Z zachwytem przeczytałam podsuniętą mi przez znajomych posynodalną adhortację apostolską Evangelii Gaudium (tłum. Radość Ewangelii) - pierwszy dokument doktrynalny papieża Franciszka. Ilość zacytowanych przez papieża „radujących” wersów biblii przekroczyła moje najśmielsze oczekiwania. Wymienię tylko kilka z nich.
Pomnożyłeś radość, zwiększyłeś wesele (Iz 9, 2).
Wznoś okrzyki i wołaj z radości (Iz 12, 6).
Wstąp na wysoką górę, zwiastunko dobrej nowiny na Syjonie! Podnieś mocno twój głos zwiastunko dobrej nowiny w Jeruzalem (Iz 40, 9).
Zabrzmijcie weselem, niebiosa! Raduj się, ziemio! Góry, wybuchnijcie radosnym okrzykiem! Albowiem Pan pocieszył swój lud, zlitował się nad jego biednymi (Iz 49, 13).
Po zapoznaniu się z tym dokumentem pomyślałam, że chyba za rzadko przelewam tę radość Ewangelii w życie. Zabieganie w codzienności, nawał obowiązków, życiowe trudności powodują, że chodzę z nosem spuszczonym na kwintę i zamiast rozdzielać radość, rozdzielam gorycz.
Oczywiście mam mnóstwo usprawiedliwień, bo przecież tyle rachunków do zapłacenia, a dochodów niewiele, któreś z dzieci znowu „kicha i prycha”, co sprawia, że kolejne nocki są nieprzespane i ciągle czegoś mi brakuje do szczęścia.
Trudno jednak się takimi faktami bronić wobec tego co pisze papież:
Pokusa pojawia się w formie usprawiedliwień i skarg, tak jakby musiało się spełnić wiele warunków, aby mogła zaistnieć radość. Dzieje się tak, ponieważ «społeczeństwo technologiczne zdołało pomnożyć okazje do przyjemności, lecz nie przychodzi mu łatwo doprowadzić do radości» . Mogę powiedzieć, że w swoim życiu widziałem najpiękniejszą i spontaniczną radość u osób bardzo ubogich, które na niewiele mogą liczyć. Wspominam również autentyczną radość tych, którzy pośród wielu obowiązków zawodowych potrafili zachować serce wierzące, hojne i proste.
Co mogę zrobić, by przeciwstawić się pokusie ulegania smutkowi, skąd mam czerpać radość życia? I na to pytanie papież ma odpowiedź:
Życie wzrasta i staje się dojrzałe w miarę jak ofiarujemy je za życie innych
Co oznaczają te słowa dla mnie na dzisiaj? Dla mnie, jako żony i matki, oddać życie za innych to przygotować obiad, pomóc w lekcjach, wysłuchać wydarzeń z pracy, doradzić, dopomóc, a czasem milczeć. Tylko tyle? Aż tyle!
Pamiętam jak kiedyś mój najmłodszy (ósmy) synek ostro zachorował, a że było to w sobotni wieczór, trafiliśmy na pogotowie. Byłam bardzo zmartwiona i przejęta, więc kiedy do szpitalnej sali wszedł rozbawiony lekarz, rzucił okiem na nas troszkę już zaawansowanych wiekiem rodziców i powiedział: „Ojej, a skąd się państwu takie śliczne dziecko wzięło?”, wprost się zagotowałam! Już miałam wybuchnąć paroma ostrymi słowami na temat znieczulicy i chamstwa w służbie zdrowia, ale mój niezawodny mąż był szybszy:
Panie Doktorze, tyle lat nauki i dalej Pani nie wie? - powiedział ze śmiechem.
Lekarz też się roześmiał i w ten sposób nawiązała się rozmowa. On pytał czemu podjęliśmy decyzję o posiadaniu tak dużej rodziny, jak dajemy sobie radę, czy bardzo jesteśmy zmęczeni, a mój mąż zdołał dać piękne świadectwo radości płynącej z życia Ewangelią.
Bo jak w Evangelii Gaudium napisał papież Franciszek:
Dobro zmierza zawsze do dzielenia się. Każde autentyczne doświadczenie prawdy i piękna szuka swej ekspansji, a każda osoba przeżywająca głębokie wyzwolenie zyskuje większą wrażliwość wobec potrzeb innych ludzi. Dzielenie się dobrem sprawia, że ono się umacnia i rozwija. Dlatego jeśli ktoś pragnie żyć z godnością oraz w całej pełni, nie ma innej drogi, jak uznanie drugiego człowieka i szukanie jego dobra. Nie powinny więc nas dziwić niektóre wypowiedzi św. Pawła: «miłość Chrystusa przynagla nas» (2 Kor 5, 14); «Biada mi [...], gdybym nie głosił Ewangelii!» (1 Kor 9, 16).
Dagmara Kamińska
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kosciol/85206-radosc-codziennosci