„Całe mienie swoje, cały trud życia swego składa w ofierze: Bogu na chwałę, Polsce i przyszłym jej pokoleniom na pożytek” – tak żegnał hrabiego Władysława Zamoyskiego ks. Arkadiusz Lisiecki, późniejszy biskup katowicki, podczas Mszy św. pogrzebowej w kolegiacie przy zamku w Kórniku. Ostatni właściciel dóbr kórnickich i zakopiańskich zmarł równo 100 lat temu – 3 października 1924 roku. Odszedł w wieku 71 lat, po niezwykle pracowitym i pełnym poświęceń życiu. Cały swój majątek zapisał w testamencie narodowi polskiemu. Nazywano go „białym krukiem wśród arystokracji”, „Don Kichotem”, „żelaznym skąpcem”, „dziwnym hrabią”, „zbawcą Tatr”, „panem o hetmańskim obliczu”. Gdyby nie on, Tatry zostałyby ogołocone, Morskie Oko leżałoby poza polską granicą, a Zakopane pewnie by nie istniało. Kupił Tatry na licytacji, urządził je za własne pieniądze, wybudował linię kolejową z Chabówki do Zakopanego, przez 20 lat toczył spór graniczny z Królestwem Węgier o Morskie Oko. Hrabia Zamoyski był kochającym Polskę gorącym patriotą, podobnie jak jego dziadkowie i rodzice – gen. Władysław Zamoyski i Jadwiga z Działyńskich Zamoyska. Wszystkie rodowe dobra – wielkopolskie i zakopiańskie – przekazał Polsce. Rok 2024 został ustanowiony przez Sejm RP Rokiem Władysława Zamoyskiego w uznaniu jego zasług dla polskiego społeczeństwa.
„Wola nie żelazna, lecz stalowa… syn Boży” - pisał o Władysławie Zamoyskim Stefan Żeromski. Uważał, że akt donacyjny fundacji Zamoyskich „winien być czytany w szkołach na równi z arcydziełami wieszczów narodowych”. Aleksander Świętochowski jeszcze za życia Zamoyskiego pisał: „Nawet najwięksi bohaterowie Plutarcha nie okazali tyle miłości ojczyzny, tyle skromności”. I to właśnie jemu zawdzięczamy Tatrzański Park Narodowy, Zakopane, które doprowadził do świetności, nie szczędząc pieniędzy na inwestycje, infrastrukturę drogową i kolejową, muzea, kościoły, domy zakonne, przedsięwzięcia kupieckie i turystyczne. W każdej z tych aktywności stawiał na polskich wykonawców i rozwój polskich inicjatyw. Zamoyscy wszelkimi siłami próbowali ochronić też polską ziemię przed dostaniem się w obce ręce, choć przecież Polska rozszarpana była wówczas przez zaborców. Właśnie tą troską kierował się hr. Zamoyski, podejmując decyzję o zakupie na licytacji tatrzańskiego majątku. Stanowił on wówczas „stertę kamieni” ogołoconych z drzew, a kupić go chcieli żydowscy przedsiębiorcy, by do reszty przetrzebić lasy na papier, kamień przerobić na tłuczeń, a mieszkańców wyzyskać do pracy. Kupił teren obejmujący 1/3 dzisiejszych Tatr polskich, Kuźnice, wszystko powyżej Zakopanego, obszary wokół i wewnątrz miasta, dolinę Kościeliską – ratując wszystko przed zniszczeniem. Zainwestował, zaprowadził ład i wspierał zakopiańską kulturę, sadził lasy, zbudował kolej, wodociągi, elektrownię oraz kilka szkół. W niemal każdym przedsięwzięciu umożliwiającym rozwój polskiej góralszczyzny miał udziały prawne. Wspierał ją w czasie najważniejszym, gdy tworzyła się, formowała i hartowała. Jak do tego doszło?
Patriotyczny ród Zamoyskich i Działyńskich
Hrabia Władysław Zamoyski był wnukiem Tytusa Działyńskiego i Gryzeldy Celestyny Zamoyskiej – wielkopolskich arystokratów, mecenasów kultury, działających na rzecz niepodległości, polskości i aktywności patriotycznych. Jego rodzice także całe swoje życie poświęcili sprawie polskiej – generał Władysław Zamoyski i Jadwiga Zamoyska z Działyńskich z oddaniem walczyli o polską niepodległość na emigracji i w kraju. Jego matka założyła pierwszą w Polsce Szkołę Domowej Pracy Kobiet, szkołę życia patriotycznego i katolickiego, która miała przygotowywać do życia kobiety wszystkich stanów, tak by nabyte umiejętności w najlepszy sposób mogły służyć krajowi po odzyskaniu niepodległości. Program nauczania obejmował naukę historii, literatury, języków, geografii, śpiewu, rysunków, wychowanie religijne oraz zajęcia praktyczne, jak gotowanie, szycie, haftowanie, zasady higieny. Jadwiga Zamoyska była przekonana, że należy leczyć, wzmacniać, uodparniać moralnie jednostkę i rodzinę, a przez nią cały naród. Prowadziła szkołę wraz ze swoją córką Marią przy wsparciu syna Władysława. Ale jej życiowa działalność zakrojona była znacznie szerzej. Towarzyszyła mężowi – gen. Zamoyskiemu – w misjach dyplomatycznych, znała wiele języków, była niezwykle ceniona w wśród polityków, dyplomatów i duchownych w wielu krajach, a każde działanie podejmowała na rzecz sprawy polskiej. Obecnie trwa uchwalony przez Sejm Rzeczypospolitej rok hr. Jadwigi Zamoyskiej. Toczy się także jej proces beatyfikacyjny.
CZYTAJ WIĘCEJ: Marzena Nykiel: Generałowa Zamoyska – niezwykła, inspirująca, mężna i wybitna! Dziś 100. rocznica jej śmierci. Co zrobiła dla Polski?
„Sterta kamieni” ocalona przez Zamoyskiego
Był rok 1888. Zakopane słynęło już wówczas nie tylko w Galicji jako stacją klimatyczna, rozsławiana przez lekarza Tytusa Chałubińskiego, ale postępująca gospodarka rabunkowa nie wróżyła mu długiego przetrwania. Austriacki zaborca nie dbał o polskie góry, a od czasu trzeciego rozbioru Zakopane i duża część Tatr znajdowały się w rękach prywatnych właścicieli, w dodatku cudzoziemców. Dla nich były one wyłącznie źródłem dochodu.
Dobra zakopiańskie, wchodzące w skład tzw. dóbr królewskich, tuż po utracie przez Polskę niepodległości wystawiono na sprzedaż. Kupiła je pochodząca z Węgier rodzina Homolacsów. Na terenach liczących ok. 11 tysięcy ha nowi właściciele wybudowali huty i zakłady metalurgiczne w Kuźnicach i Kościelisku, przez niemal pięć dekad eksploatując tatrzańskie złoża rud żelaza. W 1869 r. Jan Wincenty Homolacs sprzedał Zakopane berlińskiemu bankierowi Ludwigowi Eichbornowi, który 12 lat później przekazał je swojemu zięciowi Magnusowi Peltzowi, producentowi zabawek z Saksonii. Peltz nie cenił specjalnie Tatr, za to liczył na szybki zarobek. Zrezygnował z hutnictwa na rzecz masowej wycinki tatrzańskich lasów. Rabunkowa gospodarka obróciła się jednak przeciwko niemu. Tereny nawiedziła potężna powódź, która doprowadziła Peltza do bankructwa.
W lutym 1888 r. dobra zakopiańskie zostały wystawione na sprzedaż za cenę wywoławczą 400 tys. guldenów austro-węgierskich, tzw. złotych reńskich. Pojawiła się szansa odzyskania Tatr, ale zdobycie takiej sumy było dla Polaków nieosiągalne. Nadzieja ta tak silnie poruszyła polską opinię publiczną, że relacjonował ją z przejęciem sam Henryk Sienkiewicz. Powołane ad hoc Towarzystwo Ochrony Tatr zorganizowało zbiórkę, ale nie zdołało zgromadzić wystarczającej kwoty. Zakopanem zainteresował się najbogatszy mieszkaniec Nowego Targu, żydowski kupiec Jakub Goldfinger oraz Henryk Kolischer, żydowski właściciel papierni, rzekomo pełnomocnik księcia Hohenlohe. Jak pisał Sienkiewicz, sam Goldfinger nie miał wprawdzie wystarczającej sumy, ale „worki współwyznawców stały dlań otworem”. „Zresztą Kolischer czy Goldfinger znaczyło to samo, co zamknięcie gór, wycięcie lasów, zniszczenie, rabunkowe gospodarstwo, wyzysk górali i upadek miejscowości”.
Władysław Zamoyski, świadom dziejowego momentu, podjął się próby odzyskania dla Polski Tatr i Zakopanego. Miał 35 lat i pełnię sił, które chciał ofiarować ojczyźnie. Efekt jego gorączkowych działań najlepiej opisuje w swoich wspomnieniach jego siostra Maria:
W tej to Kalwarii będąc, doczekaliśmy się kiedyś przybycia mego Brata raptem o 4-tej godzinie rano. Pamiętam, jak wszedł do Matki pokoju, w którym ja też spałam i odezwał się w ten sposób: „Mamo, dziś Zakopane ma być sprzedane na licytacji. Objechałem całą Galicję, by kogoś znaleźć, co by to chciał kupić i nikt nie chce, bo każdy mówi, że z tych kamieni żadnego nie będzie dochodu i jest tylko albo Żyd Goldfinger, albo Prusak Hohenlohe. A gdybym ja miał stanąć do licytacji, to bym musiał zahipotekować calusieńki majątek kórnicki, czy ja mam prawo tak zrobić?”. Na to nasza mądra Matka tak odpowiedziała: „Gdybyś miał żonę i dzieci, nie wiem co bym odpowiedziała, ale wobec tego żeś kawalerem, to możesz robić co chcesz”. Na to mój Brat nas pożegnał i czym prędzej pojechał do Krakowa. Pobiegł do swego notariusza pana Rettingera i mówi mu: „Panie, ja chcę Pana o coś prosić, ale ja nie wiem, czy Pan będzie miał odwagę”. A za kogo mnie Pan ma? O co chodzi?” Mój Brat dalej: Ja jestem gotów cały majątek poświęcić, żeby uratować Zakopane, ale ja nie chcę jednego centa dać dla parady, więc Towarzystwo Tatrzańskie udaje, że chce kupić Zakopane, ale ja wiem, że oni nie mają pieniędzy, więc ja bym Pana prosił aby, póki Towarzystwo Tatrzańskie figuruje, żeby się Pan nie odzywał, żeby im szyków nie psuć, ale oni się niedługo cofną, wtenczas Pan wystąpi, poda swą kaucję i ja odtąd Pana proszę, żeby jakąkolwiek wygłoszą cenę. Pan nie dodawał więcej jak jednego centa”. A pan Rettinger: „To oryginalne, ale to się da zrobić”.
I jadą obydwaj do Nowego Sącza, gdzie się miała odbyć licytacja. Mój Brat się kryje w jakiś kąt, by nie zauważono, że go to interesuje i obserwuje, czy pan Rettinger wszystko tak poprowadzi, jak on sobie tego życzył. Licytacja idzie. Towarzystwo Tatrzańskie się wreszcie cofa, pan Rettinger wykłada kaucję - i gdy wygłaszają już nie wiem ile tam tysięcy ..i centa”, odzywa się Rettinger. Na to się oglądają, co to znaczy, czy to ktoś ma w czubku? I ze złością ten, co zastępował księcia Hohenlohe dodaje 10 000 florenów – „i centa” mówi Rettinger. A Żyd Goldfinger dodaje 5000 „i centa” znowu. Widzieli więc, że jest jakaś żelazna wola, której nie dadzą rady i ustąpili. Ulicznicy w Krakowie, skacząc po ulicach krzyczeli: „Zamoyski kupił Zakopane za trzy centy?”
Delegacja Towarzystwa Tatrzańskiego przybyła z podziękowaniem, a z Warszawy, Poznania, Paryża i Rzymu przychodziły listy gratulacyjne. Dobra zakopiańskie były jednak w opłakanym stanie. To Zamoyskiego nie przerażało. Rozpoczął od wprowadzenia mądrej gospodarki leśnej. Na kilka lat zablokował wyręby, walczył z plagą korników i zalesiał przetrzebione tereny. Dopiero po około dziesięciu latach majątek zaczął dawać 2 proc. dochodu rocznie, co Zamoyski przeznaczał na dokupowanie ziemi, by przekazać je później narodowi polskiemu w jak najbardziej okazałym stanie.
20 lat walki o Morskie Oko
Za całą sprawą stał jeszcze jeden ważny czynnik, któremu hrabia Zamoyski poświęcił kolejne 20 lat życia: walka o Morskie Oko. Węgrzy stali na stanowisku, że znajduje się poza terytorium Polski i należy do nich. Zamoyski wiedział, że trzeba walczyć o ten jeden z najpiękniejszych zakątków Tatr wszelkimi sposobami. Sprawa trafiła do międzynarodowego trybunału, a poszczególne jej etapy przebiegały tak płomiennie, że wymaga to oddzielnej opowieści. Hrabia miał świadomość, na co się pisze. Tutaj także warto przytoczyć zapiski Marii Zamoyskiej:
Jeżeli mój Brat nabył Zakopane, to nie tylko, by uratować od żydowskich rąk, ale jeszcze dlatego, że tam była kwestia prawdziwie „narodowa”, w której on jako właściciel miałby prawo się odezwać, mieć zdanie swoje i sprawy bronić. O co chodziło? O granicę między Polską a Węgrami. Wszędzie ta granica szła szczytami gór tatrzańskich, a nie wiadomo, jak kiedyś komuś spodobało się przeprowadzić tę granicę raptem ze szczytów przez środek Morskiego Oka do rzeczki Białki. Mojemu Bratu chodziło o to, by na mocy różnych map i dokumentów doprowadzić do tego, by granica wróciła na szczyty. Gdy się o to rozbijał u władz ówczesnej Galicji, każdy sobie lekceważył te jego fantazje, mówiąc: Cóż to może szkodzić i tak tej Polski nie masz”. A on dalej mimo to się starał. Kiedyś opowiedział nam następujący szczegół: Na jednej z sesji w Krakowie jeden z referentów (Badeni, namiestnik Galicji) odezwał się w ten sposób: Czyż to warto dla tych kilku nieużytków tyle robić hałasu”. Na to mój Brat zamilkł, ale widząc kapelusz owego referenta na stołku, udał, że chce na nim usiąść – a ten w głos: „Co Pan robisz, to mój kapelusz!”, a mój Brat na to: „Pan krzyczysz o kapelusz, który kosztuje kilka koron, a Polska nie ma krzyczeć o najpiękniejszy szmat ziemi swojej?” Takie to wrażenie na tych panach zrobiło, że z przeciwników tej sprawy stali się jej najwierniejszymi zwolennikami. Mój Brat dalej walkę prowadził - już to trwało około dwadzieścia lat już trzy razy procesa przegrane na nowo przeprowadził, gdy kiedyś przy rozpoczęciu czwartego czy piątego procesu podobno cesarz Franciszek Józef oświadczył, że teraz jakikolwiek wynik z tego będzie, ja już nie pozwolę tej sprawy poruszać. Wtenczas to, gdy moja Matka o tym orzeczeniu dowiedziała się, dała następujące rozporządzenie w naszym Zakładzie: Już nie ma możności odbycia nowenny zwyczajnej, skoro dziś decyzja, więc odprawimy nowennę w przeciągu tego dnia”. Co godzinę dzwoniono, wszyscy schodzili się do kaplicy na parę minut i znów wracali do swej roboty, i tak dziewięć razy zrobiono. A oprócz tego uczennice rozdzieliły między sobą godziny, w ciągu których każda przy swoim zajęciu dążyła do jak najdoskonalszego zachowania się, czy to przy robocie, czy rekreacji, czy przy stole, czy na lekcjach.
Modlitwy zostały wysłuchane. We wrześniu 1902 roku, sprawa została wygrana. Międzynarodowy Sąd Rozjemczy ds. ustalenia granicy w Tatrach uznał, że Morskie Oko jest nasze. Henryk Sienkiewicz w liście gratulacyjnym pisał:
Jestem przekonany, że gdyby nie ta energia Pańska, która zmusiła nawet austriacką ospałość do zajęcia się tą sprawą, sama sprawa wlokłaby się jeszcze przez lata całe i zbutwiałaby w końcu doszczętnie. Należy się też za to Panu wdzięczność całego społeczeństwa.
Nic dla siebie, wszystko dla Polski
Zarówno hr. Tytus Działyński, właściciel dóbr wielkopolskich, pałacu w Poznaniu, zamku w Kórniku i wielu innych ziem, jak i jego spadkobiercy, żyli w przekonaniu, że wszelkie dobra, jakie posiadają, mają zostać przekazane narodowi polskiemu. Władysław także żył tym pragnieniem i powtarzał często, że z majątku kórnickiego nie ma prawa wziąć nawet grosza na sprawienie sobie zelówek.
„Kiedy architekci oglądali zamek kórnicki już po zagospodarowaniu się tam Zamoyskich, kiedy pokazano im skromniutki pokój Władysława, przypuszczali, że to pomieszczenie jego służącego. Do dziś też opowiada się w Kórniku, że gdy Zamoyski wyjeżdżał do Poznania, brat ze sobą garnczek z kaszą, żeby nie tracić pieniędzy w restauracjach”
– pisał Zenon Bosacki.
Zamoyski pracował bez wytchnienia, odmawiając sobie wszelkich rozrywek. Nie palił, nie pił, zrezygnował z polowań i wędkowania. Żył po spartańsku i to od najmłodszych lat. Już jako młodzieniec spał na twardej desce, a za poduszkę służyła mu książka. To jedno z wielu umartwień, jakie przyjął w intencji odzyskania przez Polskę niepodległości. Ubierał się skromnie, cały rok chodząc w jednej ciemnej pelerynie, sprawiając wrażenie dziwaka. Ale to, co odbierał sobie, oddawał innym. Hojnie wspierał cele narodowe i społeczne.
Nie było w Zakopanem ani jednej sprawy, ani inwestycji, w której by hrabia Władysław Zamoyski nie brał udziału i której by szczodrze nie poparł. Telefony, rozszerzenie poczty, szkoły, muzea itp. to w wielkim stopniu jego zasługa. Oddał gminie ujęte już źródła dla urządzenia wodociągów i przyznał dla nich teren ochronny na swoich gruntach; pozwolił klimatyce na urządzenie parku w swym lesie, ułatwia letnikom spacery na całym obszarze swych dóbr, choć niemałe stąd ponosi szkody (tylko ci, co znali namiętną pieczołowitość, z jaką zalesiał obnażone stoki górskie, są w stanie ocenić, jakim było dlań poświęceniem zostawić turystom swobodę krążenia po górach bez zastrzeżeń). Chętnie też pomaga góralom, czy to przez dostarczanie drzewa pod łatwymi warunkami na budowę willi, czy w inny sposób…
— pisano o nim w „Gazecie Narodowej” 29 września 1912 r. Niespełna 10 lat wcześniej, o 48-letnim Zamoyskim gazety pisały:
Pan Potocki poluje na lwy w Afryce, pan Stemiński hoduje konie wyścigowe, pan Lanckoroński grzebie w starożytnościach Pamfilii, a on (…) organizuje spółki, prowadzi fabryki, daje chleb setkom ludzi, stwarza dobrobyt, buduje koleje, chroni lasy od zniszczenia (…) potrafił pogodzić tabliczkę mnożenia z romantyzmem.
Cały rodowy majątek przekazany narodowi
Hrabia Zamoyski nie założył rodziny. Szukał następcy wśród synowców, ale nie pozwolił, by ktokolwiek bezmyślnie roztrwonił rodowy majątek. Ten przecież od samego początku miał służyć wolnej Polsce, o którą walczyli w powstaniach i wojnach jego protoplaści. Dał temu wyraz w jednym z listów:
Nie po to Ojciec mój, Matka i ja pracowaliśmy ciężko przez całe życie i odmawiali sobie wszystkiego tak, żeśmy nieraz na opinię skąpców i wariatów zasłużyli, by po naszej śmierci byle synowiec rozbijał się automobilem. Wszystko, cośmy posiedli, ma służyć Ojczyźnie i Rodakom potrzebującym lub nieszczęśliwym, szczególnie od macierzy oderwanym.
W swoim rodowym majątku w Kórniku mógł pojawiać dopiero po 1918 roku i odzyskaniu niepodległości przez Polskę. Założył wówczas, wraz z siostrą, fundację „Zakłady Kórnickie”. Dzięki temu można było przekazać cały majątek narodowi polskiemu. Nad ostatecznym kształtem fundacji Zamoyski pracował nocami, konsultując to z matką i siostrą. Ostatecznie cele Zakładów Kórnickich określili następująco:
1. Rozwój Szkoły Pracy Domowej Kobiet;
2. Popieranie wychowania młodzieży męskiej w duchu polskim i katolickim;
3. Stypendia dla wyjątkowo uzdolnionych;
4. Utrzymanie muzeum i biblioteki w Kórniku jako pamiątki martyrologii narodu i dla zachowania pamięci o cudzoziemcach, którzy pomagali Polsce;
5. Założenie zakładu dendrologii w Kórniku;
6. Krzewienie w majątkach wiedzy zawodowej i ducha spółdzielczości.
Majątku, jaki mi Bóg w ręce oddał, nigdym nie uważał za własność moją, lecz za własność Polski, w czasowem mojem posiadaniu; własność, z której mi uronić niczego nie wolno, która Ojczyźnie jedynie, a nie mnie ma służyć.
Na potrzeby moje osobiste nigdym z Kórnika centa nie wziął. Na zbytki żadne, nigdym sobie nie pozwalał. Odmawiałem sobie wszystkiego, co mi się nie wydawało wprost niezbędnem. Ale gdzie sądziłem, że sprawa tego wymaga, wysiłków nie szczędziłem.
Jedno miałem pragnienie gorące, by wysiłki były skuteczne, a pomoc dana zmarnowaną nie została. Nie chodzi tu o mnie, boć mnie niewiele potrzeba, ale o krzywdę wyrządzoną sprawie publicznej, której służy i służyć ma wszystko, czem rozporządzam”.
Ostatnie chwile i uporczywe starania o przekazanie majątku Polsce
Okazało się, że przekazanie rodowego majątku wcale nie było takie proste. Wymagało ogromnych starań ze strony obdarowujących. Ślad niepokoju, jaki temu towarzyszył, widnieje we wspomnieniach siostry Zamoyskiego – Marii, która opisuje ostatnie chwile życia brata i niezwykły sposób, w jaki została wezwana do Kórnika. Podczas jej pobytu w Zakopanem, otrzymała niepodpisaną depeszę o treści: „Powrót natychmiast konieczny”. Uznała, że napisał ją Władysław.
Ale idę do administracji dowiedzieć się, czy tam nie ma innych informacji i mówi mi pan Szymborski: „Ach! Tak - ja też otrzymałem depeszę od pana Wilczyńskiego z Kórnika, bośmy się mieli spotkać w Warszawie, a on telegrafuje: «Nie Warszawa, lepiej Kórnik, sprawa się psuje»”.
Ja stąd wywnioskowałem, że tu chodzi o tę naszą darowiznę, jakoś się temu Rząd sprzeciwia i zapewne mój Brat potrzebuje mego podpisu i dlatego po mnie telegrafował. I w ten sposób mnie miłosierna Opatrzność oszczędziła, bo zabrałam się czym prędzej, wieczornym pociągiem wyjechać lam z Zakopanego i to z lekkim sercem, nie domyślając się, że jadę do umierającego Brata. Zajechawszy do Kórnika w bramie zamku pytam się: „Kto mi to depeszę wysłał?” A na to mi mówią: „Depeszę? My nic o depeszy nie wiemy”. Idę do moich kuzynów, Zamoyskich i Grocholskich i pytam: „Czyście wy mi depeszę wysłali?” „Nie! Twój brat cierpiący, ale tak żebyśmy mieli aż telegrafować po ciebie, to nie!”. Idę do zacnego naszego służącego Stanisława Małeckiego i pytam go, czy to mój Brat wysłał tę depeszę? A on na to: „Nie! Pan Hrabia już od kilku dni leży, więc gdyby był chciał wysłać depeszę, to by mi ją był powierzył, a nic podobnego nie było”.
Brata mego zastałam w łóżku, bo gdy był taki jakiś cierpiący, to moi kuzynowie i Małecki namawiali go, by nie sypiał na stole, jak dotąd, ale pozwolił łóżko wnieść do swego pokoju. On sam mi kiedyś mówił, że gdyby nie był Polakiem, to by był wstąpił do trapistów, że jeżeli tego nie zrobił to dlatego, żeby mógł swobodniej służyć Ojczyźnie. Opowiadał mi też, że gdy miał 12 lat, to już o trapistach myślał i że kiedyś Matka, wchodząc wieczorem do jego pokoju, zastała go leżącego na ziemi obok swego łóżka, a Matka nie domyślając się, co on miał na myśli, mówi mu: „Cóż ty za głupstwa robisz! Kładź się do łóżka!”. Więc z posłuszeństwa wstał i położył się do łóżka. Później jednak, choć nie wstąpił do trapistów, to żył jak trapista i mianowicie pracując przy biurku w swoim pokoju wieczorem na tymże biurku, długim jak stół, kładł się, zawinięty tylko w derkę, a pod głową miał słownik jako poduszkę. Teraz więc, gdy go namawiano, by pozwolił łóżko wnieść do swego pokoju, zgodził się i podobno przed położeniem się uklęknął przed nim i z jakie trzy kwadranse się modlił.
Maria Zamoyska opisuje ich serdeczne powitanie i ciężki stan brata. „Poszłam do proboszcza mówiąc mu: „Mnie Oleje święte zdrowie przywróciły, może by nam Pan Bóg tę samą łaskę wyświadczył dla mego Brata. Czy by ksiądz proboszcz był łaskaw mu udzielić ostatniego namaszczenia?” – pisała we wspomnieniach, dodając że Władysław przyjął także Szkaplerz:
Otóż Matka Boska obiecała, że wybawi z czyśćca tych, co nosić będą Jej Szkaplerz w pierwszą sobotę po ich śmierci, a mój Brat umarł w piątek po południu. Więc mam nadzieję, że się przyczyniłam do szybkiego wyzwolenia dla niego.
Po odejściu księdza proboszcza żył jeszcze dwa dni, ale doktorzy nie wie- dzieli ani co mu jest, ani jak go ratować
— pisze Maria Zamoyska i dodaje – na sam koniec swoich wspomnień – niezwykle ważny akapit:
Za moim przybyciem się przekonałam, jak bolesnym mu jest, że Rząd nie chce się zgodzić na naszą darowiznę, więc napisałam list do Pani Prezydentowej Mościckiej, który tu podaję:
„Wielce Łaskawa i Szanowna Pani Prezydentowo,
Nie zapomniałam dotąd miłego wrażenia doznanego w Belwederze zeszłej zimy, gdyśmy, Brat mój i ja, zostali przyjęci przez pana Prezydenta w sprawie «Zakładów Kórnickich», tym bardziej, że się myślało o wrażeniach, jakie tam przeżywał świętej pamięci Ojciec nasz w chwili powstania 30-go roku.
Tak łaskawa życzliwość pana Prezydenta ośmiela mnie dziś do zwrócenia się do pani Prezydentowej, bo przechodzę bardzo przykre chwile. Mój Brat leży chory, wiek, wyczerpanie sił, gorączka niewytłumaczona, budzą niepokój. Widzę przy tym, jak go kłopocze sprawa naszego daru. Jakże by mi było miło móc mu oznajmić, że wszystko z tym darem szczęśliwie zakończone. Radość, którą by mu to sprawiło może by i zdrowie przywróciła. Dlatego śmiem Wielce Łaskawą Panią prosić o wstawienie się u pana Prezydenta, by rzecz, o ile możności, przyspieszono.
Nie chodzi tu o jakąś korzyść osobistą, tylko o to, by człowiek, który całe życie obmyślał, jakby najlepiej Ojczyźnie służyć, miał tę pociechę, że Ojczyzna przyjęła jego usługi.
Najgoręcej dziękując z góry za wszystko, co Wielce Szanowna Pani raczy i zdoła w tym kierunku uczynić, proszę o przyjęcie wyrazów mego wysokiego poważania.
Maria Zamoyska, Kórnik, 23 września 1924
Oficjalnej wiadomości o tym, że Rada Ministrów skierowała 1 października akt fundacyjny do Sejmu, Zamoyski nie doczekał. Dotarła ona bowiem do Kórnika 3 października po południu. Tego dnia – kilkanaście godzin wcześniej – Władysław Zamoyski zmarł. Pochowany został 6 października w krypcie Zamoyskich, w podziemiach kórnickiego kościoła.
Tragiczne wydarzenia było szeroko komentowane w kraju. Na ręce jego siostry, Marii Zamoyskiej, spłynęły liczne depesze kondolencyjne składane przez najważniejsze osoby w państwie (m.in. prezydenta Stanisława Wojciechowskiego, marszałka Senatu Wojciecha Trąmpczyńskiego, premiera Władysława Grabskiego, gen. Władysława Sikorskiego, arcybiskupa gnieźnieńskiego i poznańskiego kardynała Edmunda Dalbora), a także przez luminarzy nauki i kultury (m.in. Oswalda Balzera i Stanisława Ignacego Witkiewicza).
Już po jego śmierci Stefan Żeromski napisał, że po Władysławie Zamoyskim nie pozostały żadne pisma, plany, gadulstwo i deklaracje, lecz tylko nagi uczynek i dlatego właśnie powinien być czytany w szkołach na równi z arcydziełami narodowych wieszczów. Do dziś majątek Zamoyskich i Działyńskich służy Polsce. I choć korzystamy z tej wielkiej spuścizny, niewielu ma świadomość, komu to zawdzięcza. Hrabia Władysław Zamoyski, jego siostra Maria, ale i rodzice czy dziadkowie nie są nam powszechnie znani. A to przecież wielcy bohaterowie, walczący o polskość w czasach zaborów na wszelkich możliwych polach. Może więc czas wybrać się na zamek w Kórniku i tam rozpocząć odkrywanie tego niesamowitego rodu arystokratów, którzy zachwycali swoją szlachetnością, mądrością, pracowitością, patriotyzmem, konsekwentnemu wypełnianiu przyjętej misji, by „służąc Ojczyźnie, służyć Bogu” i wiernym oddaniem sprawie polskiej w żmudnym procesie walki o polską niepodległość. Co zrobiły z tym kolejne pokolenia? Jak tę spuściznę traktujemy dziś? W czasach kryzysu, takie patriotyczne oddanie i ofiarność wybrzmiewają szczególnie mocno. Oby nie zdołano ich wymazać z naszej narodowej pamięci!
CZYTAJ WIĘCEJ: Marzena Nykiel: Generałowa Zamoyska – niezwykła, inspirująca, mężna i wybitna! Dziś 100. rocznica jej śmierci. Co zrobiła dla Polski?
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/historia/708495-100-lat-temu-zmarl-hr-zamoyski-caly-majatek-zapisal-polsce