Brat Alois, przeor wspólnoty z Taize, która w 2019 r. zorganizuje 42. Europejskie Spotkanie Młodych (ESM) we Wrocławiu, wierzy, że wydarzenie to pomoże w poszukiwaniu dróg do młodzieży. W rozmowie z PAP przedstawił wyzwania dla Kościoła i społeczeństw w pracy z młodymi ludźmi.
W niedzielę podczas ogłaszania Wrocławia jako gospodarza kolejnego ESM powiedział brat, że młodych „ugości miasto, w którym zima może być zimna, ale przyjęcie będzie ciepłe”. Zabrzmiało to bardzo osobiście…
Brat Alois: Podczas poprzednich dwóch spotkań we Wrocławiu, w 1989 r. i 1995 r., byłem bezpośrednio zaangażowany w ich organizację. Spędziłem we Wrocławiu wiele miesięcy, więc wiem, o czym mówię. Powrót na spotkanie do gościnnej Polski jest dla nas, braci z Taize, bardzo osobistym przeżyciem. Zorganizowaliśmy w Polsce już cztery Europejskie Spotkania Młodych, mamy w naszej wspólnocie czterech Polaków i bardzo wielu przyjaciół w waszym kraju. Założyciel naszej wspólnoty, brat Roger, zawsze dużo i z podziwem mówił o wierze Polaków. W ogóle historia naszej wspólnoty blisko łączy się z historią współczesnej Polski. Te dynamiczne relacje rozpoczęły się w dekadzie lat 70. XX w., kiedy brat Roger przybył na zaproszenie polskich biskupów na pielgrzymkę mężczyzn do Piekar Śląskich. Później wracał tam kilkakrotnie. Odwiedzał też inne polskie miasta, m.in. Kraków, gdzie mieszkał u ówczesnego arcybiskupa Karola Wojtyły. Tak stopniowo rodziły się więzi naszej wspólnoty z Polakami, ale nie od razu były one intensywne, a liczba Polaków na naszych spotkaniach była znikoma.
Co stanowiło przełom? „Odwilż” polityczna w krajach bloku komunistycznego?
Tak, ale nikt wówczas, w dekadzie lat 80., nie spodziewał się jeszcze, że mury dzielące Europę runą tak szybko. W 1988 r. brat Roger zaczął mówić nam, że warto byłoby zorganizować Europejskie Spotkanie Młodych w Polsce. Warunki do zaplanowania takiego wydarzenia były jednak trudne. W maju 1989 r. nasz przeor ogłosił nagle, że na kolejne ESM pojedziemy do Polski, do Wrocławia. Zapowiedział to podczas małego, regionalnego spotkania w węgierskim Peczu i wywołał zdziwienie nawet wśród samych braci naszej wspólnoty.
Baliście się organizacji dużej imprezy za Żelazną Kurtyną?
Mieliśmy bardzo mało czasu, niewiele ponad sześć miesięcy do bardzo poważnego przedsięwzięcia, w jakim miało uczestniczyć kilkadziesiąt tysięcy młodych ludzi z obu stron muru. To była bardzo skomplikowana operacja logistyczna, która polegała m.in. na zorganizowaniu pociągów specjalnych. Myśleliśmy sobie też: jak zorganizować takie przedsięwzięcie w Bloku Wschodnim, przecież dla wielu uczestników potrzebne będą wizy? Ostatecznie już w czasie przygotowań do wrocławskiego spotkania zaczął się w Polsce zmieniać system polityczny i część biurokratycznych formalności odpadła. Byliśmy naocznymi świadkami tych wydarzeń. Świętowanie tego przełomu było dla nas czymś naprawdę wyjątkowym. Spotkanie we Wrocławiu ruszyło, kiedy Polską rządził już gabinet premiera Tadeusza Mazowieckiego.
Struktury państwowe i lokalne wciąż były jednak komunistyczne. Jak wam się z nimi współpracowało?
To prawda. Polska była wciąż jeszcze komunistycznym krajem. Pierwsze miesiące po czerwcowych wyborach nie przyniosły wielu zmian. To, co jednak dostrzegaliśmy, to wielu otwartych na nas ludzi, nawet tych, którzy byli wówczas u władzy. Byli oni wdzięczni, że zdecydowaliśmy się zorganizować w Polsce spotkanie dla młodzieży z całej Europy. Z biegiem czasu zaczęli nam pomagać: władze miejskie w transporcie lokalnym, PKP - w organizacji pociągów specjalnych. Okazało się bowiem, że mamy tyle zgłoszeń na ESM, że musimy szukać noclegów poza Wrocławiem. Konieczne było zapewnienie dziesięciu specjalnych pociągów, które kursowały podczas spotkania codziennie między centrum miasta a prowincją. Myślę, że to, iż spotkanie się udało to przede wszystkim zasługa polskiego Kościoła. To on tak naprawdę był gotowy na organizację tego pierwszego w Europie Środkowo-Wschodniej spotkania młodych. Bez niego – i tej ogromnej rzeszy ludzi z nim związanej – nie dalibyśmy rady.
Jak brat, przyzwyczajony do realiów Europy Zachodniej, czuł się w rzeczywistości wychodzącej z komunizmu Polski? Co stanowiło największe trudności?
Komunikacja z dolnośląską prowincją. To był poważny problem. Aby zadzwonić na jakąś wieś trzeba było iść na pocztę i poprosić o połączenie. Telefon z określonej wsi mógł oddzwonić po dziesięciu minutach, ale równie dobrze po dwóch godzinach. My tymczasem nie mieliśmy czasu. Ten problem zaczął nas przerastać.
Jak go rozwiązaliście?
Jeden z naszych młodych polskich przyjaciół wpadł na pomysł objeżdżania autem podwrocławskich wsi. Zajeżdżaliśmy więc codziennie na parafie, a tam księża pomagali nam docierać do rodzin chętnych do udzielenia gościny uczestnikom ESM. Okazało się to bardzo skuteczne.
Po sześciu latach, w 1995 r., znowu zorganizowaliście ESM we Wrocławiu. Jak brat wspomina ten powrót?
Polska w ciągu tego krótkiego okresu bardzo się zmieniła. Cieszyliśmy się, że wiele spraw szło w dobrym kierunku, a kraj stawał się nowocześniejszy. Nastąpił też kolejny etap w polskiej historii – w tak krótkim czasie ugruntowały się postawy proeuropejskie, a Polacy zaczęli otwarcie deklarować chęć przystąpienia do zjednoczonej Europy. Pamiętam, że kiedy w 1989 r. jeden z polskich senatorów zapewniał mnie, że celem władz w Warszawie będzie zabieganie o szybki akces do struktur europejskich, byłem bardzo sceptyczny wobec takiego scenariusza. Nie wierzyłem, że ten proces potoczy się tak szybko.
W pierwszych latach po upadku komunizmu, w dekadzie lat 90., na wasze spotkania w wiosce Taize, w Burgundii, zaczęły przybywać tysiące młodych Polaków. Podobnie było z Europejskimi Spotkaniami Młodych, które głównie dzięki Polakom stały się masowymi imprezami. Uczestniczyło w nich po 80 tys. osób, a nawet więcej. Dziś w madryckim ESM brało udział zaledwie 15 tys. osób. Skąd tak drastyczny spadek liczby uczestników?
Częściowo wynika on z tego, że w dekadzie lat 90. wielu młodych ludzi z Europy Środkowo-Wschodniej miało po raz pierwszy szansę wyjazdu na Zachód. Organizowane przez nas ESM traktowali więc oni jako okazję do turystycznych wojaży.
Jaka jest dzisiejsza młodzież? Kiedyś papież Paweł VI prosił brata Rogera o zdradzenie sekretu, „klucza” do serc młodych ludzi. W jaki sposób dotrzeć do nich dzisiaj?
To niezwykle trudne zadanie. Żyjemy bowiem w erze cyfrowej: młodzi nieustannie korzystają z laptopów i smartfonów. Czy to w Polsce, czy w innym kraju Europy podlegają dziś tym samym zjawiskom: są szybcy, elastyczni, gotowi do zmiany pracy, do zmiany miejsca zamieszkania. To sprawia zaś, że ich zaangażowanie w projekty długookresowe staje się coraz trudniejsze. Na przykład decyzja o założeniu rodziny jest dziś dla wielu z nich niezwykle trudna. Niestety, wraz z rozwojem technologicznym w życiu współczesnych społeczeństw pojawiły się nowe problemy i wiele rodzin cierpi.
Wczesną jesienią bracia z Taize przybędą do Wrocławia, by zorganizować trzecie w tym mieście ESM. Co będziecie mieli do zaoferowania młodym Polakom?
Chcemy być obok nich, pomagając im odkrywać ich osobistą wiarę w Boga. Wiara dzisiejszej młodzieży rzadko w Europie opiera się już na tradycji. Oczywiście, w Polsce tradycja wiary jest wciąż silna i przekazywana z pokolenia na pokolenie, ale jeśli nie idzie ona w parze z osobistą refleksją to na dłuższą metę tradycja na niewiele się przyda.
Czego ta refleksja powinna dotyczyć?
To są różne pytania, np.: Dlaczego wierzę? Kim jest dla mnie Chrystus? Jakie mam wątpliwości? Jeśli nie ma we mnie takiego dialogu, jeśli nie wyrażam osobiście wiary, to tradycja nie wystarczy. Aby osiągnąć osobistą więź z Bogiem młodzi ludzie muszą najpierw znaleźć kogoś, kto mógłby ich wysłuchać. Kogoś kto miałby czas i przyjąłby ich takimi, jakimi są, bez stawiania natychmiastowych warunków: „Musisz być taki!”. Młodzież trzeba najpierw przyjąć, a dopiero później zastanowić się nad następnym krokiem. Młodym trzeba towarzyszyć. Nie można im powiedzieć: „To ja znam prawdę i trzeba robić tak lub tak”, bo nie posłuchają. Nie pójdą za nakazami, dlatego musimy być bardzo cierpliwi. Podobnie było z bratem Rogerem, kiedy w latach 60. XX w. młodzi ludzie niespodziewanie zaczęli pojawiać się w naszej wiosce. Mało tego, byli oni bardzo krytyczni wobec Kościoła. Brat Roger mówił im wówczas tylko: „Chodźcie, pomódlmy się razem”. Nie dawał im szybko gotowych odpowiedzi. My, bracia, czasem z dystansem podchodziliśmy do tych przypadkowych gości. Mówiliśmy sobie: „Niektórzy z nich są niepoważni…”. Brat Roger tymczasem odpowiadał nam: „Nieważne, że wielu młodych trafia do Taize przez przypadek. Nie wykluczajmy nikogo. Kiedyś coś zrozumieją, w każdym coś zakiełkuje”.
Najbliższe ESM będzie dla wielu młodych Europejczyków okazją do zobaczenia nowej rzeczywistości Wrocławia, jaką jest duża liczba obywateli Ukrainy w tym mieście. Wielu z nich to prawosławni. To chyba dobre wyzwanie dla wspólnoty o charyzmacie ekumenicznym, takiej jak wasza.
Mamy nadzieję, że dzięki ESM we Wrocławiu nastąpi jeszcze większa integracja wspólnot katolickich i prawosławnych. To ważne abyśmy nawzajem zapraszali siebie do naszych kościołów i wspólnie uczestniczyli w modlitwach; aby tworzyły się osobiste więzi. Musimy dokładać większych starań w pomaganiu migrantom. Zjawisko migrowania ludzi będzie się bowiem pogłębiać na świecie. Byłoby dobrze, aby udało się je powstrzymać, ale w dłuższej perspektywie jest to nierealne. Wszelkie bariery, które postawimy, migranci ostatecznie pokonają. Ten trudny proces będzie się nasilał, a przyszłości nie potrafimy przewidzieć. Jako chrześcijanie możemy jednak budować osobiste relacje z tymi ludźmi, próbować spotykać konkretne osoby. Wierzę, że to pomoże nam znaleźć sposoby na rozwiązanie obecnego kryzysu migracyjnego.
ems/PAP
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kosciol/427849-wywiad-brat-alois-z-taize-wroclaw-etapem-poszukiwan-drog