W październiku w Rzymie odbędzie się kolejne zgromadzenie Synodu ds. Synodalności na szczeblu watykańskim. Największą zagadką całego wydarzenia jest to, że nikt tak naprawdę nie przedstawił do tej pory definicji synodalności ani sposobu jej funkcjonowania w Kościele. Nie przeszkadza to jednak wielu hierarchom formułować tezy, iż Kościół jest ze swej natury synodalny. Z wypowiedzi niektórych dostojników wynika, że synodalność jest sposobem zarządzania Kościołem i przeciwieństwem jego hierarchicznej struktury. Przypomina odwróconą piramidę i włączać powinna jak najszersze kręgi wiernych. Temu służyły poszczególne etapy synodu: od poziomu parafialnego, poprzez diecezjalny, krajowy, kontynentalny, aż po watykański.
Tylko struktura
Gdybyśmy chcieli scharakteryzować Kościół synodalny na podstawie oficjalnych dokumentów końcowych synodów na szczeblach poszczególnych krajów, to uzyskalibyśmy obraz instytucji tak zróżnicowanej, że trudno byłoby wskazać elementy wspólne dla wszystkich jej członów. Takimi czynnikami nie byłyby ani wiara, ani moralność. Żeby się o tym przekonać, nie trzeba zresztą zagłębiać się w treść wspomnianych dokumentów. Wystarczy rzut oka, by zobaczyć, że to, co po wschodniej stronie Odry uznawane jest za grzech ciężki, uniemożliwiający dostęp do Eucharystii, po zachodniej stronie tej samej rzeki traktowane jest jako przebywanie w łasce uświęcającej, nie stanowiące przeszkody, by przystępować do Komunii. W jednych krajach na podstawie watykańskiej deklaracji „Fiducia supplicans” oficjalnie błogosławione są przez księży pary homoseksualne, zaś w innych krajach za zgodą tego samego Watykanu aprobowany jest zakaz błogosławienia takich związków. Mamy więc w Kościele w różnych regionach odmienne rozumienie grzechu, sakramentów, łaski uświęcającej, nierozerwalności małżeńskiej etc.
Rodzi się zatem pytanie: skoro lokalnych Kościołów katolickich w rozmaitych państwach nie łączy już jedyność i powszechność wspólnej wiary i moralności, to co jest spoiwem między nimi? W tej sytuacji okazuje się, że jedynym lepiszczem pozostaje przynależność do tej samej struktury. „Sola structura”. To naczelna zasada jednocząca Kościół synodalny.
Niemcy: władza i seks
Swoistym laboratorium synodalności w skali globalnej pozostaje dziś Kościół w Niemczech, gdzie tamtejsza Droga Synodalna zainaugurowana została już jesienią 2019 roku, a więc o wiele wcześniej niż Franciszek ogłosił rozpoczęcie Synodu ds. Synodalności. Inicjatorem tamtego wydarzenia był ówczesny przewodniczący Konferencji Episkopatu Niemiec kardynał Reinhard Marx, zasiadający zarazem w organie doradczym papieża, czyli Radzie Kardynałów, których zadaniem jest wyznaczenie kierunków reformy Kościoła. Z wypowiedzi wspomnianego dostojnika wynikało, że Niemcy powinny dać przykład światu i stać się pionierem nowego duszpasterstwa w Kościele katolickim. To zresztą znamienne, że postulaty najpierw wysuwane przez biskupów niemieckich były później aprobowane przez Watykan, jak np. dopuszczenie do Komunii osób rozwiedzionych i utrzymujących relacje seksualne w ponownych związkach (na podstawie adhortacji „Amoris laetitia”) czy błogosławienie przez księży par homoseksualnych (na podstawie deklaracji „Fiducia supplicans”).
W tym świetle należy widzieć także niemiecką Drogę Synodalną, która postawiła przed sobą cztery cele: doprowadzić do nowego podziału władzy w Kościele, czyli zwiększyć kompetencje świeckich kosztem prerogatyw biskupów; zmienić etykę seksualną Kościoła, zwłaszcza w odniesieniu do homoseksualizmu, a więc przestać uznawać stosunki jednopłciowe za grzeszne oraz wprowadzić błogosławienie takich par w świątyniach; znieść obowiązkowy celibat księży i doprowadzić do wyświęcania żonatych mężczyzn; zainicjować nowe formy sprawowania przez kobiety urzędów w Kościele, nie wykluczając także ich kapłaństwa.
Wszystkie postulaty niemieckiej Drogi Synodalnej koncentrują się zatem wokół dwóch głównych zagadnień: władzy i seksu. Przy czym seks jest rozumiany bardziej jako narzędzie kontroli społecznej (w duchu „Libido dominandi”) niż jako uświęcony przez sakrament bezinteresowny dar z samego siebie. Niczyjej uwagi nie zaprząta konieczność głoszenia kerygmatu, ewangelizacji, misyjności, rozwoju teologii ciała, antropologii biblijnej, personalizmu chrześcijańskiego, chrystianizacji kultury, pogłębionej formacji duchowej czy budowania osobistej relacji z Bogiem. Kto by się zresztą jakimś tam Panem Bogiem przejmował. Władza i seks – to są prawdziwe bożki tego świata. W sam raz dla religii, której jedynym spoiwem jest struktura.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kosciol/703997-kosciol-synodalny-czyli-sola-structura