Marek Lisiński nie jest jedyny. To kolejny przypadek w serii oszustw i mistyfikacji wśród działaczy, którzy walczyli z pedofilią, rasizmem i dyskryminacją . Bulwersująca historia Lisińskiego, założyciela stowarzyszenia „Nie lękajcie się” wydaje się wręcz nieprawdopodobna. Jak ustalił sąd, Lisiński kłamał w sprawie molestowania przez księdza, wymyślając sytuacje, które się nie zdarzyły. Jednak nie tylko on zrobił medialną karierę na kłamstwie oraz traktował działalność społeczną jako źródło finansowych korzyści.
Działacz społeczny z Białegostoku, Rafał Gaweł stał się znany jako założyciel Ośrodka Monitorowania Zachowań Rasistowskich i Ksenofobicznych. Mniej znana była jego działalność jako pospolitego oszusta, który wyłudził pieniądze od banku, prywatnych firm a nawet Fundacji Batorego. Sąd Najwyższy uznał wyrok w jego sprawie — dwa lata więzienia — za prawomocny. I wtedy Gaweł uciekł do Norwegii, gdzie w 2019 uzyskał azyl polityczny. Działalność „antyfaszystowska” stała się tarczą, która uchroniła go w sprawach kryminalnych. Być może wymyślił ją właśnie w tym celu, bo gdy zakładał swój ośrodek, miał już kilkaset tysięcy długu.
Przed sądem stanął też Jakub Śpiewak, twórca fundacji Kidprotect, ekspert od ochrony dzieci przez pornografią w sieci. Kiedy okazało się, że zdefraudował czterysta tysięcy z kont fundacji, wydając je na luksusowe gadżety i zagraniczne urlopy, rozbrajająco wyznał, że był „niefrasobliwy ” i chciał odbić sobie poprzednie, chude lata. Skazano go na dwa lata w zawieszeniu.
Szokujące koleje losu są udziałem Krzysztofa Orszagha, założyciela Stowarzyszenia Przeciwko Zbrodni im Jolanty Brzostowskiej Założył je w końcu lat dziewięćdziesiątych, gdy bestialsko została zamordowana jego szwagierka. Zaczynał świetnie — upominał się o prawa rodzin ofiar, które często były dyskryminowane na sali sądowej. Dostał nawet stanowisko w MSW. Ale wyszło na jaw, że od bliskich ofiar żądał pieniędzy. Na jakiś czas zniknął. Wypłynął w sposób nieoczekiwany — najpierw postawiono mu zarzut nielegalnych adopcji. A potem trafił do szwedzkiego więzienia, w 2015 skazano go za sutenerstwo i gwałt.
Najbardziej zdumiewający jest jednak przypadek Simona Mola, Kameruńczyka, który walczył w Polsce z rasizmem, zwłaszcza na stadionach. W 2000 roku uzyskał status uchodźcy politycznego jako osoba represjonowana i więzień polityczny. Stał się guru pewnych środowisk. A w 2006 wybuchł skandal, bo okazało się, że świadomie zakaził kilkanaście kobiet wirusem HIV.
Pojechałam wówczas do Afryki, prowadząc dziennikarskie śledztwo. Okazało się, że Mol zmyślił swoją heroiczną biografię od początku do końca. Nigdy nie był więźniem politycznym, nie był nawet jak twierdził, dziennikarzem. Skończył szkołę zawodową i pracował w Kamerunie w rafinerii. Ukarała go biologia — zmarł na AiDS do końca twierdząc, że nikogo nie zakażał, bo jest zdrowy.
Czy ta czarna seria nas czegoś nauczy? Oszuści, deklarujący szczytne cele — walkę w obronie prześladowanych — żerują na tak zwanym „efekcie aureoli”. Ten deklarowany cel sprawia, że inni ludzie nie są skłonni podejrzewać ich o niskie pobudki. Wstydzą się zadawać dociekliwe pytania sprawdzać fakty i rachunki.
To psychologiczna prawidłowość, z której warto zdać sprawę i wyciągnąć w końcu wnioski.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kosciol/578652-marek-lisinski-nie-jest-jedyny