„To po prostu wygląda na mechanizm, który ma nas wypłukać z poczucia z jednej strony tożsamości, z drugiej - takiego poczucia dumy z naszej wspólnej historii. A to z kolei wpływa na osłabienie immunologiczne organizmu narodowej wspólnoty. Skoro nie wiemy, skąd przychodzimy, nie mamy do kogo się odwołać, to właściwie za co mamy walczyć, umierać, o co mamy się troszczyć? To jest bardzo niebezpieczne” - powiedział dr Karol Nawrocki, prezes IPN na antenie Telewizji wPolsce.
Redaktor Marcin Wikło pytał swojego rozmówcę o ostatnie wydarzenia w Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku. Obecne władze muzeum pozbyły się z ekspozycji rtm. Witolda Pileckiego, św. o. Maksymiliana Kolbe oraz bł. rodziny Ulmów.
Pojechałem do Muzeum II Wojny Światowej w ostatni wtorek. Od ludzi dobrej woli dostałem informację, w którą nie chciałem wierzyć, że w nocy z 24 na 25 czerwca wyeliminowano z ekspozycji głównej św. Ojca Maksymiliana Kolbe, rotmistrza Pileckiego oraz rodzinę Ulmów. Chciałem zobaczyć, czy to jest możliwe
— powiedział dr Nawrocki.
Pytany, jak wyglądały jego działania, kiedy obejmował kierownictwo w muzeum, wspominał:
Gdy my wprowadzaliśmy wystawy w Muzeum II Wojny Światowej, to poszerzaliśmy ekspozycje. Niczego nie eliminowaliśmy, nie poddawaliśmy cenzurze, tylko rozbudowywaliśmy wystawę już zastaną. Zawsze odbywało się to w porozumieniu z działem naukowym i, co najważniejsze, było to poddawane szerokiej dyskusji na Radzie Muzeum II Wojny Światowej. Wprowadzenie zmian na ekspozycji jest pewnym ciągłym procesem dyskusji publicznych, komunikowania tego opinii publicznej, otwierania się na nowe ścieżki badawcze, tak wyglądały nasze zmiany. A mimo że je wprowadziliśmy, to przecież przez ponad 5 lat toczyliśmy batalię sądową z byłymi dyrektorami.
Wygraliśmy to postępowanie sądowe i mówię o tym dlatego, że wprowadzenie tych zmian było wieloletnim procesem. Dlatego wydawało mi się, że zejście kilkanaście metrów poniżej na ekspozycję na poziom -3 i wykreślenie tych postaci, o których rozmawiamy, jest procesem nierozsądnym, nieprzyzwoitym, niemożliwym. A okazało się, że tam, gdzie był rtm. Pilecki jest hydrant, tam, gdzie był św. o. Maksymilian Kolbe, nie ma nic, a tam, gdzie była bł. rodzina Ulmów, pozostaje przejmująca czarna ściana, która pokazuje, że zamiast pamięci o rodzinie Ulmów jest ciemność amnezji
— podkreślił prezes Instytutu Pamięci Narodowej.
Działanie wbrew… własnym badaniom?
Z czego wynika usunięcie polskich bohaterów z wystawy?
To wynikało z jednej strony z pewnych intencjonalnych zaniechań poprzedniej dyrekcji Muzeum II Wojny Światowej. Bo wiemy, że np. pan Paweł Machcewicz był doradcą premiera Donalda Tuska. Muzeum było projektowane także z czasów resetu z Rosją, co również odbijało się na tej ekspozycji
— ocenił dr Nawrocki.
Co ciekawe, działają obecnie wbrew badaniom, które sami przeprowadzili. Bo kiedyś poprzednia dyrekcja prowadziła badania opinii publicznej, z których wynikało, że Polacy najbardziej przywiązani są do trzech postaci: rotmistrza Pileckiego, Ireny Sendlerowej i św. Maksymiliana Kolbe. I dziś każda z tych postaci została albo wymazana, albo zmarginalizowana
— dodał.
Gdy zostawałem dyrektorem muzeum, wiedziałem, że są rzeczy, które trzeba – pozostając w artystycznym przekazie tej ekspozycji – pokazać w nieco inny sposób. Dotyczyło to także np. represji niemieckich wobec Polaków w Wolnym Mieście Gdańsku. Muzeum znajduje się w Gdańsku, więc wszyscy, którzy przyjadą, mają prawo dowiedzieć się, że Wolne Miasto Gdańsk nie miało z wolnością nic wspólnego, lecz było laboratorium niemieckiego nazizmu
— podkreślił.
„To mechanizm, który ma nas wypłukać z poczucia tożsamości”
Rozmówca redaktora Wikły wspominał też, dlaczego zdecydował się na wprowadzenie do ekspozycji bł. rodziny Ulmów, rtm. Pileckiego i św. o. Maksymiliana Kolbe.
Rotmistrz Pilecki, o. Maksymilian Kolbe i rodzina Ulmów to postacie znane na całym świecie. Uznaliśmy więc, że chyba w Polsce nie tylko mamy obowiązek opowiedzieć o nim, ale również dać gościom z zagranicy świadomość tego, jak wyglądała historia Polski
— ocenił.
Jak zwrócił uwagę redaktor Wikło, zdaniem p.o. dyrektora muzeum, prof. Rafała Wnuka, monitor poświęcony postaci rtm. Pileckiego „wprowadza chaos, nie trzyma się narracji”.
Rzeczywiście, koncepcja, która powstała w głowach prof. Wnuka i dr. Marszalca jest inna od tej, która rodzi się w głowach i świadomości historycznej Polaków. Jesteśmy w tym momencie zakładnikami sytuacji, w której dwóch naukowców chce nam powiedzieć, że oni planują inaczej nauczać prawdy o polskiej historii i to nie trzyma się ich koncepcji. To jest głęboki egoizm naukowy i edukacyjny, że przybiera kuriozalne kształty, których jesteśmy świadkami
— wskazał rozmówca Telewizji wPolsce.
Jak „nie trzyma się koncepcji” w strefie obozowej dyskusja o rtm. Pileckim i św. Maksymilianie Kolbe? Kolorystyka tych sfer była taka sama. Jeden zginął za drugiego człowieka, drugi był ochotnikiem do tegoż obozu. Nie wiem, w jakiej konwencji to się nie trzyma, chyba tylko w tej, która pozostaje w głowach dwóch historyków, którzy 10 lat temu napisali scenariusz i nikomu na świecie, nawet sądowi, go nie pokazali
— powiedział.
Ostatnia plansza w Muzeum II Wojny Światowej wśród największych ofiar tego konfliktu pokazywała obywateli Związku Sowieckiego i Trzeciej Rzeszy Niemieckiej. Z kolei inna tablica, którą pokazaliśmy my, chyba czeka na kolejną noc, bo wciąż wisi
— zauważył dr Nawrocki.
Jeśli zechcemy zobaczyć to, co wydarzyło się w Muzeum II Wojny Światowej na nieco szerszym obrazku, chociażby tego, co dzieje się z podstawą programową, z propozycjami Ministerstwa Edukacji, to dowiadujemy się, że nie tylko bohaterowie i wydarzenia historyczne giną, o zgrozo, na ekspozycji Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku, ale także z podstawy programowej. To, niestety, zaczyna wyglądać na stały mechanizm, który ma prowadzić do tego, że w XXI w. Polacy nie będą znali swojej tożsamości. Nie będą na przykład wiedzieli, z czego wynikało barbarzyństwo Niemców w czasie II wojny światowej, bo oto w podstawie programowej nie ma XIX-wiecznego Kulturkampfu na przykład
— zwrócił uwagę.
To po prostu wygląda na mechanizm, który ma nas wypłukać z poczucia z jednej strony tożsamości, z drugiej - takiego poczucia dumy z naszej wspólnej historii. A to z kolei wpływa na osłabienie immunologiczne organizmu narodowej wspólnoty. Skoro nie wiemy, skąd przychodzimy, nie mamy do kogo się odwołać, to właściwie za co mamy walczyć, umierać, o co mamy się troszczyć? To jest bardzo niebezpieczne
— podkreślił prezes IPN.
„Hunwejbiński szał”
Pytany o swoje odczucia po wizycie w muzeum i wprowadzonych tam zmianach, odpowiedział:
Poczułem, że Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku jest zarządzane przez ludzi, którzy nie mają do tego żadnych kompetencji.
A ta bolszewicka, można powiedzieć, gorliwość w usuwaniu tych postaci?
— zapytał Marcin Wikło.
Czy jakobińska, czy bolszewicka gorliwość, zejście, bez konsultacji, bez zakomunikowania tego, i wycięcie tego typu postaci zdradza albo głęboką niekompetencję, albo jakiś hunwejbiński szał
— ocenił dr Nawrocki.
Zastanawiam się, czy jest to głęboki brak kompetencji, czy hunwejbiński szał
— podkreślił.
jj
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/historia/697030-dr-nawrocki-wladze-muzeum-ii-ws-w-hunwejbinskim-szale