W kościele św. Andrzeja Boboli w Londynie odbyła się uroczysta Msza św., po której trumny dwóch wysokich oficerów II RP - generała Stanisława Kopańskiego i podpułkownika Stefana Eichlera - wraz z małżonkami, zostały zabrane do kraju.
CZYTAJ TAKŻE:
Polska upomina się o swoich bohaterów. Oficerowie II RP wracają do kraju
Na razie o samym Kopańskim (1895-1976).
Ostatnie dobre chwile przeżywał w lipcu 1939 roku. „Zmaglujemy broń pancerną przeciwnika” usłyszał od jednego z generałów podczas swobodniejszej rozmowy o nadchodzącej wojnie. „Niestety, obraz wyszedł odwrócony” - komentował po latach. Od marca 39 roku był szefem Oddziału Operacyjnego Sztabu, głowiąc się nad obroną kraju z tak niefortunnymi granicami. Był generałem - artylerzystą, po licznych studiach, szkoleniach i kursach, także zagranicznych, mając praktykę jeszcze w armii carskiej (przeciwko Niemcom), potem w wojnie z bolszewikami, potem zawodowo w armii II RP, w 1926 roku stojąc po stronie legalnego rządu.
Sam przyznawał, że nie zdążono przygotować kompletnych planów obronnych, gdy zastał ich Wrzesień, ten Wrzesień, pełen zaskoczenia i improwizacji oraz rosnacego poczucia bezradności. „Pierwszego września znaleźliśmy się rano w podziemiach budynku przy ulicy rakowieckiej” - relacjonował gotowość Sztabu do koordynowania obroną. Wiadomości przychodziły albo złe, albo spóźnione, albo złe i spóźnione. Co innego mówiły raporty z oddziałów, co innego nasłuch radiowy a jeszcze inne były obserwacje lotnicze. 6 września 1939 roku generał Stanisław Kopański opuszcza Warszawę z takimi oto myślami:
Zadawałem sobie mimo woli pytania, kiedy zobaczę znowu Warszawę i w jakich warunkach.
I tak zaczęła się epopeja najpierw w stronę Rumunii, potem przez południe Europy, do Francji, na Bliski Wschód, do Egiptu i do walk o Tobruk. W swoich dwóch książkach generał trzyma się suchego wojskowego stylu, ale kilka razy wymsknie mu się osobiste wzruszenie, tak jak wtedy gdy w 1920 roku zdobywając Wilno patrzył z dumą na żołnierzy z Częstochowy.
oto Ci chłopcy spod Jasnej Częstochowy szli wyzwalać miasto Tej, co w Ostrej Świeci Bramie. I miasto ich wita jak swoich, tak dawno upragnionych.
Ale to było wcześniej, od września 1939 roku chleb był coraz bardziej gorzki. 16 dnia wojny wśród sztabowców przebiła się mała nutka optymizmu, skoro wieczór zastał ich
w nastroju pewnego odprężenia. Któryś z kolegów wynalazł butelkę wina. Wypiliśmy ją, zapraszając do naszego towarzystwa i gen. Stachiewicza. Niektórzy z kolegów dość optymistycznie uważali nawet, że moment przełomowy kampanii mamy poza sobą.
Nazajutrz świat się zawalił ponownie - szereg raportów z całej wschodniej granicy informował o wtargnięciu Sowietów. Tułaczka polskiego żołnierza była osobistym losem setek tysięcy rodaków. Gdy Kopański walczył w bitwie pod Tobrukiem pisał z dumą, że jego Brygada Karpacka jest „pierwszą jednostką pustynną w dziejach Wojska Polskiego”.
objąłem dwodództwo największego i najpoważniejszego odcinka obrony Tobruku - pisał.
I znowu mimo prób zachowania jak najbardziej suchego, raportowego stylu pisania, Kopański opisuje patriotyzm ochotników w polskich mundurach, a także ich rozmaite nastroje. Trudno było przekonać własnych żołnierzy, że Włosi to taki sam wróg jak Niemcy i trzeba ich bić równie mocno, by odzyskać niepodległość. Generał z zainteresowaniem obserwował różnice wśród oficerów na tle stosunku do Rosji - ci, co byli na Wschodzie, nie widzieli choćby cienia możliwości współpracy.
Kopański odnotował w swoich wspomnieniach gorycz niezaproszenia polskich żołnierzy na defiladę zwycięstwa w Londynie. Rząd komunistyczny w Warszawie pozbawił go nawet obywatelstwa. Teraz, w Londynie, Krystyna Bukowska, jego bratanica, wspomina, że nawet gdy nad Wisłą zapanowała odwilż, generał nie chciał wracać do kraju.
Nie ufał komunistom, obawiał się podstępu, znał ich naturę. Mawiał, że nie oni mu nadali obywatelstwo, nie oni mieli prawo je odebrać lub przywracać.
Krewna Kopańskiego wspomina, że kontakty ze stryjem były w PRL zakazane, że jeżdżono do Londynu pod innym pretekstem, by spotykać się z generałem po kryjomu - ale nie było dane to tym członkom rodziny, którzy nosili inne nazwisko. Kopański nigdy już po wojnie nie spotkał się ze swoim młodszym bratem - Józefem - lekarzem, więźniem trzech niemieckich obozów koncentracyjnych. Brat wysylał mu rozkłady jazdy, a emigrant „podróżował” tylko palcem po mapie. Rodzina z Warszawy w tajemnicy słuchała jego przemówień w Radiu Wolna Europa.
W niedzielnym kazaniu w Kościele św. Andrzeja Boboli w Londynie ksiądz Zygmunt Zapaśnik mówił jak ludzie tamtego pokolenia wywodzili honor z wiary w Boga, wiary niezmiennej i trwałej, w przeciwieństwie do wartości wybieranych przejściowymi modami. Później dopowiedziano, że u Boga i z honorem gen. Kopański był cały czas - do ojczyzny wraca dopiero teraz. Minęło ponad 30 tysięcy dni odkąd wyjechał szosą na Siedlce z pytaniem kiedy wróci do stolicy i jaka ona wówczas będzie.
Na cmentarzu Gunnersbury delegacja państwowa z ministrem Janem Dziedziczakiem na czele składała kwiaty.
Dobrze że zdążyliśmy zorganizować jego powrót
-powiedziała tajemniczo krewna generała. Czy to ma oznaczać, że więcej już takich powrotów nie będzie?
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/historia/673128-powrot-z-emigracji-gen-kopanskiegotajemnicze-slowa-krewnej