„Święci żyją. Jesteśmy o tym przekonani i tego ich życia doświadczamy. Mam tu na myśli zarówno wstawiennictwo świętych w niejednokrotnie bardzo spektakularnej postaci, ale również tych naszych świętych rodzinnych, naszych bliskich, co do których głęboko wierzymy, że żyją u Boga i których opieki i wstawiennictwa także doświadczamy. To jest rzeczywiście święto żywych, święto życia, radości i nadziei. To święto pokazujące spełnienie ludzkiego życia” - mówi portalowi wPolityce.pl ks. prof. Paweł Bortkiewicz TChr, bioetyk i wykładowca akademicki.
wPolityce.pl: Datę 1 listopada przyjęło się uważać za datę smutną i refleksyjną i mówić, że obchodzimy dziś „święto zmarłych”. A przecież tak naprawdę jest to Dzień Wszystkich Świętych, raczej radosny niż smutny?
Ks. prof. Paweł Bortkiewicz TChr: Tak, dlatego, że święci żyją. Jesteśmy o tym przekonani i tego ich życia doświadczamy. Mam tu na myśli zarówno wstawiennictwo świętych w niejednokrotnie bardzo spektakularnej postaci, ale również tych naszych świętych rodzinnych, naszych bliskich, co do których głęboko wierzymy, że żyją u Boga i których opieki i wstawiennictwa także doświadczamy.
To jest rzeczywiście święto żywych, święto życia, radości i nadziei. To święto pokazujące spełnienie ludzkiego życia.
Jeśli chodzi o tę „spektakularną postać”, tj. o świętych Polaków wyniesionych na ołtarze, to na razie mamy ich chyba dość niewielu?
Dzięki Janowi Pawłowi II otrzymaliśmy bardzo wielu beatyfikowanych i świętych. Oczywiście mamy świętych, którzy są bardzo znani: św. Faustyna Kowalska, św. Brat Albert Chmielowski, św. Rafał Kalinowski. Ale właściwie to każda pielgrzymka papieska przynosiła przynajmniej postacie beatyfikowanych.
To właśnie papieżowi Janowi Pawłowi II zawdzięczamy pierwszą beatyfikację na ziemach polskich - to oczywiście Poznań, 1983 r. i siostra Urszula Ledóchowska, założycielka urszulanek.
Mamy oczywiście bardzo wiele postaci, które przeszły przez stosowne procesy. Warto jednak podkreślać, że w tej uroczystości Wszystkich Świętych Kościół czci także tych, których imiona nie zostały wyróżnione procesami kanonicznymi, ale co do ktorych świętości jesteśmy głęboko przekonani. Wiemy, że tacy ludzie są, a ich liczba jest wprost niepoliczona.
Czyli również nasi bliscy zmarli mogą być świętymi i możemy prosić ich o opiekę i wstawiennictwo?
Oczywiście, spoglądamy też na życie naszych bliskich: rodziców, czasem rodzeństwa, krewnych, przyjaciół także. I dostrzegamy ogromne, ale przepiękne zmagania związane z ich życiem.
Pozwolę sobie powiedzieć bardzo osobiście: pokolenie moich rodziców to pokolenie, które przeżyło wojnę i straszliwe zmagania, takie jak przesiedlenie. W przypadku mojego Taty - z Kresów na tzw. Ziemie Odzyskane. Moja Mamusia także trafiła tam z Tarnowskiego. Wspominam o rodzicach, bo to jest zapis losów tego pokolenia, które musiało wielokrotnie zmagać się z nową rzeczywistością - miejsca zamieszkania, czasów, ideologii.
Wiem, że takich świadectw jest bardzo wiele i że ci ludzie potrafili ocalić swoją godność, swoje przywiązanie do Boga, do Polski, potrafili ukazać piękno ludzkiego życia mimo niesprzyjających warunkach. Żyli w czasach marnych, by nie powiedzieć: podłych, a jednak potrafili to życie przeżyć pięknie. Między innymi to takich ludzi dzisiaj wspominamy.
Wysiedlenia, niemieckie obozy, roboty przymusowe, utrata bliskich osób, wszędzie wokół śmierć i zniszczenie. Życie tych pokoleń, które pamiętają II wojnę światową, to chyba było również pewnego rodzaju męczeństwo?
Tak, bo warto przypomnieć, że męczeństwo nie musi oznaczać krwawego certyfikatu. Jest przede wszystkim świadectwem wiary, świadectwem miłości. I to świadectwo może być dawane w różny sposób. Nie musi wiązać się z krwawym prześladowaniem, ale na pewno składane jest w dobie opresji, szykan, niepopularności czy czegoś, co dziś nazwalibyśmy ostracyzmem, niepoprawnością polityczną, hejtem.
Jeśli w takich właśnie warunkach potrafimy dochować wierności temu, co jest prawdziwe i dobre, jeśli w takich warunkach dochowujemy wierności Bogu, to jest to świadectwo, które można nazwać męczeństwem.
Ale to również poświęcenie dla innych, ofiara.
Oczywiście, miałem na myśli właśnie ten wymiar miłości będącej także poświęceniem. Mamy zarówno znane, jak i może anonimowe, ale czytelne przecież i widoczne. Jeśli spojrzymy na codzienną pracę sióstr prowadzących domy opieki dla dzieci niepełnosprawnych, jeśli spojrzymy na pracę osób świeckich poświęcających się takim osobom, na rodziców, którzy nie wahali się przyjąć trudnego życia dziecka cierpiącego i ofiarowali temu dziecku swoje życie, to zauważmy, że zwłaszcza w naszych czasach, naszej kulturze, przeliczającej życie wyłącznie na jego jakość, kalkulującej, czy opłaca się dać człowiekowi szansę życia, czy nie, postawy rodziców, którzy potrafili poświęcić swoje życie schorowanemu, cierpiącemu dziecku, to jest heroizm, to jest świętość.
A z drugiej strony - mamy przykłady wielu osób wyniesionych na ołtarze, których życie ziemskie, przynajmniej do pewnego momentu, nie było tak do końca święte, ale wykonały ogromną pracę nad sobą. To też może dawać nadzieję?
Tak, bezwzględnie są to bardzo spektakularne przykłady ogromnej pracy, często zupełnie wręcz szokującej. To przykłady ludzi, którzy radykalnie zmieniali swoje życie. Przykłady wielkich konwertytów, głęboko zakorzenionych w pewnych nurtach myślowych czy ideologicznych i pod wpływem różnych zdarzeń potrafili porzucić dotychczasowy światopogląd.
Takie przykłady są też bardzo inspirujące i przekonujące. Wystarczy wymienić nawet jeden przykład francuskiego konwertyty, André Frossarda, który w sposób zupełnie banalny z racji ulewnego deszczu wszedł do kościoła w Paryżu, akurat w momencie wystawienia Najświętszego Sakramentu. Z kościoła wyszedł z okrzykiem, który przelał później na karty swojej książki: „Bóg istnieje! Spotkałem Go!” i stał się jednym z bardzo znamienitych publicystów, intelektualistów katolickich XX w.
Gdyby na koniec zechciał Ksiądz Profesor jeszcze powiedzieć coś o modlitwach za wstawiennictwem świętych. Przyznam, że spotykam się z wątpliwościami w tej kwestii nawet wśród katolików: „Jak to tak, modlić się do może świętego, ale jednak człowieka?”. A nie modlimy się przecież „do” świętych, lecz właśnie za ich wstawiennictwem. W jaki sposób mogą nam pomóc takie modlitwy?
Modlimy się zawsze, mając na uwadze fakt, że w pierwszym rzędzie świętym jest sam Bóg. Ale Bóg udziela tej łaski świętości, pozwalając nam lepiej zrozumieć jej tajemnice, poprzez konkretne biografie świętych.
Kiedy bowiem spoglądamy na ich biografie, przykłady ludzi zmagających się z ogromnym cierpieniem fizycznym, którzy doświadczyli nawrócenia, wcześniej będąc oddalonymi od Kościoła, którzy zmagali się z rozlicznymi trudnościami, opresjami, prześladowaniami ideologicznymi, to łatwiej też spojrzeć na własne życie i dostrzec, że świętość jest możliwa.
Dlatego właśnie za ich przyczyną, ich wstawiennictwem, szukamy dostępu do Boga. Identyfikując się z ich biografiami, widząc w ich wstawiennictwie ułatwiony dostęp do Boga i Jego absolutnej świętości.
Bardzo dziękuję za rozmowę.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kosciol/669083-ks-bortkiewicz-dzien-wszystkich-swietych-to-swieto-zywych