Od początku obecnego pontyfikatu publicyści religijni na całym świecie rozpisują się o „nowym paradygmacie”, który wraz z Franciszkiem miał nastać w Kościele katolickim. On sam zresztą w swoim niedawnym liście apostolskim motu proporio „Ad theologiam promovenda” napisał wprost, że jego zamiarem jest „zmiana paradygmatu” i „odważna rewolucja kulturalna” w Kościele.
Co to znaczy paradygmat?
Zanim zaczniemy powtarzać za samym zainteresowanym oraz licznymi komentatorami jego pontyfikatu, że mamy do czynienia ze zmianą paradygmatu, warto zatrzymać się na chwilę i wyjaśnić, co właściwie oznacza owo pojęcie. Otóż koncepcję „paradygmatu” w jego dzisiejszym rozumieniu zawdzięczamy jednemu z najważniejszych współczesnych teoretyków nauki, amerykańskiemu fizykowi i filozofowi Thomasowi Kuhnowi. W jego rozumieniu paradygmat w nauce to pewien system stanowiący rodzaj matrycy dyscyplinarnej, wokół której panuje powszechny konsensus.
Zmiana aradygmatu na nowy odbywała się wówczas, gdy stary okazywał się fałszywy lub niewystarczający, ponieważ nie był w stanie odpowiedzieć na mnożące się pytania. Przykładem błędnego paradygmatu był np. ptolemeuszowski system geocentryczny, który zastąpiony został przez kopernikański system heliocentryczny. Z kolei model mechaniki newtonowskiej okazał się niewystarczający, by wyjaśnić zjawiska zachodzące w mikroskali, na poziomie cząstek elementarnych, dlatego konieczne okazało się wprowadzenie nowego paradygmatu, czyli mechaniki kwantowej.
Zmiana paradygmatu czy religii?
Jak jednak zastosować to pojęcie do religii? Otóż odpowiednikiem paradygmatu w katolicyzmie jest Objawienie, którego elementami są Pismo Święte i Tradycja Kościoła. To ono tworzy ramy funkcjonowania wszystkich katolików.
Żeby wprowadzić nowy paradygmat, należy wcześniej uznać, że dotychczasowy okazał się fałszywy lub nie jest w stanie odpowiedzieć na wszystkie pojawiające się pytania. Objawienie chrześcijańskie jest jednak – według Magisterium Kościoła katolickiego –ostateczne i kompletne: nie można do niego nic dodać, ani nic ująć, ponieważ zawiera w sobie wszystkie prawdy zbawcze potrzebne do osiągnięcia życia wiecznego. W tym sensie nie jest możliwa zmiana starego paradygmatu na nowy, ponieważ musiałaby ona oznaczać w istocie zamianę religii katolickiej na inną.
Oczywiście podejmowano na przestrzeni stuleci takie próby. Najczęściej pojawiały się one w momentach kryzysów i przesileń historycznych. Zazwyczaj odrzucały albo Pismo Święte, albo Tradycję Kościoła, albo jedno i drugie. Najbardziej znanym przykładem takiego projektu w dziejach był protestantyzm. Do tej kategorii należą też najróżniejsze sekty i nurty heretyckie.
Czy zasada niesprzeczności jeszcze obowiązuje?
Dla odmiany żaden z autentycznych ruchów odnowicielskich, jakie pojawiały się w historii Kościoła (związanych np. z benedyktynami, cystersami, franciszkanami, dominikanami, jezuitami czy innymi środowiskami), nie nawoływał nigdy do stworzenia czegoś w rodzaju „nowego paradygmatu” (a więc do zastąpienia lub uzupełnienia Pisma i Tradycji), lecz wręcz odwrotnie – głosił powrót do źródeł, do korzeni, do początków.
O ile w koncepcji Kuhna rozwój nauki odbywa się w oparciu o nowe paradygmaty, o tyle w teologii katolickiej mamy do czynienia nie ze zmianą starego paradygmatu na nowy, lecz z pogłębianiem istniejącego paradygmatu. W takim ujęciu opisywali organiczny rozwój doktryny chrześcijańskiej św. Wincenty z Lerynu w V wieku czy św. John Henry Newman w XIX wieku, podkreślając zawartą w nim zasadę niesprzeczności (czyli to, że żaden nowy element nauczania Kościoła dotyczący wiary i moralności nie może być sprzeczny z istniejącymi do tej pory).
Za pontyfikatu Franciszka obserwujemy jednak wprowadzanie nowych norm, które zaprzeczają dotychczasowym. Przykładem tego jest dopuszczanie do Eucharystii osób rozwiedzionych i utrzymujących relacje seksualne w ponownych związkach. Nigdy w swojej historii Kościół nie zezwalał na takie postępowanie, uważając, że ludzie żyjący w stanie grzechu ciężkiego nie mogą przystępować do Najświętszego Sakramentu. Za panowania Franciszka po raz pierwszy w dziejach Stolica Apostolska uznała oficjalnie to stanowisko za nieobowiązujące. Ogłosił to publicznie na początku października br. w odpowiedzi na zapytanie kardynała Dominika Duki obecny prefekt Dykasterii Nauki Wiary kardynał Viktor Fernandez, powołując się przy tym na adhortację apostolską Franciszka „Amoris laetitia” z 2016 roku.
Choć powyższy krok jest przedstawiany często jako decyzja o wymiarze czysto duszpasterskim, w rzeczywistości jest on nierozerwalnie związany z kwestiami doktrynalnymi. Nie dotyczy bowiem praktyk pobożnościowych, lecz podstawowych prawd wiary. Jego przyjęcie zmusza bowiem do zerwania z dotychczasowym rozumieniem takich zagadnień, jak łaska uświęcająca, grzech ciężki, cudzołóstwo czy nierozerwalność małżeńska, by zdefiniować je ponownie w świetle nowych rozwiązań.
Na tym właśnie polega zmiana paradygmatu. To, co było częścią Objawienia chrześcijańskiego, przestaje obowiązywać. Podobne reperkusje pociąga za sobą niedawna zgoda Franciszka na błogosławienie par homoseksualnych zawarta w deklaracji „Fiducia supplicans”. Nie da się jej pogodzić z dotychczasowym paradygmatem katolickim, czyli Pismem Świętym i Tradycją Kościoła, a więc trzeba zmienić obowiązujący paradygmat.
To nie przypadek, że dokonując zmian w ramach nowego paradygmatu Franciszek powołuje się najczęściej na samego siebie jako źródło tradycji. Liczba autocytatów w jego pismach jest większa niż w przypadku któregokolwiek z papieży. Na przykład w tegorocznej adhortacji „Laudate Deum” aż 61 proc. wszystkich przypisów odsyła nas do poprzednich pism Franciszka, który namiętnie cytuje samego siebie. W sumie nic w tym dziwnego – przecież w Piśmie Świętym, dokumentach wcześniejszych papieży, tekstach soborowych czy wypowiedziach świętych lub Ojców Kościoła nie mógłby znaleźć argumentów na przeprowadzenie swoich zmian. W końcu tamta tradycja należy do starego paradygmatu.
Co jest istotą nowego paradygmatu?
O tym, co jest istotą nowego, postulowanego przez Franciszka paradygmatu, najwięcej mówi jego niedawno ogłoszony list apostolski motu proporio „Ad theologiam promovenda”, będący swoistym teologicznym manifestem tego pontyfikatu, nawołującym do „odważnej rewolucji kulturalnej” w Kościele. Ponieważ omawiałem ów dokument w listopadzie na łamach tygodnika „Sieci”, przywołam fragment zamieszczonej tam analizy:
Co jest istotą nowego paradygmatu, który chce ustanowić Franciszek? Otóż punktem wyjścia nie może być wiara w objawienie chrześcijańskie, zawarte w Tradycji Kościoła, ponieważ taka teologia jest – jego zdaniem – „abstrakcyjna i ideologiczna”, innymi słowy: oderwana od realnego życia. Należy więc zacząć od „otwarcia na świat, człowieka w konkretności jego sytuacji egzystencjalnej, z jego problemami, ranami, wyzwaniami, potencjałem”. Punktem wyjścia powinno być zatem ludzkie doświadczenie, osadzone w konkretnym kontekście historycznym. Dlatego – jak pisze Franciszek – nowa teologia musi być „zasadniczo kontekstowa, zdolna do odczytywania i interpretowania Ewangelii w warunkach, w jakich na co dzień żyją mężczyźni i kobiety, w różnych środowiskach geograficznych, społecznych i kulturowych”.
Kryterium oceny nie jest już więc Ewangelia, w świetle której odczytujemy i interpretujemy nasze życie, lecz staje się nim nasze doświadczenie, dzięki któremu możemy lepiej odczytać i interpretować Ewangelię. Ponieważ w dziejach ludzkości nieustannie zmieniał się kontekst kulturowy, dlatego wraz z nim musi się zmieniać także nasze rozumienie wiary. W tej perspektywie dogmaty czy normy moralne nie mają już charakteru niezmiennego, lecz są raczej wyrazem rozeznawania, zależnego zawsze od czasu i miejsca, w których żyjemy. Mogą więc zmieniać się zależnie od okoliczności. W związku z tym bardziej przydatne dla współczesnej teologii mogą być nauki społeczne, socjologia czy psychologia, nie zaś (abstrakcyjne i oderwane od życia) dogmatyka lub metafizyka.
Problem polega na tym, że tego typu rozumienie teologii było zawsze uważane za sprzeczne z istotą doktryny katolickiej, a nawet potępiane przez niektórych papieży. W związku z tym rodzi się zasadne pytanie, czy to, co postuluje Franciszek, a więc zmiana starego paradygmatu na nowy, nie jest czymś znacznie poważniejszym, a mianowicie próbą zastąpienia jednej religii przez drugą. Czy to, co pozostanie po takich zmianach, będzie jeszcze Kościołem katolickim? Być może pozostanie stara nazwa, ale kryjąca się na nim rzeczywistość będzie już czymś zupełnie innym.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kosciol/676392-nowy-paradygmat-papieza-franciszka-co-pozostanie