To zastanawiające, że popularne wyobrażenia o odsieczy wiedeńskiej zostały ukształtowane przez grupę dzwudziestoparoletnich historyków z czasów po powstaniu styczniowym - do dziś za nimi powtarzamy, że w bitwie z 12 września Rzeczpospolita uratowała Austrię, a ta „odwdzięczyła się rozbiorami sto lat później”. Jakby w ogóle można było patrzeć na decyzję militarną w kategoriach profetycznych na sto lat wprzód: Turcy zagrażali Krakowowi od Bramy Morawskiej, a Jan III Sobieski miał się zastanawiać czy Austriacy będą wdzięczni przez kolejne dekady - podobnie niedorzeczne są dzisiaj rozważania o relacjach polsko-ukraińskich w kategoriach wdzięczności, a nie sojuszu.
Sojusze znane
Tymczasem od czasów powstania naiwnej bajki o „wdzięczności” czy „niewdzięczności” Austrii historycy odkryli całe rozległe projekty polityczno-wojskowe, które Jan III Sobieski próbował realizować. O próbach odbicia Prus Książęcych i obróceniu się przeciwko Brandenburgii, a nie Turcji, wiedziano już w okresie przedwojennym, wtedy też Kazimierz Piwarski odkrył, że nawet po odsieczy wiedeńskiej dwór królewski próbował przywrócić równowagę między polityką proaustriacką a profrancuską (w latach 1687-1689), ale Paryż okazał się za mało aktywny.
Spojusze nieznane
Dopiero w II połowie XX wieku Zbigniew Wójcik odkrył jednak jeszcze inne gambity pogromcy Turków, który mógł się okazać tychże Turków… sojusznikiem. Co prawda zbliżenie z Wysoką Portą nie miało być skierowane na zachód (świat ówczesnych wartości nie zawierał nawet wariantu chrześcijańskich rycerzy bijących innych chrześcijan u boku fanatycznych muzułmanów), ale przeciw Moskwie (takich chrześcijan gorszego sortu). I tu dochodzimy do tajnej gry dworu Sobieskiego między carem a sułtanem.
Z Moskalem? Z Turkiem?
W latach 1674-1681 trwała wojna rosyjsko-turecka, której polski monarcha się obawiał - jednoznaczne zwycięstwo jednej ze stron wzmocniłoby któregoś z sąsiadów, a każdy z nich miał wrogie zamiary i nieuzgodnione granice z Rzeczpospolitą. W czasie więc gdy dwa imperia przewalały swoje armie przez ziemie wschodniej Ukrainy Jan Sobieski wysyłał dyplomatów do obu monarchów, by proponować sojusz - oczywiście nie za darmo. Jednym z warunków, był zwrot tzw. awulsów, czyli zabranych Rzeczpospolitej ziem. Ani jednak Wysoka Porta, ani Moskale nie chcieli oddawać czy to Podola czy to Kijowa albo Czernihowszczyzny. Turcja w ogóle przeżywała szczyt swojej potęgi militarnej i nie sposób było wynegocjować zwrot choćby pojedynczych wsi, zaś aroganccy wysłannicy cara po nie tyle rozmowach, co męczarniach przy stole negocjacyjnym w Lublinie oddali Rzeczpospolitej w 1678 roku trzy niewielkie miejscowości: Wieliż, Siebież i Nebel. Na przekazaniu takich skrawków ziemi nie dało się zbudować sojuszu militarnego Europy Wschodniej, który miałby stoczyć wojnę z najsilniejszym wówczas państw świata.
Dla kogo to była odsiecz?
Choć szkolna wiedza o Sobieskim mówi jedynie o sojuszu z Austrią, to półki ze staropolskimi archiwaliami uginają się od dokumentów i korespondencji opisujących najtęższe próby znalezienia także innego partnera do prowadzenia niezależnej polityki w tej części Europy. Szwedzi jednak dali się pobić Brandenburczykom (1677), wpływy Francji były ograniczone wojnami Ludwika XIV, z Moskwą gadało się trudniej niż z szympansami, a Turcy myśleli, że złapali Allacha za nogi i nic im już nie potrzeba. Pójście na odsiecz Wiednia było jedynym wyjściem z zupełnej międzynarodowej izolacji. A i wtedy opozycja próbowała zerwać sejm i uniemożliwić wysiłek zbrojny…
Zaglądając nieśmiało za kulisy odsieczy wiedeńskiej w jej 340 rocznicę warto zatem dostrzec nie tylko chrześcijańską armię pod wodzą Jana III Sobieskiego, która ocaliła centrum Europy przed niewolą turecką, ale też bardzo mozolne, kruche i z wielkim wysiłkiem budowane sojusze. W naszym regionie kontynentu nic nie jest takie proste, jak się komentatorom często wydaje.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/historia/662312-ostatnia-szansa-nie-tylko-dla-wiednia-ale-i-dla-polski