W świecie katolickim nie milkną echa okoliczności towarzyszących pogrzebowi Benedykta XVI. Wielu komentatorów ma wrażenie, że papież-senior został po śmierci potraktowany przez watykańskie kręgi analogicznie jak za swego życia.
Atakowany, zdradzony, opuszczony
W 2005 roku wydawać się mogło, że Joseph Ratzinger, który przepracował niemal ćwierć wieku w kurii rzymskiej i zna ją od podszewki jak mało kto, może liczyć po swym wyborze na papieża na lojalność i zrozumienie jej pracowników. Afera „Vatileaks” ostatecznie rozwiała te nadzieje. Co prawda na ławie oskarżonych zasiadł i został skazany na karę więzienia tylko jeden człowiek, czyli papieski kamerdyner Paolo Gabriele, który miał wykradać poufne dokumenty i przekazywać je dziennikarzom, jednak proces wykazał, że przeciw Benedyktowi XVI zawiązano pałacowy spisek, w który zamieszanych musiało być co najmniej 20 osób. Podczas rozprawy oskarżyciel udowodnił bowiem, że Gabriele nie miał dostępu do wszystkich wyniesionych dokumentów, które pochodziły z różnych miejsc. Żeby je zdobyć, potrzeba było współpracy około 20 osób, które de facto zdradziły papieża, wykradając poufną dokumentację. Kamerdyner przed sądem wziął jednak całą winę na siebie, nie ujawniając nazwisk swoich współpracowników.
Była to jednak tylko kropla, która mogła przelać czarę goryczy. Już wcześniej bowiem Benedykt XVI niejeden raz miał okazję przekonać się, iż nie może liczyć na lojalność tych, którzy powinni wspierać go najbardziej. Hierarchia kościelna na świecie masowo bojkotowała wydaną przez niego instrukcję, by nie przyjmować do seminariów i nie wyświęcać na księży osób o skłonnościach homoseksualnych. W wielu wpływowych kręgach katolickich krytykowano go niemal za wszystko: za słynną mowę ratyzbońską, za dokument „Summorum Pontificium”, za zdjęcie ekskomuniki z czterech biskupów lefebrystycznych etc.
W słynnym eseju opublikowanym w 2019 roku na łamach czasopisma „Klerusblatt” papież-senior skarżył się:
w niejednym seminarium studenci przyłapani na czytaniu moich książek byli uważani za niezdolnych do kapłaństwa. Moje książki były chowane, jak zła literatura, i jedynie czytane pod ławką.
W tym kontekście znamiennie brzmiały jego słowa wypowiedziane w 2010 roku na pokładzie samolotu w drodze do Fatimy. Benedykt XVI powiedział wówczas:
ataki na papieża i na Kościół nie pochodzą tylko z zewnątrz, ale cierpienia Kościoła pochodzą z jego wnętrza, z grzechu, który jest w Kościele. O tym też zawsze wiedzieliśmy, ale dziś widzimy to w sposób naprawdę zatrważający: największe prześladowania Kościoła nie są dziełem jego wrogów zewnętrznych, ale rodzą się z grzechu w Kościele.
Na zewnątrz panowały pozory oddania, wierności i posłuszeństwa Benedyktowi XVI, ale wewnątrz wielu ignorowało jego nauczanie i występowało przeciw niemu, coraz jawniej, coraz brutalniej.
Jak za życia, tak po śmierci?
Dopiero na tak zarysowanym tle można lepiej zrozumieć okoliczności towarzyszące ostatniej drodze Benedykta XVI. Przede wszystkim w Watykanie nie ogłoszono oficjalnej żałoby po śmierci papieża-seniora. Nie biły dzwony i nie opuszczono flag do połowy masztu – ani na żadnym budynku watykańskim w Rzymie, ani na terenie żadnej nuncjatury na świecie. Dla porównania: władze Włoch i Wielkiej Brytanii nakazały opuszczenie swoich flag do połowy masztu, by oddać hołd Benedyktowi.
Pracownicy zatrudnieni na terenie Watykanu dowiedzieli się, że 5 stycznia, a więc w dniu pogrzebu papieża-seniora, mają pracować normalnie jak w każdy dzień roboczy, co oznaczało, że nie będą mogli wziąć udziału w pogrzebie. Dopiero, gdy wielu z nich dało do zrozumienia, że wezmą tego dnia bezpłatny urlop, by uczestniczyć we Mszy pogrzebowej, ogłoszono, że mogą wziąć udział we Mszy, ale po godzinie 13 muszą wrócić do pracy.
Nie było żadnej uroczystej procesji, w której mogliby uczestniczyć kardynałowie, biskupi lub inne osobistości z całego świata. Trumna z ciałem Benedykta XVI została przewieziona nocą z klasztoru Mater Ecclesiae do Bazyliki św. Piotra szarą furgonetką, w której równie dobrze można by przewozić przesyłki kurierskie. Za samochodem nie szedł żaden przedstawiciel Stolicy Apostolskiej, jedynie garstka najbliższych papieżowi-seniorowi osób na czele z arcybiskupem Georgiem Gänsweinem. Do bazyliki trumna wniesiona została nie głównym, lecz bocznym wejściem.
Przed pochówkiem Benedykta XVI Stolica Apostolska ogłosiła, że w pogrzebie uczestniczyć będą tylko dwie oficjalne delegacje państwowe: Włoch i Niemiec. Spowodowało to zdecydowane protesty władz kilku krajów. Najostrzej wystąpił prezydent Portugalii Marcelo Rebelo de Sousa, który publicznie skrytykował decyzję Watykanu o ograniczeniu liczby oficjalnych delegacji. Zapowiedział, że wybiera się do Rzymu na pogrzeb papieża-seniora – i to nie jako zwykły obywatel, ale jako głowa państwa portugalskiego, by reprezentować tam swój naród. Pod wpływem tej presji Watykan zmienił zdanie.
Sekretariat Stanu poinformował państwa, które wysłały swoje delegacje, by ich przedstawiciele powstrzymali się od noszenia strojów galowych. Przez gości z zagranicy zostało to odebrane jako jawne obniżenie rangi uroczystości.
Wiernym, którzy przybyli nawet z dalekich stron świata, by oddać hołd Benedyktowi XVI, nie pozwolono zatrzymać się przed trumną z wystawionym ciałem zmarłego papieża na więcej niż kilka sekund. Nie mieli możliwości odmówienia przed nim nawet krótkiej modlitwy. Przybywających odpędzała ochrona kierowana przez mężczyznę w dżinsach i brązowej kurtce, który ubrany w taki strój witał kardynałów, prezydentów, premierów i ministrów z wielu krajów.
Wyrzut nieczystego sumienia dzisiejszego Kościoła?
Swoimi wrażeniami z pogrzebu Benedykta XVI postanowił podzielić się w internecie były premier i były prezydent Republiki Czeskiej Vaclav Klaus, który nota bene nie jest katolikiem. Mimo to – jak napisał – Joseph Ratzinger był dla niego „ostatnim z wielkich ludzi XX wieku, którzy walczyli o stare, dobre wartości” oraz „głównym symbolem walki między normalnym światem a nowoczesnym progresywizmem”.
Vaclav Klaus stwierdził, iż udział w uroczystościach pogrzebowych Benedykta XVI był dla niego zaszczytem, zarazem jednak dodał:
Nie jestem znawcą pogrzebów papieży od podszewki, ani tego, co należy, a czego nie należy, co wolno, a czego nie wolno robić na takim pogrzebie, ale miałem podczas niego uczucie — w tym nieoczekiwanym chłodzie styczniowego Rzymu – że nie oddano Benedyktowi XVI całej należnej mu chwały.
Nie powiedziano o nim ani słowa poza ogólnikami. Nigdzie nie było jego portretu ani zdjęcia (przynajmniej z mojego miejsca dla VIP-ów, ale także w bazylice św. Piotra ani w Rzymie nie było nic). Panowała dziwna, ośmielę się powiedzieć, nieświęta cisza. Nie przypominam sobie, aby w ogóle biły dzwony św. Piotra. Rozległ się – bez żadnego związku z tym, co się działo – nieśmiały aplauz garstki pielgrzymów. Gdy obok nich przenoszono trumnę, rozległy się uprzejme oklaski ze strony mównicy dla VIP-ów złożonej z polityków. Powiedziałbym, że była to „normalna” msza. Jednak muszę powiedzieć, że z pewnością nie po to pojechałem do Rzymu.
Czyżby to było możliwe, by dzisiejszy Watykan go nie lubił? A może nie tylko Watykan, ale dzisiejszy Kościół katolicki, który – w przeciwieństwie do papieża Benedykta – nie chce dziś przeciwstawiać się światu, choć jest to tak sprzeczne z tysiącletnim nauczaniem Kościoła? Czy papież Benedykt (i post-papież Benedykt) nie jest wyrzutem nieczystego sumienia dzisiejszego Kościoła?
Co złamało serce papieża Benedykta?
Być może czegoś więcej na temat stosunku kręgów watykańskich do Josepha Ratzingera będziemy mogli dowiedzieć się z autobiograficznej książki jego osobistego sekretarza – arcybiskupa Georga Gänsweina zatytułowanej „Nic poza prawdą. Moje życie z papieżem Benedyktem XVI”, która ukaże się w najbliższych dniach.
Po śmierci papieża-seniora niemiecki dostojnik udzielił wywiadu tygodnikowi „Tagespost”. Zapytany został m.in. o to, jak Benedykt XVI odebrał ogłoszenie przez Franciszka w 2021 roku „Traditionis custodes”, czyli dokumentu papieskiego w formie motu prioprio, zakazującego de facto odprawiania Mszy świętej w nadzwyczajnej formie rytu rzymskiego (było to anulowanie decyzji, jakie podjął w tej sprawie Benedykt XVI w swoim motu prioprio z 2007 roku „Summorum Pontificium”). Arcybiskup Gänswein odpowiedział:
To było bardzo trudne. Myślę, że lektura nowego motu proprio złamała serce papieża Benedykta. Intencją papieża Benedykta była pomoc tym, którzy po prostu musieli odnaleźć swój dom w Starej Mszy, by móc odnaleźć spokój wewnętrzny, znaleźć spokój liturgiczny, a także zwolennikom Lefebvre’a. Co więcej, jeśli pomyśleć o tym, przez ile wieków tradycyjna Msza była źródłem życia duchowego i pokarmu dla tak wielu ludzi, w tym wielu świętych, nie sposób sobie wyobrazić, że nie jest już dostępna dla nikogo. Nie wolno nam też zapominać, że wielu młodych ludzi, którzy urodzili się po Soborze Watykańskim II i którzy tak naprawdę nie rozumieją całego dramatu, który otaczał Sobór, a nawet nie rozumieją Nowej Mszy, również znalazło duchowy dom, duchowy skarb w tradycyjnej Mszy. Wydzieranie tego skarbu wiernym… Muszę powiedzieć, że to coś, co mi się nie podoba.
Z pewnością książka arcybiskupa Gänsweina rzuci więcej światła na ostatnie lata ukrytego życia Benedykta XVI.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kosciol/629323-zadziwiajace-okolicznosci-pogrzebu-papieza-seniora