Tom szósty „Dziejów Polski” Andrzeja Nowaka opisuje zaledwie czterdzieści lat XVII wieku - 1632-1673. Tylko cztery dekady z ponad tysiącletniej historii naszego kraju skłaniają do pytania - czy kolejne części będą coraz bardziej szczegółowe? Czy do XX wieku dojdziemy już kolejnymi tomami opisującymi rok po roku? Jednak czytając Dzieje „potopu i ognia” widać że o wnikliwości tego woluminu decyduje kaliber problemu - oto Rzeczpospolita, wielka terytorialnie, ustrojowo i kulturowo, ze swoistego imperium (podtytuł poprzedniego tomu) wpada w otchłań przejściowego (jeszcze) niebytu. Powstanie Chmielnickiego, atak Moskwy, Szwecji, Siedmiogrodu, Brandenburgii, dalej najsilniejszego mocarstwa kontynentu - Imperium Osmańskiego, kryzysy wewnętrzne, oto na krótki czas wszystkie ziemie Rzeczpospolitej były zajęte przez najeźdźców. Państwo polsko-litewskie dopadł bezdech, po którym nie było takie oczywiste, że uda się przywrócić puls.
Akurat nie było dokoła gotowych do pracy grabarzy. Zbiorą się dopiero, gdy uznają, że Rzeczpospolita jest już trupem, a w każdym razie wystarczy ją tylko popchnąć, by wpadła do grobu.
-pisze profesor Andrzej Nowak, który o swoim najnowszym dziele mówi, że jest „najważniejsze w jego życiu” (a poprzednich prac tak nie nazywał). Dlaczego najważniejsze? Sowietolog, XIX-wiecznik, publicysta i komentator historii współczesnej sięgał czasem do XVII-stulecia, ale swoim tekstom na ten temat nie przyznawał takiej rangi.
Zegar odlicza czas do katastrofy
„Potop i ogień” zdaje się wprawiać w dwa odmienne nastroje. Z początku opis panowania Władysława IV jest zapowiedzią koszmaru jak w przypadku hollywoodzkich horrorów - podejrzana sielanka zwiastuje jakoweś nieszczęścia. Monarchę Nowak zdaje się przedstawiać w świetle tez innego badacza - Henryka Wisnera - jako zaprzeczenie postawy swojego ojca, jako człowieka traktującego Rzeczpospolitą niezwykle instrumentalnie do realizacji marzeń o szwedzkiej koronie z jednej strony, o stanięciu na czele antytureckiej krucjaty z drugiej, ale też frywolnie traktującego palące problemy królestwa: sejmowe, skarbowe, problemy z Moskalami, Berlinem i przede wszystkim - Kozakami. Dla Nowaka droga, jaką wybierze Rzeczpospolita ma znaczenie dla całej wschodniej części Europy.
Trwająca od 1618 roku wielka wojna katolików i protestantów w Rzeszy, ofensywa przypuszczona na tym froncie przez niosących sztandar Lutra Szwedów, od południa niewygasły napór islamskiego imperium Turków, a na północy enigma moskiewskich ambicji prawosławnego Trzeciego Rzymu – to był kontekst religijno-cywilizacyjnej geografii owego momentu. Jaka będzie Europa? To zależało od tego, czyja i jaka będzie Europa Wschodnia, albo czy w ogóle ona będzie, czy nie zastąpi jej jakaś inna, nie europejska forma. Kto wygra na tej wielkiej przestrzeni batalię o przyszłość: Szwecja, Porta Ottomańska, Rosja carów czy Rzeczpospolita?
Wydaje się że ten zwrot akcji w dziejach naszego kontynentu - przekazanie palmy pierwszeństwa z rąk dworu warszawskiego na Kreml jest jednym z powodów, dla którego Nowak uznaje szósty tom „Dziejów Polski” za tak ważny.
Czytając pierwsze rozdziały nieomal słychać tykanie zegara - król się bawi, król dobrze wojuje (pobiwszy Moskwę i utrzymawszy Smoleńsk), sprowadza nad Wisłę operę (kulturalna awangarda), żeni się i zbiera pieniądze na wojnę, intryguje i spiera się o swoją pozycję, ale Historyk nie pozwala czytelnikowi na beztroskę raz po raz sygnalizując jakie katastrofy zewsząd nadchodzą. Autor nie pozwala nam robić tego, co król pozwalał swojemu otoczeniu - beztrosko patrzeć na polityczne zmiany. Rosną napięcia, słabnie (jeszcze niewidocznie) Rzeczpospolita, choć przecież od 1638 roku trwa złota dekada pokoju! I oto Władysław IV, naważywszy zewsząd piwa beztrosko sobie umarł właśnie na progu rebelii Kozaków Chmielnickiego.
Tak zaczęło się największe powstanie kozackie, które wstrząsnęło Rzeczpospolitą do fundamentów i przekazało w rezultacie klucz do panowania nad Europą Wschodnią – Moskwie.
Zaczyna się druga część, przypominająca - jak wspomina żydowskiego historyka Natana Hannowera i tytuł jego pracy - „Głębokie bagno”.
Najważniejsza książka jako ostatni dzwonek
Znamy więc i zdradę szlachty, najazdy wszystkich (poza Austriakami) sąsiadów, Jasną Górę, wątpliwości i zmęczenie Jana Kazimierza, który po 20 latach nieustannych wojen na wszystkich granicach abdykuje. Nie znamy raczej nastrojów tamtych czasów, a to tutaj, jak sądzę, leży drugi powód wagi „Potopu i ognia”. Nowak przytacza szereg haniebnych postaw szlacheckich elit, ale postaw bardziej zniuansowaych niż prosta „zdrada” i przejście na stronę szwedzką.
Oto przykłady zwichnięcia etosu państwowego niektórych wpływowych graczy politycznych w Rzeczpospolitej. Jan Wielopolski (1630-1688) przy umęczeniu wojnami pisze w liście, że chyba trzeba odpuścić Ukrainę - czyli oddać całe rozległe ziemie od Sanu aż za Dniepr. Tak komentuje to historyk:
To chyba pierwszy tego rodzaju głos: za małą Polską, odwróconą od wschodu, z granicą na Sanie czy nawet Wiśle (!), byle pognębić wewnętrznego wroga, byle wygrała orientacja na zachodniego patrona (w tym wypadku: Francję). Mała Polska przy Zachodzie – to pozytywny program polityczny, który po wiekach podejmą „stańczycy” z Galicji, jak ich mistrz, Józef Szujski, z ubolewaniem opisujący „rozwolnienie” polskiej energii w wielkich przestrzeniach wschodu. Tu bodaj po raz pierwszy majaczy szantaż swoistej alternatywy: albo modernizacja, to jest porzucenie złego dziedzictwa Rzeczpospolitej i pójście za każdą dyrektywą, jaka nadejdzie z krajów bardziej oświeconych, albo trwanie przy „mrzonkach” wielkiej Polski, z jakąś historyczną misją czy rolą wobec Europy wschodniej.
Innym środowiskiem poddającym się w samodzielnym kształtowaniu Rzeczpospolitej byli arianie.
Sam Hugon Grotius, znakomity holenderski prawnik, podziwiany w Europie twórca nowej koncepcji prawa międzynarodowego wyłożonej w roku 1625 w dziele De iure belli ac pacis, jako ambasador szwedzki interweniował na prośbę braci polskich w Paryżu, próbując wymusić przez dyplomację kardynała Richelieu unieważnienie wyroku w sprawie Rakowa. Sam już ten przykład pokazuje, jak paradoksalny charakter miała tworząca się mniej więcej od tego czasu czarna legenda Polski jako kraju odstającego od pożądanego (ale na pewno nie przez władców ówczesnej Europy) ideału wolności wyznania.
Ale nawet ci, co nie mieli konkretnych intencji obniżenia rangi swojego kraju w oparciu o zachodnich partnerów, byleby coś ugrać dla siebie i swojego stronnictwa, zaczęli psuć się duchowo i intelektualnie. Nowak tak komentuje jeden z nieoczekiwanych skutków tradycyjnych podróży magnatów i bogatszej szlachty na Zachód (w ramach młodzieńczej edukacji):
Niektórzy nabywać będą pewnego rodzaju kompleksu w tych podróżach: kompleksu „Zachodu” (w czasach kardynała Richelieu, a potem Ludwika XIV będzie on przybierał coraz częściej postać francuskiego dworu). Zdecydowana większość jednak nie traciła pewności, przynajmniej w pierwszej połowie XVII wieku, że być obywatelem, zawłaszcza jednym z pierwszych w Rzeczpospolitej, w Polsce – to największa godność na świecie. Młodzi panowie zagranicą cieszyli się wolnością i pozycją rodu.
Kompleksy, wizja małej, lichej Polski, która zaspokoi aspiracje frakcyjne, odwoływanie się do zachodnich autorytetów, by urządzili kraj nad Wisłą - w „Potopie i ogniu” palą nie tylko pożary szwedzkich grabieży, moskiewskich wywózek na wschód i tatarskich najazdów - przygnębiający jest obraz rezygnacji części polityków z narodowych aspiracji.
Źródła tego kapitulanctwa, opisane przez Nowaka tak przekrojowo i różnorodnie, a dające się we znaki nawet w dzisiejszej debacie publicznej, mogą się wydawać drugim powodem, dla którego Historyk uważa tę książkę za tak kluczową. Przegrała Europa Wschodnia pozwalając urosnąć Moskwie (za zgodą naiwnych i zbuntowanych Kozaków), przegrała też polska racja stanu, wywieszająca białą flagę w walce o samodzielność.
Co wiedział Sienkiewicz?
Tak jak Sienkiewicz uznał, że tamte lata trzeba przypomnieć, bo pokazały jak przodkowie znosili apokalipsę tamtych wojen, tak Nowak zdaje się przekonywać, że jest w tym nie tylko powód do satysfakcji (w końcu ocalono Rzeczpospolitą), ale i stanowczych wniosków.
Oczywiście u Nowaka arcybarwna Rzeczpospolita Sarmatów opisywana jest większą ilością wątków niż tylko degradacją kraju przez „potop i ogień” czy geopolityką. Historyk musiał na pięciuset stronach zmieścić i dyskurs historiozoficzny ówczesnych pisarzy, i kulturę, i ekonomiczny wzrost złamany potem wojnami i nawet niuansów dworskiego życia. Tak wesele króla Michała Korybuta Wiśniowieckiego i Eleonory podsumował Autor:
Zjedzono przy tej okazji 300 bażantów, 5 tysięcy par kuropatw, 6 tysięcy par indyków, 3 tysiące par cieląt, 400 wołów, 4 tysiące baranów i tyleż jagniąt, 100 jeleni, 5 łosi 2 tysiące zajęcy i kilkadziesiąt dzików, deserów wszelakich nie licząc.
W kontekście opisu mentalnej zagłady politycznej tamtych lat opis obfitości ślubnej uroczystości brzmi jak przystało na epokę - kontrastowo.
Osobno Nowak opisuje skalę zniszczeń po 1660 roku wyliczając co i jak zniszczono. W jednym zdaniu mieści czasem wymiar tego krajobrazu:
W niektórych miastach korony nie pozostał ani jeden rzemieślnik, 60% ziemi leżało odłogiem, na 43 miasta królewskie na Mazowszu aż 15 uległo całkowitemu zniszceniu, w Krakowie zniszczono nawet miejski wodociąg.
Jednak przyglądając się tamtej epoce i kończąc ją spektakularnym Chocimem hetmana Jana Sobieskiego można odnieść wrażenie, że Rzeczpospolita przed ostatecznym upadkiem otrzymała jeszcze jedną szansę. „Najważniejsza książka” o ostatniej szansie na uniknięcie katastrofy przypomina bardzo dobitnie.
ZOBACZ TAKŻE:
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/historia/673891-potop-i-ogien-czyli-jak-elity-chcialy-polski-do-wisly