„Papież Franciszek zamiata spuściznę po Benedykcie”, tak zatytułował „Der Spiegel” swój tekst o nowych decyzjach biskupa Rzymu, zwłaszcza o nominacji na stanowisko prefekta Dykasterii Nauki Wiary arcybiskupa Viktora Manuela Fernandeza. Wtóruje mu „Frankfurter Rundschau”, donosząc w nagłówku: „Franciszek w końcu zrywa z Benedyktem”.
Powyższe opinie skłoniły katolicki portal kath.net do przeprowadzenia wywiadu z niemieckim pisarzem i dziennikarzem Peterem Seewaldem. Wybór rozmówcy nie był przypadkowy. Nie tylko wydał on trzy tomy rozmów z Benedyktem XVI oraz napisał najobszerniejszą do tej pory biografię Josepha Ratzingera, lecz również był jedną z niewielu osób, które po lutym 2013 roku utrzymywały regularny kontakt z papieżem-emerytem. Był więc w uprzywilejowanej sytuacji, ponieważ miał w ostatnich latach możliwość wielokrotnych rozmów z Benedyktem na najważniejsze tematy dotyczące życia Kościoła.
Zerwana ciągłość nauczania
Pisarz mówi w wywiadzie, że niemieckie media nie mylą się: Franciszek rzeczywiście chce zerwać z ciągłością nauczania, ale nie tylko Benedykta XVI, lecz Kościoła, jednak do tej pory obecność papieża-emeryta w Watykanie powściągała jego zamiary. W tym sensie śmierć Ratzingera rozwiązała mu ręce. Na poziomie symbolicznym ta hermeneutyka zerwania była szczególnie widoczna podczas uroczystości pogrzebowych. Jak mówi Seewald:
Wszyscy pamiętamy ciepłe słowa Ratzingera wypowiedziane podczas Requiem dla Jana Pawła II, słowa, które poruszały serca, które mówiły o chrześcijańskiej miłości, o szacunku. Nikt jednak nie pamięta słów Bergoglio z Requiem dla Benedykta XVI, równie zimnych jak cała ceremonia, która nie mogła być już krótsza, by nie oddać zbyt wielkiego hołdu poprzednikowi.
Inną symboliczną decyzją było odesłanie osobistego sekretarza Benedykta XVI – arcybiskupa Georga Gänsweina do jego macierzystej diecezji we Fryburgu bez przydzielania mu jakichkolwiek zadań. Kompetencje wspomnianego dostojnika, doktora prawa kanonicznego i jednego z najbardziej doświadczonych urzędników watykańskich (pracującego u boku Josepha Ratzingera łącznie 26 lat) nie są dziś w Kościele wykorzystywane. Po jego spotkaniu z arcybiskupem Fryburga Stephanem Burgerem miejscowa kuria wydała komunikat mówiący, że Georg Gänswein nie będzie pełnił tam żadnych funkcji, jednak „istnieje możliwość przyjmowania przez niego indywidualnych zamówień, takich jak bierzmowania czy lokalne nabożeństwa świąteczne”.
Tego rodzaju postępowanie wobec Gänsweina – jak mówi Seewald – czyni postawę Franciszka niewiarygodną:
Nie można z Biblią w ręku ciągle mówić o braterskiej miłości, wzajemnym szacunku i miłosierdziu, depcząc te cnoty. Brutalność i publiczne upokorzenie, z jakim porzucono tak zasłużonego człowieka jak Gänswein, są bezprecedensowe. Nie zachowano nawet zwyczaju podziękowania odchodzącemu pracownikowi, jak to jest w zwyczaju w najmniejszej nawet firmie.
Zdaniem Seewalda, za obniżeniem rangi Gänsweina kryje się w rzeczywistości chęć pomniejszenia znaczenia tego, którego przez lata reprezentował. W tym sensie były sekretarz Benedykta XVI jawi się jako ofiara zastępcza.
Kto stosuje „niemoralne metody”?
Kolejnym wymownym aktem, na który zwrócił uwagę biograf Benedykta, był list Franciszka do nowego prefekta Dykasterii Nauki Wiary arcybiskupa Viktora Manuela Fernandeza. Autor pisma, odnosząc się do niedawnej przeszłości tej instytucji, skrytykował jej działalność, pisząc, iż „stosowała niemoralne metody”. Powszechnie zostało to odebrane jako krytyka pod adresem Josepha Ratzingera, który stał na czele wspomnianej kongregacji przez 24 lata. Wcześniej Franciszek nigdy takich zarzutów publicznie nie formułował. Dopiero po śmierci Benedykta XVI po raz pierwszy wysunął oskarżenie o „niemoralne metody”.
Zdaniem Seewalda jest to opinia krzywdząca i nieprawdziwa, ponieważ Joseph Ratzinger jako prefekt Kongregacji Nauki Wiary nigdy nie potępiał niczyich poglądów bez uprzedniego wysłuchania. Zapraszał więc do Rzymu biskupów, teologów czy księży, którzy głosili kontrowersyjne tezy, by mieli okazję osobiście przedstawić swoje argumenty oraz bronić się przed zarzutami. Warto dodać, że dokumenty uznające niektóre poglądy za niezgodne z wiarą katolicką ogłaszane były dopiero wówczas, gdy ich wyraziciele upierali się przy swych tezach, jednoznacznie odrzucając Magisterium.
Fałszywy obraz konfliktu w Watykanie
Peter Seewald uważa, że Jorge Mario Bergoglio od pierwszego dnia pontyfikatu starał się zdystansować od swojego poprzednika. Wynikało to nie z odmiennych temperamentów, lecz z przeciwstawnych poglądów na temat przyszłości Kościoła. Franciszek mógł przy tym liczyć na poparcie mediów, które kreowały wizerunek „papieża-reformatora” osaczonego w Watykanie przez „wilki”, czyli reakcyjną klikę związaną z „papieżem-cieniem”. Jak mówi Seewald, był to całkowicie fałszywy obraz:
Prawdę mówiąc, nigdy nie było papieża-cienia. Jako papież-emeryt Benedykt unikał wszystkiego, co mogłoby sprawiać najmniejsze wrażenie, że będzie rządził za pontyfikatu swojego następcy. A jeśli chciałoby się rozejrzeć za „wilkami”, to widać, że wszystkie padły już na dalszym planie.
Niemiecki pisarz mówi, że jedność między obu papieżami okazała się pobożnym życzeniem. Widać to było szczególnie na przykładzie stosunku do Mszy w tradycyjnym rycie rzymskim. Franciszek jednym pociągnięciem pióra przekreślił to, co Benedykt XVI uważał za jedno z największych osiągnięć swego pontyfikatu. Papież-emeryt dowiedział się o tej decyzji z „L’Osservatore Romano”. Jak mówi Seewald:
Było to dla niego jak dźgnięcie w serce. Nigdy po tym nie podniósł już się na zdrowiu.
Tajemnica „katechona”
Portal kath.net opatrzył wywiad z biografem Benedykta XVI znaczącym tytułem „Pęknięcie tamy”. Nawiązał w ten sposób do następujących słów Seewalda:
Ostatnie wydarzenia wskazują na istne pęknięcie tamy. W obliczu dramatycznego upadku chrześcijaństwa w Europie może to doprowadzić do powodzi, która zniszczy to, co jeszcze przetrwało.
Wspomniane wydarzenia – jak mówi niemiecki pisarz – przywodzą mu na myśl głośny esej włoskiego filozofa Georgio Agambena o „tajemnicy zła” w Kościele. Autor przywołał w nim m.in. biblijne pojęcie „katechona”.
Cóż znaczy to tajemnicze słowo? Otóż w 2. Liście do Tesaloniczan św. Paweł wymienia znaki, które mają poprzedzać nadejście antychrysta. Apostoł pisze, że dzień ten nie nadejdzie:
Dopóki nie przyjdzie najpierw odstępstwo i nie objawi się człowiek grzechu, syn zatracenia, który się sprzeciwia i wynosi ponad wszystko, co nazywa się Bogiem lub tym, co odbiera cześć, tak że zasiądzie w świątyni Boga, dowodząc, że sam jest Bogiem. (…) Wiecie, co go teraz powstrzymuje, aby objawił się w swoim czasie. Albowiem już działa tajemnica bezbożności. Niech tylko ten, co teraz powstrzymuje, ustąpi miejsca, wówczas ukaże się Niegodziwiec…
Według Ojców Kościoła, wspomniany przez Pawła „człowiek grzechu”, „syn zatracenia” i „Niegodziwiec” to różne imiona antychrysta. Nadejdzie on wtedy, kiedy ustąpi miejsca „ten, który go powstrzymuje”. W języku greckim „ten, który powstrzymuje” to „katechon”. A więc katechon to ktoś, kto powstrzymuje nadejście Antychrysta. Może on być rozumiany jako konkretna osoba, a może jako pewna zasada powstrzymywania.
Wróćmy jednak do Agambena. Otóż jego zdaniem Benedykt XVI był właśnie takim katechonem, a więc kimś pełniącym rolę „zatyczki”, która powstrzymuje nawałnicę zła. Jak komentuje Seewald:
To trudna teza. Ale papież-emeryt najwyraźniej widział to w ten sam sposób. Kiedy zapytałem go, dlaczego nie może umrzeć, odpowiedział, że musi zostać. Jako pamiątka autentycznego przesłania Jezusa, jako światło na górze. „W końcu Chrystus zatriumfuje” – dodał.
Ostrzeżenie pod adresem papieża
Wywiad z Peterem Seewaldem jest dramatycznym wołaniem przestrzegającym przed zmianami, które sprawią, że Kościół porzuci swoją odwieczną naukę i przestanie być Kościołem. Takich głosów jest ostatnio coraz więcej, a nasilają się one zwłaszcza po śmierci Benedykta XVI i przed zbliżającym się synodem o synodalizacji w Rzymie. Wspomniane obawy nie są pozbawione podstaw, zwłaszcza w świetle rewolucyjnych planów, które snuje publicznie nowy prefekt Dykasterii Nauki Wiary Viktor Manuel Fernandez, nie widząc problemu w błogosławieniu par homoseksualnych czy zapowiadając zerwanie z nauczaniem Jana Pawła II zawartym w „Veritatis splendor”.
Na koniec warto zwrócić uwagę na fragment wywiadu, w którym Seewald przypomina, iż Benedykt XVI bardzo poważnie traktował dramatyczne ostrzeżenie, jakie Chrystus skierował do św. Piotra pod Cezareą Filipową. Do wspomnianego wydarzenia doszło tuż po tym, jak Jezus ustanowił rybaka z Galilei głową Kościoła. Zaraz po tej niezwykłej nominacji Syn Boży zwrócił się do pierwszego papieża w ostrych słowach:
Zejdź Mi z oczu, szatanie! Jesteś Mi zawadą, bo myślisz nie na sposób Boży, lecz na ludzki.
Benedykt XVI traktował powyższe słowa Jezusa jako ostrzeżenie skierowane osobiście pod swoim adresem. Jest to zarazem odwieczne ostrzeżenie dla każdego papieża, który przestaje myśleć po Bożemu, a myśli czysto po ludzku.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kosciol/655540-franciszek-zrywa-ciaglosc-z-nauczaniem-swego-poprzednika