Działo się to w zeszłym roku, gdy major „Czarny” stał się moim przewodnikiem po piekle „Donbasu” na własne oczy zobaczyłem prawdziwe oblicze prawosławnej cerkwi patriarchatu moskiewskiego.
Rosyjscy żołnierze w habitach
Cerkiew i prawosławny klasztor żeński w Adamiwce tętniły życiem. Właśnie do kompleksu białych budynków gospodarczych podjeżdżała szara furgonetka, kierowca kiwał na tutejszego mnicha, obaj się wtali, zamienili parę słów, zamieniają parę słów. Wyglądało to całkiem normalnie, pytałem więc kpiąco przyjaciela - który od dwóch tygodni w Donbasie tłukł mi do głowy, że wszędzie tu żyją zdegenerowani rosyjscy separatyści - gdzie owe jego „separy”? „Czarny” wbił we mnie wzrok, uśmiechnął się i powoli wycedził przez zęby: „To klasztor ż e ń s k i”. „Tu nie ma mnichów”. Słuchałem dalej. Powoli niewinna cerkiew i kompleks klasztorny nabrały innych barw. Owa furgonetka nie była widziana na żadnym z gęsto rozsianych wokoło posterunków wojskowych, bo kierowca specjalnie omijał główne drogi, by z tajemniczym transportem dojechać do cerkwi poza spojrzeniami ukraińskich żołnierzy. Czyż musiałby się maskować, wioząc jedzenie albo dewocjonalia? Człowiek w habicie nie był mnichem, a drony zwiadowcze ukraińskiego wywiadu zarejestrowały już kilka dni wcześniej, że w ośrodku pojawili się obcy mężczyźni po cywilnemu, którzy następnego dnia występowali już w tutejszych habitach. Niestety, to rosyjscy dywersanci i separatyści, funkcjonariusze Putina przygotowujący działania wojskowe na terenie kontrolowanym przez Ukrainę. Tak oto prawosławny ośrodek religijny zamienia się w wojskową placówkę pod przykryciem modlitwy i skupienia. Zresztą już szybkie spojrzenie na mapę działań wojennych powinno wzbudzić podejrzenia, albowiem cerkiew znajdowała się wówczas dwa kilometry od linii frontu, a nic jej się nie stało, wręcz przeciwnie, tam tętniło życie, był ruch, docierają tajemnicze transporty, nikt nie ucieka, a w okolicznych domach dalej mieszka ze sto lub więcej osób, cierpliwie czekając na… rosyjskie zwycięstwo?
Czy to możliwe, że prawosławni duchowni podlegający Patriarchatowi Moskiewskiemu w sposób zinstytucjonalizowany i zorganizowany wspierają inwazję rosyjską?
Sekretny klasztor
Powyższą naukę opisałem w książce „Wojna. Reportaż z Ukrainy”. Życie jednak dopisało kolejny rozdział tej historii. Gdy jakiś czas później Ukraińcy odbili okoliczne tereny pojechaliśmy tam razem z ukraińskim fotooperatorem Vladyslavem Karpovychem udokumentować stan klasztoru.
Na miejscu wszystkie pomieszczenia kościelne były zamknięte i niedostępne dla wiernych. Mniszka zapomniała klucza, nie miała klucza, nie mogła nic otworzyć, nie można było się pomodlić. Był za to na miejscu także i…. mnich. Jak na chrześcijan przystało powitaliśmy się słowami: „Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus” („Slava Isusu”), ale mężczyzna w habicie, zdziwiony pozdrowieniem, odpowiedział jedynie: „dzień dobry”. Powtórzyłem chrześcijańskie przywitalnie ale przytomny fotograf mruknął pod nosem, by nie wymagać od naszego rozmówcy za wiele. „Zdrastwujtie” - odpowiedział po raz drugi. Taki to był mnich.
Prawosławie pod lupą
Rosja przez setki lat zdążyła z kościoła prawosławnego uczynić wcale nie ośrodek propagandy, nie filar swojego imperium, nawet nie państwową instytucję zbrodniczej administracji ale po prostu funkcjonariuszy Kremla w przebraniu duchowieństwa. W 2014 roku w Słowiańsku na trzy miesiące zajętym przez Rosjan (m.in. słynnego Girkina) z cerkwi wyjechały samochody z uzbrojonymi „zielonymi ludzikami”. Prawosławie z Moskwy zbrukało chrześcijański kościół angażując duchowieństwo i wiernych do ukrywania żołnierzy Specnazu, wspierania ich i wreszcie walczenia z nimi ramię w ramię. Pod wyzwolonym Lymanem zatrzymano kolaboranta, duchownego, który namawiał Ukraińców do uznania nowego, wiecznego porządku „russkiego mira”. Takich przypadków jest tu wiele.
Czy Arcybiskup Sawa, metropolita Polskiego Autokefalicznego Kościoła Prawosławnego, chce iść tą drogą, broniąc ukraińskiej decyzji zajęcia świętych miejsc prawosławia w Kijowie? Hierarcha nie wie, że to były ośrodki dywersji, zbrodni i kolaboracji z Putinem czy udaje, że nie wie? Czy wsparcie finansowe ze Wschodu, jakie dostaje polskie prawosławie, zmusiły Arcybiskupa do listu, w którym rozliczanie moskiewskiej cerkwi nazywa „zniewoleniem”? Prawosławne duchowieństwo, które nie potępiło Moskwy, powinno być szczególnie wrażliwe na swoje postawy i zachowania, gdy ich „bracia” z Rosji mordują nawet w mnisich habitach. To nie jest czas na teologiczne synody tylko na prostą mowę: tak-tak, nie-nie.
ZOBACZ TAKŻE:
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kosciol/640922-rosyjscy-zolnierze-w-habitach-mnichow-tego-broni-abp-sawa