„Przy okazji zostaje ujawniona choć część kłamstw i niegodziwości w obszarze homopropagandy i homoideologii oraz ideologii gender i jej propagandy. Teraz będzie im choć trudniej kłamać – także skazywać księży i innych swoich krytyków. To wielkie wartości dodane tego procesu” - pisze o swoim procesie ks. prof. Dariusz Oko w przesłanym do redakcji portalu wPolityce.pl liście, w którym wyjaśnia zawiłości wytoczonego mu procesu w Kolonii. „Ta ugoda jest w istocie dla nas wielkim zwycięstwem” - tłumaczy.
CZYTAJ RÓWNIEŻ:
List ks. prof. Dariusza Oko
Istota zwycięstwa w Kolonii
Szanowni Państwo, Drogie Siostry i Bracia,
Ponieważ w mediach pojawiło się szereg błędnych albo nawet świadomie fałszywych interpretacji wyroku sądu niemieckiego, wyjaśniam, co naprawdę stało się w piątek 20 maja w Kolonii.
Przede wszystkim proszę o zapoznanie się z profesjonalnym, prawniczym komentarzem do tej sprawy ze strony Ordo Iuris, które także dołączam.
Sąd był w trudnej sytuacji, niejako między młotem i kowadłem, ponieważ lawendowa mafia i niemieckie media już dawno mnie osądziły. Oczekiwały też jak najbardziej surowego wyroku (a było możliwe nawet pięć lat więzienia) oraz zmuszenia nas do zupełnego milczenia tak, aby takie artykuły, jak mój, nigdy nie mogły już być napisane i opublikowane, aby prawda ostatecznie przegrała. Według nich mieliśmy być zakneblowani „do końca świata i jeszcze rok dłużej”, o to im głównie chodziło.
Z drugiej strony ludzie Sądu wiedzieli, że popierają mnie miliony ludzi, w tym większość Polaków, że na moją rzecz pracuje zespół znakomitych prawników oraz uczciwe polskie media. Sąd nie miał wystarczających podstaw do skazania nas, a gdyby to jednak uczynił, groziła mu kompromitacja na skalę światową.
Poza tym pani sędzia dawała wyraźne oznaki szacunku dla naszych racji. Z oczywistą akceptacją przez trzy godziny bardzo starannie czytała cały artykuł wraz z przypisami. Kiedy po zakończeniu jego lektury rozległy się gromkie i długie oklaski, spontanicznie je poparła, czym naraziła się niemieckim mediom. Poza tym była dla nas jak najbardziej uprzejma i życzliwa. Podkreśliła, że nie kwestionuje treści artykułu, tylko niektóre według niej zbyt mocne wyrażenia. Stało się też tak zapewne dlatego, że ona, która na co dzień musi sądzić różnych mafiosów, świetnie rozumiała i uznawała słuszność moich tez. Widziała też niewątpliwą czystość moich motywacji. Mechanizm każdej mafii, w tym także lawendowej, jest na ogół prosty i ten sam: ludzie niegodziwi spontanicznie łączą się w kliki, żeby tym bardziej być bezkarnymi i tym więcej rabować. Można też przypuszczać, że osoba o tak pięknej i szlachetnej twarzy, jak ona, musi mieć też podobnie piękną i szlachetną duszę.
Trudno jednak było oczekiwać, żeby sąd i prokurator ze wszystkiego w 100 procentach się wycofali, bo wtedy wyjątkowo źle wypadliby prawnicy (ich koledzy), którzy skazali nas na początku. Oni też coś musieli dostać, choćby po to, aby zachować twarz i nie być medialnie rozszarpywanymi w Niemczech.
Prawdopodobnie dlatego zarówno sąd, jak i prokurator zaproponowali nam niejako salomonowe rozwiązanie, korzystne dla nich i dla nas, a na pewno bardzo niekorzystne dla naszych przeciwników. Prokurator podkreślał też, ze nie jest ich intencją kryminalizowanie ludzi takiego formatu.
Zaproponowali nam zatem wstrzymanie procesu, odstąpienie od ścigania oraz ostateczny, niepodważalny upadek poprzedniego wyroku sądowego.
Warunkiem była jakaś, choć minimalna forma przeprosin oraz dobrowolna wpłata na organizację pomagającą ofiarom przestępstw seksualnych, w tym szczególnie ofiar homoseksualistów. Jedno i drugie chętnie oraz łatwo mogłem uczynić. Przecież po to, by właśnie chronić takie osoby napisałem mój artykuł. To było po mojej myśli, a o naszą zgodę na to uprzejmie zapytała mnie pani sędzia.
Zrozumiałem, że słowa „pasożyty” i „rak” przetłumaczone na język niemiecki brzmiały zbyt mocno, bo wywołały skojarzenia ze zbrodniczą, nazistowską przeszłością Niemiec, o czym mówili mi nawet moi najlepsi niemieccy przyjaciele. Tego nie byłem świadomy, o tym nie wiedziałem i za to jak najbardziej mogłem uczciwie przeprosić.
Adwokaci, którzy najlepiej się na tym znają, zdecydowanie zalecili mi przyjęcie aż tak korzystnej dla nas oferty. Takie zachowania należy do podstawowych kanonów ich sztuki, a odrzucenie ukazywałoby nas raczej jakby jakichś zacietrzewionych pieniaczy, którzy nawet na jotę nie chcą ustąpić i tak dojść do porozumienia. Ja pierwszy raz w życiu byłem w takiej sytuacji i przecież tym bardziej wypadało posłuchać życzliwych mi profesjonalistów.
Ta ugoda jest w istocie dla nas wielkim zwycięstwem dla następujących powodów:
— Wiele polskich i niemieckich mediów skupia się na kwocie, jaką zgodziłem się dobrowolnie zapłacić. Sugerują przy tym, że doszło do mojego skazania, kary i grzywny. Nie jest to prawdą. Wyrok nakazowy z ubiegłego roku całkowicie upadł, oskarżenie o „podżeganie do nienawiści” zostało wycofane, a zastrzeżenia co do publikowania artykułów związanych z „lawendową mafią” uznano za bezpodstawne. Sąd wycofuje się z całego procesu i unicestwia poprzedni wyrok. Prawniczo jest tak, jakby tego procesu w ogóle nigdy nie było, nie ma żadnego osądzenia i żadnej kary, nie ma żadnej grzywny i nie mam żadnego wpisu do rejestru przestępstw. Nie ma też żadnej możliwości wznowienia tego procesu. Czyli nadal mam czyste konto sądowe, co ma spore znaczenie w przypadku ewentualnego następnego takiego procesu.
— Jest zero dni więzienia, nie 120 dni, jak było na początku. Sąd zupełnie się z tego wycofuje, a w więzieniu można stracić życie już pierwszej nocy – zależnie od tego, z kim zostanie się umieszczonym w celi.
— Unicestwiona zostaje grzywna 4800 Euro, jest tylko dobrowolna ofiara w wysokości 3150 Euro, czyli o 1650 Euro mniej – 34 procent. (U ks. prof. Stöhra ta redukcja jest o 56 procent, z 9100 do 4000 Euro). Tutaj sąd też się wyraźnie wycofuje. To nie jest też dla mnie żaden koszt, bo tę pierwotną sumę w całości zebrali i przekazali mi już przed procesem katolicy głównie ze Szwecji oraz Niemiec, a resztę 1650 Euro polecili przekazać na szlachetne cele duszpasterskie (ja wybrałem moje Duszpasterstwo Młodych Medyków). Podobnie inne koszty procesu pokrywają prawe i szlachetne osoby – zwłaszcza poprzez ofiary na wspaniałe Ordo Iuris, bez którego byłbym bezbronny i musiałbym przegrać. Przecież w Niemczech godzina pracy adwokata to średnio koszt przynajmniej około 300 Euro.
— Ta ugoda w tym wypadku kończy wszystko, ja i mój tekst jesteśmy zupełni wolni i możemy działać. Natomiast odmowa przyjęcia ugody mogłaby oznaczać trwające nawet i pięć lat procesowanie się przez następne możliwe cztery wyższe instancje. To kosztowałoby ogromnie wiele czasu, sił i pieniędzy. Ostrzeżeniem może tu być los pastora Olafa Latzla, który też był sądzony w Bremen za obrazę homoseksualistów i w ten sam piątek w drugiej instancji został uniewinniony. Jednak, niestety, prokurator wzniósł rewizję i proces będzie się toczył dalej, niejako od początku.
— Po kosmetycznych poprawkach językowych mój artykuł ma wyraźną akceptację niemieckiego sądu i może być publikowanym w tym kraju oraz na całym świecie także w formie książki. Jak najbardziej mogę używać takich określeń, jak „lawendowa mafia”, „homoseksualna klika”, „homoseksualne lobby” itd., co mi zupełnie wystarcza. Jest na to pozwolenie (i niejako „błogosławieństwo”) z wysokości samego niemieckiego sądu.
Lawendowej mafii zupełnie nie udaje się unicestwienie prawdy i zmuszenie nas do milczenia. Nie dajemy się im zastraszyć i o prawdę tym skuteczniej walczymy dalej. Ta mafia osiąga efekt dokładnie przeciwny. Dzięki procesowi dziesiątki milionów ludzi w Niemczech oraz na całym świecie dowiaduje się o nim i dziesiątki tysięcy czytają mój tekst. Nawet kampania reklamowa kosztująca miliony Euro nie przyniosłaby takiej promocji. Widać, jak Pan Bóg nawet z wielkiego zła potrafi wyprowadzić wielkie dobro. Zostają postawione granice terrorowi nowego totalitaryzmu. Okazuje się, że lawendowa mafia i jej poplecznicy jeszcze nie wszystko mogą, nie każde kłamstwo i nie każda niegodziwość muszą się im udać. To wielka radość i nadzieja dla ludzi prawych i szlachetnych, dla ludzi kochających prawdę i starających się żyć według niej. Jeszcze raz widać, że potęga każdego zła jest ograniczona i kiedyś musi przeminąć. Jak przetrzymaliśmy oraz zwyciężyliśmy kłamstwa i niegodziwości komunizmu, tak możemy przetrzymać oraz zwyciężyć kłamstwa i niegodziwości neo-komunizmu i lawendowej mafii.
Cały proces jest też kolejnym, znakomitym potwierdzeniem głównej tezy bestseleru „Lawendowa mafia” o tym jak bardzo ta mafia niszczy Kościół. Oto ksiądz, który na z powodu swojego homoseksualizmu ma na sumieniu straszne rzeczy, które niszczą jego samego i Kościół, ze wszystkich sił, w judaszowy sposób stara się wsadzić do więzienia trzech księży profesorów i jest bardzo zawiedziony, gdy mu się to nie udaje. Zaiste jest on sam najlepszym dowodem, jak bardzo homoseksualizm niszczy kapłaństwo i Kościół, jak bardzo uzasadniony jest ścisły zakaz wyświęcania takich mężczyzn na kapłanów (obowiązujący w Kościele od 2005 roku). Ta historia to właściwie gotowy kolejny rozdział do następnego wydania mojej książki. Niegodziwości homoseksualnych duchownych stają się jeszcze bardziej widoczne – a przecież przez proces miały być zupełnie ukryte. Stąd też święte oburzenie milionów ludzi, z których ponad 85 tysięcy podpisały się pod petycją w mojej obronie.
Przy okazji zostaje ujawniona choć część kłamstw i niegodziwości w obszarze homopropagandy i homoideologii oraz ideologii gender i jej propagandy. Teraz będzie im choć trudniej kłamać – także skazywać księży i innych swoich krytyków. To wielkie wartości dodane tego procesu. Została im postawiona jakaś granica, jakaś tama. Rozbili się o nasz opór, naszą obronę. Teraz wiedzą, że nie mogą pozwolić sobie na każdą niegodziwość, na którą mieliby ochotę.
Zwycięstwo tutaj, na Ziemi na ogół nie może być całkowite, 100-procentowe. Ono przecież musi coś kosztować, ono musi oznaczać też jakieś straty - jak to na wojnie. Jednak nasze poczucie wygranej zostaje potwierdzone przez poczucie przegranej u naszych przeciwników. Widać to zwłaszcza u naszego oskarżyciela, który bardzo smutny i zawiedziony, z poczuciem przegranej opuszczał budynek sądu. Widać to było po jego komentarzach oraz po nim samym w czasie rozprawy, kiedy pośród naszych zwolenników siedział zupełnie sam. Kiedy na przerwach my z nadzieją i radośnie ze sobą rozmawialiśmy, on błąkał się zupełnie sam po korytarzach i schodach budynku sądowego. Przywodził na myśl potępionego Judasza, który nie ma prawdziwych przyjaciół i nie ma przyszłości. Trudno też o coś innego, kiedy jest się znanym głównie z zachęcania do picia whisky oraz z propagowania Sodomy i Gomory. Do tego nie trzeba katolickiego kapłana, to skuteczniej zrobią inni, to nie rodzi życia i wspólnoty, co szczególnie było widać w jego wielkiej samotności i wielkim smutku. Aż nam było go żal i modliliśmy się za niego.
Tak się też składa, że nasz oskarżyciel jest niejako twarzą i symbolem Drogi Synodalnej niemieckiego Kościoła. Dzięki temu jeszcze bardziej widoczne dla całego świata staje się, jak bardzo jest to droga do Sodomy i Gomory, jak bardzo jest ona jakby drugą Reformacją, w której tym razem chodzi głównie o totalną swobodę seksualną. To pomaga Kościołowi światowemu bronić się przed nią. Podobnie jak my, Polacy obroniliśmy się przed pierwszą Reformacją i jej potwornym złem w postaci zniewolenia ludzkich sumień, masowych mordów i wojen religijnych.
Po tym procesie moje możliwości głoszenia i bronienia najważniejszych prawd jeszcze znacząco wzrosły. Jednym z pierwszych efektów jest zaproszenie mnie przez Telewizję Republika do cotygodniowego głoszenia „słowa na niedzielę.” Pierwsze wygłoszę już w ten weekend 28/29 maja, w sobotę o godz. 21.50 oraz w niedzielę o godz. 14.50 (powtórka). W ten sposób co tydzień będę mógł osiągnąć nawet kilkadziesiąt tysięcy osób, jakby przeogromną parafię.
Jeszcze raz serdecznie dziękuję ponad stu tysiącom osób, o których wiem i które wspierały mnie na różne sposoby. Głównie przez modlitwy, dobre rady oraz ofiary finansowe. Szczególnie dziękuję pilnym i pracowitym oraz tak kompetentnym pracownikom organizacji Ordo Iuris na czele z jej prezesem, panem mecenasem Jerzym Kwaśniewskim. Dziękuję moim prawnikom – tym dwóm szczególnie widocznym na sądowej sali i tym ośmiu na jej zapleczu.
To nasze wspólne działanie i wspólne zwycięstwo. Mój udział to mniej, niż pół promila. Reszta jest darem Państwa i innych ludzi, darem rodziny i szkoły, darem naszej kultury narodowej i wychowania, darem naszego Państw i Kościoła, a przede wszystkim darem Najwyższego.
Jemu przede wszystkim niech będą największe dzięki i chwała!
Teraz zapraszam na program „Oko na niedzielę” – już w ten weekend.
Bardzo wdzięczny i bardzo szczęśliwy
Ks. Dariusz Oko Kraków, 25.05.2022
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kosciol/600196-ks-prof-oko-po-procesie-wyjasniam-co-naprawde-sie-stalo