Zarządziwszy wymarsz więźniów po śmierć Paul Werner Hoppe, komendant KL Stutthof, po wysłuchaniu koncertu żony w willi za płotem obozu, wyjechał z rodziną w domowe pielesze.
Tysiące jego nie tylko polskich ofiar umierały w drodze donikąd. Ślady tych śmierci można odnaleźć w wielu kaszubskich i pomorskich wioskach.
Za przemysłową zbrodnię w KL Stutthof oficer SS nigdy nie został w praworządnej Niemieckiej Republice Federalnej kanclerzy Adenauera, Erhardta, Kiesingera i Brandta ukarany.
Przecież stosował prawo tak jak je rozumiał.
Carl Schmidt, ideolog tej niemieckiej praworządności III Rzeszy, mógłby być z Hoppe, jego poprzednika Maxa Paulego, operatora komory gazowej Otto Knotta, tzw. lekarza obozowego Otto Heidla, zwyczajnie dumny. Przecież stosowali tylko niemiecki pozytywizm prawniczy…
Dziś wysłuchiwać pouczeń różnych Weberów, Bachmanów, Buschmanów na temat polskich wrogów politycznych, zapór ogniowych, niepraworządności i państwa policyjnego, to jak sankcjonować tuszowanie zbrodni i krycie zbrodniarzy przez niemieckie państwo federalne. To jak godzić się w imię politycznego konformizmu z oprawcami marszu śmierci…
Jak można w ogóle powiedzieć w Gdańsku, w Polsce, że na początku było złe słowo Polaka?!
Metodycznie, krok po kroku, w latach 1938-39 przygotowano listę Polaków do wymordowania i wywłaszczenia. Rudolf Stoeger, Franz Abromeit, Erich Temp, lider NSDAP w Sopocie wydającej „Zoppoter Zeitung”, otworzyli drogę do zbrodni państwowej, której Golgota Pomorska była końcowym akcentem.
„Panie, a z jakiej okazji należą się panu jakieś reparację?” Czy to naprawdę mógł powiedzieć ofiarom niemieckiego przemysłu zbrodni polski premier?
Donald, rozlicz z Manfredem, Ursulą, Olafem niemieckie zło na polskiej ziemi, nie ośmieszaj się jako premier i jako historyk…
Artykuł ukazał się na portalu Wybrzeże 24
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/historia/679764-praworzadnie-po-smierc