Biskup włocławski Wiesław Mering złożył wiernym życzenia z okazji świąt Wielkiej Nocy, i czyniąc to, mówił o realiach czasów, w których żyjemy.
Wysyłając przesłanie pocieszenia i siły, które każdy wierzący znajduje w Zmartwychwstałym Chrystusie, biskup Mering również jasno opisał rzeczywistość społeczeństwa, w którym żyjemy jak katolicy.
Pisał o „chorej ideologii”, która chce przejąć władzę nad społeczeństwem, o tym, że jako wierzący na co dzień „spotykamy się z atakami na nasze świętości” oraz, że nasze „życie społeczne zostało wypełnione wulgarnością”. Napisał też, że w Polsce rosną w siłę ci którzy „Boga usiłują wyprowadzić z życia osobistego, rodzinnego i narodowego”.
Oczywiście jego słowa nie pozostały niezauważone w mediach lewicowo-liberalnych.
Dziennikarze określili je jako coś „skandalicznego”. Coś, na co ich zdaniem nie powinno być miejsca w orędziu biskupa z okazji najważniejszego chrześcijańskiego święta.
To nie wszystko. Zauważyłem, że niektórzy dziennikarze z mediów katolickich również negatywnie zareagowali na słowa biskupa na portalach społecznościowych. Ponadto jestem pewien, że jutro i w następnych dniach będziemy mieli jeszcze kilka uwag od zwolenników obozu „Kościoła otwartego” atakujących Meringa.
Jaki jest problem z tym, co powiedział?
Na pewno nie ten, że jego słowa są nieprawdziwe. Być może niektóre z użytych przez niego terminów można było lepiej dobrać, to prawda (choć nie należy sądzić, że wspomniane media inaczej by go wtedy skomentowały). Biskup po prostu opisał rzeczywistość w jakiej żyjemy dzisiaj w Polsce. Kościół jest atakowany, a ci katolicy, którzy tego nie widzą, są naiwni lub po prostu ich to nie obchodzi.
Czy zatem problem polega na tym, że jego słowa, jak zapewne twierdzą niektórzy, są niezgodne z przesłaniem o radości zmartwychwstałego Chrystusa? Cóż, jeśli chcecie rozumieć tę radość jako ucieczkę od rzeczywistości do jakiegoś wyimaginowanego świata pełnego różowych jednorożców na łąkach usłanych kwiatami - to prawdopodobnie tak jest. Zamiast tej ucieczki, biskup Mering jasno opisał świat, w którym żyjemy, a następnie, w odpowiedzi na jego wyzwania i zadania, zaoferował siłę jaką znajdujemy w Jezusie Chrystusie i Jego zmartwychwstaniu. A to przecież nic innego jak czysta mowa ewangeliczna.
W Kościele katolickim w Polsce istnieje tendencja do unikania mówienia o rzeczywistości społecznej lub mówienia o niej w szczególnym języku, który w rzeczywistości nie mówi - nic.
Tendencja ta jest po części wynikiem umocnienia się w Polsce tego, co niektórzy amerykańscy publicyści katoliccy w Stanach Zjednoczonych nazywają „milutkim Kościołem” („church of nice”).
W tym i takim Kościele ostatecznymi wartościami są „tolerancja” i „zrozumienie”. Te przymioty w „milutkim Kościele” stają się alfą i omegą wiary katolickiej, ważniejszymi od Tego, który jest prawdziwym Alfą i Omegą, ważniejsze od Jego prawa. To jest rodzaj lęku przed duchowym i społecznym konfliktem, którego należy unikać za wszelką cenę.
Następnym argumentem, który część katolickiej opinii publicznej będzie wykorzystała w atakach na Meringa, na pewno będzie ten, że przemówienie takie jak jego wprowadza Kościół tam, gdzie on nie może być - do centrum konfliktu społecznego, a nawet politycznego. Tendencja ta postrzega Kościół jako instytucję, która powinna istnieć w jakiejś społecznej próżni symetryzmu, co jest znowu fałszywym i błędnym obrazem. Unikanie rozmów o problemach społeczeństwa oznacza odwrócenie od nich głowy, a Kościoła z pewnością na to nie stać.
Żyjemy w trudnych i dynamicznych czasach. Potrzebujemy duszpasterzy, którzy będą świadomi tej wagi i którzy będą nam przez nią towarzyszyć w jasnym języku Ewangelii, unikając wszelkich manipulacji ideologicznych lub politycznych.
Ci, którzy chcą, aby tacy pasterze milczeli, nie życzą dobrze Kościołowi ani społeczeństwu.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kosciol/545901-kto-chce-zeby-biskupi-unikali-mowienia-o-rzeczywistosci