Kilka dni temu w Rzymie zaczął się kolejny etap Synodu ds. Synodalności, jednak w świecie katolickim nie milkną echa niedawnej pielgrzymki Franciszka do Belgii.
Przypomnijmy, że przybył on tam m.in. po to, by świętować 600-lecie założenia Uniwersytetu Katolickiego w Lowanium. Wspomniana uczelnia podzieliła się w 1968 roku na dwie części: francuskojęzyczną (Louvain-la-Neuve) i niderlandzkojęzyczną (Leuven), jednak jubileusz obchodziły one wspólnie.
Krytyka za słowa o kobietach
Dostojnego gościa z Watykanu spotkały w progach uniwersytetu nieprzyjemne chwile. Najpierw rektor flamandzkiej uczelni, profesor Luc Sels rzucił Franciszkowi prosto w twarz oskarżenie, że traktuje „kwestię różnorodności płci w sztywny sposób”, a następnie zażądał, by Kościół „bardziej otworzył się na społeczność LGBTQ+”, a nawet zezwolił na kapłaństwo kobiet.
Później podczas spotkania ze studentami Franciszek zaskoczony został krytycznym listem, jaki odczytano mu publicznie. Autorzy pisma, przedstawieni jako reprezentanci środowiska akademickiego Lowanium, zarzucili Kościołowi, że przez całą swoją historię umniejszał rolę kobiet, które podporządkowane były mężczyznom i niesprawiedliwie przez nich traktowane. Wywołany do odpowiedzi Franciszek próbował wytłumaczyć zebranym, że kobiety i mężczyźni w Kościele zajmują różne miejsca i pełnią odmienne role. W pewnym momencie powiedział, że bycie kobietą oznacza „owocne przyjęcie, troskliwe i życiodajne poświęcenie”.
Za te słowa został ostro skarcony. Jeszcze nie skończyło się spotkanie z nim, a już władze uniwersytetu opublikowały oficjalny komunikat, w którym potępiły „konserwatywne stanowisko papieża Franciszka w sprawie roli kobiet w społeczeństwie”. Jego wypowiedź uznały za „deterministyczną i umniejszającą”. Władze dodały, że ich uczelnia jest „inkluzywna” i walczy z „seksistowską i seksualną przemocą”. W związku z tym zaapelowały do Kościoła, by podążał tą samą drogą, wyrzekając się dyskryminacji.
Potępienie za słowa o aborcji
W Belgii Franciszek modlił się przed grobem Baldwina I, który w 1990 roku nie zgodził się na złożenie swojego podpisu pod ustawą legalizującą aborcję. Papież postawił wspomnianego króla jako wzór do naśladowania dla współczesnych polityków, by nie bali się odrzucać „morderczego prawa”. Zapowiedział też rychłe rozpoczęcie procesu beatyfikacyjnego monarchy. Wracając do Rzymu, papież stwierdził wprost, że „aborcja to morderstwo”, a „lekarze, którzy to robią, to zabójcy” i „nie ma co do tego dyskusji”.
Wypowiedź Franciszka spotkała się z krytyką rektora drugiego uniwersytetu katolickiego w Lowanium: francuskojęzycznego Louvain-la-Neuve. Françoise Smets potępiła słowa papieża, przypominając, że aborcja jest w Belgii prawem, które zostało ciężko wywalczone i nie można z niego rezygnować. Dodała, że rolą społeczną jej uczelni (przypomnijmy: katolickiej) jest „uczenie lekarzy przeprowadzania aborcji w sposób jak najlepszy dla kobiety”.
Pani rektor nie była w swych komentarzach odosobniona. Stanowisko Franciszka wobec aborcji ostro skrytykowało wielu belgijskich katolików, w tym m.in. ks. Gabriel Ringlet, emerytowany profesor uniwersytetu w Louvain-la-Neuve, pełniący przez dwadzieścia lat (od 1988 do 2008) funkcję prorektora tej uczelni. W rozmowie ze stacją telewizyjną RTBF duchowny nazwał słowa papieża o aborcji „szaleństwem” i „obrazą dla lekarzy”.
Ks. Ringlet stwierdził, że aborcji nie da się jednoznacznie zakwalifikować jako czynu złego, ponieważ jej ocena moralna zależy od okoliczności, w jakich została dokonana. Wymaga to zniuansowanego podejścia i rozpatrywania każdej historii indywidualnie. W tej perspektywie – jak utrzymuje belgijski kapłan – niektóre przypadki aborcji i eutanazji są całkowicie uzasadnione.
„Odważna rewolucja kulturalna”
Krytyka, jaka spadła na Franciszka w Belgii, mocno go zaskoczyła i uraziła, czemu dał wyraz na pokładzie samolotu w drodze powrotnej do Rzymu. Dotąd zazwyczaj krytykowany był raczej z powodu swych liberalnych i modernistycznych poglądów, teraz natomiast został napiętnowany jako sztywny konserwatysta. Paradoks? Niekoniecznie, jeśli weźmiemy pod uwagę logikę rewolucji.
W liście apostolskim motu prioprio „Ad theologiam promovenda”, który potraktować można jako manifest teologiczny obecnego pontyfikatu, Franciszek napisał, że jego celem jest przedefiniowanie całej teologii katolickiej. Nazwał to wprost „odważną rewolucją kulturalną”, „punktem zwrotnym”, „zmianą paradygmatu”. Wspomniany dokument zarysował perspektywę, w której dogmaty i normy moralne nie mają już charakteru niezmiennego, lecz zasadniczo kontekstowy i zależą od uwarunkowań geograficznych, społecznych i kulturowych. Jakiś czyn może być więc w jednym czasie i miejscu grzechem, zaś w drugim – postępkiem moralnie neutralnym lub chwalebnym. W tej optyce niektórych aktów, uważanych za grzeszne, nie można już nazywać zawsze wewnętrznie złymi, lecz oceniać je w zależności od kontekstu. Na tej właśnie podstawie zaczęto dopuszczać do komunii osoby rozwiedzione i utrzymujące relacje seksualne w ponownych związkach czy też błogosławić pary jednopłciowe w świątyniach.
Franciszek uruchomił więc rewolucyjny proces, nad którym przestał panować. Jak wiemy z historii, rewolucje mają to do siebie, że pożerają własne dzieci. Z biegiem czasu następuje bowiem radykalizacja postulatów i ci, którzy wczoraj byli postępowi, dziś z tymi samymi poglądami okazują się reakcjonistami. To właśnie spotkało papieża w Belgii. Ks. Gabriel Ringlet użył przecież dokładnie takich samych argumentów, jakich używał Franciszek w „Amoris laetitia”. Chodzi o przejście od etyki absolutnej do etyki sytuacyjnej. W takim ujęciu przestajemy uważać niektóre czyny za złe z samej swojej istoty, a zaczynamy je oceniać moralnie w zależności od kontekstu. O ile jednak Franciszek czynił to w odniesieniu np. do współżycia pozamałżeńskiego, o tyle ks. Ringlet czyni to w odniesieniu do aborcji i eutanazji. Belgijski duchowny wyciąga jednak tylko logiczne konsekwencje z założeń, który zaproponował Franciszek.
Rozwój doktryny a rewolucja teologiczna
Rewolucja polega zawsze na radykalnym zerwaniu ciągłości – odcięciu się od przeszłości i budowaniu przyszłości na nowym paradygmacie. Jest to jednak niezgodne z wewnętrzną logiką rozwoju Kościoła, który ma charakter organiczny i przypomina (używając porównania z dziedziny przyrody) stopniowe przeobrażanie się dębu z niewielkiego żołędzia w rozłożyste drzewo – w obu przypadkach, mimo olbrzymich różnic, mamy do czynienia z tym samym organizmem, który wzrastał dzięki swojej własnej dynamice rozwojowej.
Podczas pontyfikatu Franciszka dochodziło do rewolucyjnego zerwania ciągłości. Nigdy wcześniej w swojej historii Kościół nie głosił dopuszczania do komunii osób rozwiedzionych i utrzymujących relacje seksualne w ponownych związkach, ponieważ uważał, że nie znajdują się one w stanie łaski uświęcającej. Nigdy też nie zezwalał na błogosławienie par jednopłciowych, gdyż traktował akty homoseksualne jako grzech ciężki. Uzasadnianie tych zmian rozwojem doktryny chrześcijańskiej jest nadużyciem, ponieważ rozwój musi respektować zasadę niesprzeczności (to znaczy, że Kościół nie może głosić na różnych etapach historii sprzecznych ze sobą prawd wiary i zasad moralnych) – nie można nazywać tego samego stanu najpierw trwaniem w grzechu ciężkim, a następnie przebywaniem w łasce uświęcającej. Franciszek legitymizował jednak swoim autorytetem ów rodzaj teologii i dziś zbiera tego owoce.
Prawdziwa odnowa Kościoła, jak pokazuje historia, nigdy nie odbywała się poprzez rewolucję (w tym sensie rewolucjonistą był Luter, tak często chwalony publicznie przez Franciszka, ponieważ zerwał radykalnie z ciągłością nauczania Kościoła i zasadą niesprzeczności doktryny chrześcijańskiej). Reforma, którą zaproponowali św. Franciszek z Asyżu czy św. Dominik, polegała na czymś zupełnie innym – nie na wyrywaniu drzewa, nie na ścinaniu pnia, lecz na świadomym czerpaniu życiodajnych soków z korzeni, czyli na duchowym powrocie do źródła wiary, którym jest Chrystus.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kosciol/708851-papiez-franciszek-w-ogniu-krytyki-belgijskich-katolikow