We wszystkich oddziałach Instytutu Pamięci Narodowej są 93 kilometry dokumentów, w samym oddziale warszawskim 32 kilometry. To niezwykle bogaty zbiór i niesłychanie niesprawiedliwym uproszczeniem jest sprowadzanie tego, co ma IPN tylko do teczek tajnych współpracowników organów PRL. Choć one oczywiście też tutaj są.
TECZKI I HAKI
Parterowy budynek archiwum Instytutu Pamięci Narodowej przy ul. Kłobuckiej w Warszawie nie wygląda ani na okazały, ani na nowoczesny. Jest raczej jak hala magazynowa, których w tej okolicy nie brakuje. To, co najważniejsze, czyli zbiory, skryte jest pod ziemią. Schodzimy więc na dół. Przed wejściem do magazynu zwraca uwagę coś na kształt gigantycznego akwarium wypełnionego papierowymi ścinkami. To tylko część dokumentów, które do archiwum miały nie trafić, służby je zniszczyły, ale nie zdążyły spalić.
W samym magazynie są ogromne przesuwane regały z charakterystycznymi kołowrotami i równo ułożone segregatory. Słyszę, że w tym miejscu jeszcze 10-12 lat temu były paczki papierów przewiązane sznurkiem.
Teraz jest porządek i przede wszystkim jednolita sygnatura. To efekt benedyktyńskiej pracy ludzi, którzy i tak od czasu do czasu słyszą o sobie, że są „hienami”, że „grzebią się w przeszłości porządnych obywateli”, że „zamiast zająć się czymś porządnym, szukają w teczkach haków”.
To jest rzeczywiście coś, co budzi nasz ogromny sprzeciw. Jest wierutnym kłamstwem mówienie, że IPN powstał po to, by zbierać haki na politycznych przeciwników i niczym innym się nie zajmuje. Że nasi pracownicy codziennie te osławione „teczki” wertują, by wydobyć tych haków więcej i więcej. Powtórzę, to nieprawda. Instytut wraz ze swoim archiwum powstał po to, by „zadośćuczynić ofiarom systemu komunistycznego”, tak jest napisane w ustawie i rzeczywiście taki był pomysł powołania IPN
— mówi Marzena Kruk, dyrektor Archiwum Instytutu Pamięci Narodowej.
Spotykamy się przy okazji „Dnia darczyńcy”, w którym IPN dziękuje osobom wzbogacającym jego zbiory. O tym opowiem za chwilę, wróćmy jeszcze do „teczek”. Dlaczego wciąż budzą takie emocje, skoro nieodkryty pozostaje zaledwie ułamek zbioru zastrzeżonego? Jest tylko jedna tajna teczka funkcjonariusza, który z jakichś powodów wciąż pracuje w strukturach służb, reszta dokumentów dotyczy obiektów i infrastruktury krytycznej nadal wykorzystywanej przez państwo polskie.
Zdaję sobie sprawę z tego, że jest wiele przypadków, historii, osób, które nie zostały jeszcze opisane. Jeżeli mówimy o politykach z pierwszych stron gazet, to większość przypadków współpracy jest nam znana, ale prawda jest też taka, że my ciągle opracowujemy nasz zasób archiwalny, coraz lepiej go rozeznajemy, indeksujemy i poprzez to docieramy do kolejnych informacji. Nie ma to nic wspólnego z „szukaniem haków”, ale rozumiem, że w ciągłym niepokoju mogą być ludzie, którzy przecież dobrze znają swój życiorys i wiedzą, że w dokumentach może znajdować się coś dla nich bardzo niewygodnego. Tak, oni mogą się bać, że to w końcu wyjdzie, ktoś to opisze, upubliczni
— dodaje dyrektor Kruk.
To potwierdza słowa dr. Karola Nawrockiego, prezesa IPN z niedawnego wywiadu dla tygodnika ”Sieci”, który stanowczo odpierał zarzut, szczególnie środowisk postkomunistycznych, że Instytut pcha się do polityki.
Tylko, że to oni się wpychają w politykę, a przez to w zakres zainteresowania Instytutu Pamięci Narodowej. Naszym ustawowym zadaniem jest to głośno powiedzieć. I będziemy to czynić, bo taka jest nasza misja. Oni muszą więc najpierw zmierzyć się sami ze sobą
— mówił prezes Nawrocki.
CZYTAJ TAKŻE: WYWIAD. Karol Nawrocki: IPN będzie twierdzą. „Amnezja historyczna grozi obniżeniem odporności narodu”
Jest jeszcze jedna odsłona osławionych „teczek” IPN. Zupełnie odmienna i zawiera starą prawdę, że jeśli ktoś nie ma nic na sumieniu, może spać spokojnie, a wręcz powinien czekać na upublicznienie esbeckich materiałów o nim. Bo z materiałów, nawet tych wytworzonych przez SB, które są w archiwum IPN często wyłania się obraz bohaterów. Ludzi, którzy byli w stanie bezpiece powiedzieć „nie”. To zadaje kłam twierdzeniu kolportowanemu przez tych uwikłanych, że „wszyscy w tej komunie musieli się jakoś ułożyć”. Dokumenty mówią co innego. Nie, nie wszyscy, nie musieli.
Instytut Pamięci Narodowej znalazł się na indeksie większości parlamentarnej, która wręcz pędzi po władzę. Już obiecała, że IPN zlikwiduje, co może być trudne, bo konieczna byłaby do tego nowa ustawa, a jest jasnym, że prezydent Andrzej Duda się na to nie zgodzi. Ale innym planem wściekłych rewanżystów, tych, którzy chcieliby bronić uwikłanych we współpracę jest zagłodzenie Instytutu. Drastyczne obcięcie budżetu mogłoby znacznie utrudnić pracę IPN.
HISTORIE W PRZEDMIOTACH
Wróćmy teraz do wspomnianego „Dnia darczyńcy IPN”. To była świetna okazja, by dowiedzieć się, że archiwa instytutu kryją nie tylko dokumenty, jest tutaj też mnóstwo artefaktów. Ale nawet jeśli to są rzeczy, materialne przedmioty, to ja wolę widzieć ukryte w nich ludzkie historie. A te są niezwykłe, naprawdę niezwykłe, trudno przejść obok nich obojętnie. Dziś była okazja podziękować osobom, które oddając rodzinne, często bardzo cenne pamiątki tymi historiami się dzielą.
Pani Katarzyna Maleszko-Dembińska przekazała do zasobu archiwalnego IPN dokumenty i fotografie związane z jej teściem – generałem dywizji Stefanem Jackiem Dembińskim (h. Rawicz), który w trakcie II wojny światowej pełnił wysokie funkcje rządu RP na uchodźstwie, m.in. był szefem gabinetu wojskowego Prezydenta RP (1941–1947).
Historia tego człowieka pokazuje, co to znaczy być patriotą. To czasem dzisiaj niemodne słowo. A ja bym bardzo chciała, by tacy ludzie nie byli zapomniani, żeby wszyscy się o nich dowiedzieli. Dlatego przekazuję te pamiątki w godne ręce ekspertów z IPN
— mówiła nam pani Katarzyna.
Wśród podarowanych materiałów znalazła się między innymi: grudka ziemi polskiej zabranej 21 IX 1939 w Klimcu koło Skolego oraz list ojca do syna, Stefana do Macieja Jerzego napisany w Londynie 4 X 1942 r. z radami, jak powinien żyć i postępować syn, który przebywał wówczas na zesłaniu na Syberii. To bardzo wzruszające słowa:
Tylko to, co masz w głowie ma rzeczywistą wartość. Tego Ci nikt nie odbierze. Nie spodziewaj się od nikogo niczego – to najlepsza droga w życiu. Praca jest przyrodzoną potrzebą człowieka – więcej – jest szczęściem – brak pracy – zabija. Uczyć się trzeba całe życie – nigdy nie jest za późno.
DO MŁODYCH
Wraz z ojcem Marcinem z Łodzi do Warszawy przyjechał dzisiaj Mikołaj Śniady. To tegoroczny maturzysta. Wybrał dzisiejszą uroczystość w Archiwum IPN zamiast… próbnego egzaminu!
Mam świadomość, że moi przodkowie brali udział w czymś wielkim, w wydarzeniach, o których uczymy się w szkole. Czuję dumę, chciałbym tę historię zanieść moim rówieśnikom, dlatego dzielę się tymi pamiątkami.
— powiedział Mikołaj.
Materiały, które Mikołaj przywiózł do IPN, by wykonano z nich cyfrową kopię dotyczą jego pradziadka – Jana Śniadego (1917–1982) oraz stryjecznego dziadka Konstantego Śniadego (1910–1946), przedwojennego policjanta z Nowogródka, sybiraka, który po ogłoszonej amnestii trafił do armii generała Andersa.
Wśród materiałów znalazł się m.in. nieśmiertelnik czy zdjęcie Konstantego z Misiem Wojtkiem, wykonane w Palestynie 12 V 1943 r.
ARCHIWUM PEŁNE PAMIĘCI
Oglądając artefakty zgromadzone w archiwum IPN, można się zastanowić, jak to możliwe, że ktoś te przedmioty, często bardzo cenne pamiątki tak po prostu oddał. Tajemnica tkwi chyba w ludziach, którzy współtworzą projekt „Archiwum Pełne Pamięci”. To portal internetowy archiwumpamieci.pl, dzięki któremu można zgłosić pamiątki do oddania lub użyczenia w celu digitalizacji, ale też platforma informacyjna, gdzie można się dowiedzieć, czy konkretne rzeczy mają wartość historyczną.
To wszystko brzmi bardzo technicznie, bo procedury i formalności muszą być dochowane, ale siłą tego pomysłu to jego twórcy.
Usłyszałem dzisiaj opowieść młodej kobiety pracującej w IPN, która pojechała odebrać przedmioty od pewnej starszej pani. Miało pójść szybko, ale zaczęła się rozmowa, zgłębianie tematu i nie skończyło się tylko na przekazaniu archiwaliów. Archiwistka stała się przyjaciółką i zdecydowanie wykraczając poza swoje służbowe obowiązki pomogła samotnej starszej kobiecie wypełnić dokumenty, które były wymagane, by dostała dodatek kombatancki do emerytury. Przyznam, że się wzruszyłem, bardzo za tę opowieść dziękuję.
Zwiedzając dzisiaj kolejne pracownie, które wchodzą w skład Archiwum IPN zrozumiałem, dlaczego ludzie tak ufają tej instytucji, dlaczego uznają, że to jest godne miejsce dla ich bezcennych pamiątek.
Anna Włodarczyk-Sętorek oprowadzając nas po pracowni konserwacji eksponatów zwróciła uwagę, że do tego „szpitala dla dokumentów” trafiają nie tylko dokumenty i papiery. Zdarzają się materiały, delikatnie mówiąc, zaskakujące. Rzeczywiście, zobaczyłem dzisiaj dwie rzeczy, które wprawiły mnie w zdumienie.
Pierwsza to zapiski Sybiraka, który nie mając kartek papieru pisał na… brzozowej korze. Zobaczyliśmy już zakonserwowane „karteczki”, ale ciekawe jest jak nad nimi pracowano. Szefowa pracowni musiała wybrać się do lasu, by zebrać brzozową korę i najpierw na tym materiale sprawdzić, jak się z nim obchodzić, by go przede wszystkim nie zniszczyć.
Wracam znów do tej myśli, że to nie tylko przedmioty, że to ludzkie historie. Brak papieru i determinacja człowieka, który jednak znalazł sposób na to, by robić zapiski też nam przecież coś mówią o realiach syberyjskiego zesłania, prawda?
Albo kolejna historia przy której naprawdę trudno utrzymać emocje. Kapitan Tadeusz Starzyński był „Cichociemnym”. Skoczył do kraju, wszystkie rzeczy musiał zostawić w Szkocji.
Kilka lat temu do Instytutu Pamięci Narodowej zgłosił się jego kolega, który przywiózł pamiątki po Starzyńskim z Edynburga. Polski kapitan był tam przez kilka wojennych lat, z dala od rodziny. Gdy przychodziła Wigilia Bożego Narodzenia, łamał opłatek, połowa dla siebie, połowa do koperty, symbolicznie dla żony Marii oraz dzieci Andrzeja i Jadwigi, z którymi chciałby się nim zapewne podzielić. I oto okazuje się, że przed nami leżą te koperty z hostią sprzed ponad 80 lat. Co za historia!
Kpt Tadeusz Starzyński był przedwojennym policjantem, dzisiaj jego historia dzięki pracy IPN jest już znana. Od 2019 jest patronem Komendy Wojewódzkiej w Szczecinie.
ZAGŁODZĄ IPN?
Bitwa o budżet IPN dopiero się zaczyna. Kłopotem niewątpliwie będzie to, że trzeba się będzie spierać z decydentami, którzy nie mają zielonego pojęcia o tym, czym on się tak naprawdę zajmuje. Polityków (ani wspierających instytut, ani na niego dybiących) nie było kilka dni temu w Belwederze podczas konferencji identyfikacyjnej (poznaliśmy 20 kolejnych nazwisk odnalezionych i zidentyfikowanych ofiar dwóch totalitaryzmów), nie zaglądają oni też do Archiwum IPN. Widocznie wystarczy im obiegowa opinia, że tutaj są tylko „teczki” i „haki”.
To nie może być debata tylko o kwotach, które państwo polskie może wydać na ten czy inny cel. To musi być rozmowa o tym, których pamiątek nie zakonserwować, którego z bohaterów po 80-ciu latach nie pochować. To muszą być konkrety, których przeciwnicy IPN nie chcą nawet poznać. I to jest naprawdę kompromitujące.
CZYTAJ KOMENTARZ: Chcecie likwidacji IPN? Wystarczy wam odwagi, by powiedzieć to prosto w oczy rodzinom pomordowanych przez komunistów?
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/historia/673570-kto-powinien-obawiac-sie-archiwum-ipn-zobacz-zdjecia