Każdy z nas wiele razy słyszał zapewne twierdzenia, że wiara i nauka są ze sobą sprzeczne, a człowiek światły, inteligentny, wykształcony nie może być osobą wierzącą w Boga. Oczywiście jest to nieprawda, o czym świadczą choćby przykłady wielu wybitnych naukowców. Głęboko wierzącymi chrześcijanami byli przecież Mikołaj Kopernik, Johannes Kepler, Galileusz, Izaak Newton czy Ludwik Pasteur.
Wokół niektórych uczonych narosło jednak sporo fałszywych mitów. Jedną z takich postaci jest z pewnością Galileusz. Według jednego z badań socjologicznych większość studentów w Europie uważa, że wybitny astronom był więziony i torturowany przez inkwizycję, a następnie został przez nią spalony na stosie. Tymczasem jest to wierutne kłamstwo. Galileo Galilei nie został skazany na śmierć, nikt go nie torturował ani nie stosował wobec niego żadnej przemocy fizycznej. Wyrok odbywał w areszcie domowym, czyli wygodnej rezydencji, gdzie odwiedzali go liczni goście, w tym zaprzyjaźnieni kardynałowie, i gdzie mógł bez przeszkód pracować (zresztą właśnie w tym czasie opublikował swoje najważniejsze dzieło). Zmarł jako wierny syn Kościoła. Te historyczne fakty nie istnieją jednak w świadomości zbiorowej, a zamiast nich królują sfabrykowane opowieści, niemające nic wspólnego z rzeczywistością.
Dla odmiany w przestrzeni publicznej nie pojawia się niemal w ogóle przypadek Antoine’a Lavoisiera, jednego z najwybitniejszych chemików w historii światowej nauki, zwanego ojcem nowożytnej chemii. W czasie rewolucji francuskiej został on aresztowany, a następnie zgilotynowany. Przewodniczący składu sędziowskiego, który skazał naukowca na śmierć, powiedział: „Republika nie potrzebuje uczonych”.
Dziś problemem nie jest przepaść między wiarą a nauką, ale między nauką a polityką. Współczesna polityka nie akceptuje bowiem niektórych osiągnięć i odkryć naukowych, a nawet stara im się ze wszystkich sił zaprzeczać. Oto parę przykładów.
Z biologicznego punktu widzenia nie ma najmniejszych wątpliwości, że życie ludzkie zaczyna się od momentu poczęcia – i nie jest to kwestia wiary, lecz wiedzy, zgodna ze wszystkimi kryteriami współczesnej biologii molekularnej. Od chwili połączenia komórki jajowej i plemnika powstaje nowa, unikalna istota ludzka, rozwijająca się dzięki samosterującym procesom wzrostu. Posiada własny niepowtarzalny genotyp i już w pierwszych 30 godzinach swego istnienia jest tak zaprogramowana, iż zawiera w sobie wszystkie informacje na temat własnego rozwoju. Współczesna genetyka mówi, że już wówczas mieści ona w sobie ponad 100 tysięcy specyfikacji skodyfikowanych w genach chromosomów. A jednak to rozumienie narodzin, oparte zdobyczach nauk przyrodniczych, jest dziś powszechnie odrzucane przez polityków. Dlaczego? Ponieważ tylko w ten sposób są w stanie usprawiedliwić aborcję.
Inny przykład dotyczy kwestii ludzkiej seksualności. Wszystkie fakty biologiczne mówią, że człowiek może mieć tylko jedną z dwóch płci: męską lub żeńską. Przekonuje o tym genetyka, anatomia, morfologia, endokrynologia i inne gałęzie nauki. Są tylko dwa rodzaje par chromosomów: XX u kobiet i XY u mężczyzn (nie ma żadnego trzeciego), są dwa rodzaje gamet: komórka jajowa u kobiet i plemnik u mężczyzn (nie ma żadnych trzecich), są dwa rodzaje narządów płciowych: żeńskie i męskie (i nie ma żadnych innych). Mimo to rozpowszechniła się dziś nowa teoria, która mówi o wielości i płynności płci. Nie znajduje ona jednak żadnego oparcia w naukach przyrodniczych i faktach biologicznych. Mimo to podąża za nią wielu współczesnych polityków, którzy ignorują zupełnie ustalenia naukowe.
Podobnych przykładów można podać znacznie więcej. Pokazują one prawdziwą przepaść dzielącą dziś naukę od polityki. Gdy nauka nie jest wygodna dla celów politycznych, to jest negowana, zaprzeczana, przemilczana. Dlatego dzisiejszy sprzeciw wobec aborcji czy ideologii gender opiera się nie tylko na wierze, lecz także na rozumie.
*Felieton wygłoszony w środę 29 stycznia na falach Radia Maryja. *
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kosciol/719964-nie-ma-przepasci-miedzy-wiara-a-nauka