudno znaleźć posteSBeckiego haka. Najpierw walczył z Niemcami, z początkiem 1945 roku przystąpił do walki z komunistami. Szybko zgromadził pod swoją komendą dwustu ludzi, zorganizowanych i zdyscyplinowanych na tyle dobrze, że z powodzeniem rozbijał posterunki MO i SB (Chodel, Kazimierz nad Wisłą), zwyciężał w potyczkach z NKWD i WP (np. Wały Kępskie), uwalniał z więzień żołnierzy Armii Krajowej (Świeciechów), rozbijał jednostki sowieckie (Janów Lubelski, Cmolas). Na cele wybierano te placówki, co do których posiadano informacje, że funkcjonariusze komunistyczni wykazują się tam okrucieństwem wobec więźniów politycznych. Komuniści nie mogli go dopaść zbrojnie, więc UB zorganizował prowokację - fikcyjną przeprawę „Zapory” na Zachód, podczas której został schwytany i przewieziony do więzienia na Rakowieckiej, gdzie wykonano na nim egzekucję. To tam w czwartek Adrianna Garnik, dyrektor Muzeum Żołnierzy Wyklętych i Osób Represjonowanych, obwieściła w przygnębieniu decyzję Poczty Polskiej.
I takiego człowieka Sebastian Mikosz, p.o. prezesa Poczty, wymazuje dziś gumką przeznaczając na przemiał dziesiątki tysięcy już wydrukowanych znaczków? Mikosz to ten sam, co szefował Polskimi Liniami Lotniczymi LOT w czasie, gdy Tusk rozważał ich sprzedanie. Takim ludziom pozwoliliśmy dziś mielić wizerunki majora Dekutowskiego. My. Naprawdę my.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kraj/683569-za-malo-dbalismy-o-wykletych-to-teraz-nam-ich-wymazuja