Blisko osiem lat (1922-1930) zajęło historykowi, profesorowi Władysławowi Konopczyńskiemu, przeforsowanie swojej wielkiej idei rozpoczęcia pracy nad opracowaniem Polskiego Słownika Biograficznego - wielotomowego dzieła zawierające notki o najważniejszych postaciach polskiej historii. Minie sto lat od powołania „Tymczasowego Komitetu Redakcyjnego” w Krakowie, a my nie doczekamy się ukończenia projektu. W 2015 roku wydano tom z nazwiskami na literę „S”, choć nazwiska na literę „S” zajęły już tomów… szesnaście! Dla porównania nazwiska z literami „B” zajmują jeden cały tom i częściowo jeszcze dwa. Czy „Branickich” i „Brandtów” okazuje się mniej niż „Schabowskich” i „Smidtów”, że jedni pomieszczą się w dwóch-trzech tomach, a drudzy potrzebują kilkunastu?
Winna jest tutaj II wojna światowa. Konopczyński chciał, by cała seria została napisana w 20 lat, przez jedno pokolenie historyków. Jak pisze biograf historyka Piotr Biliński:
Intencją Konopczyńskiego nie było tworzenie monografii, ale podanie podstawowych faktów i wyczerpującej podstawy źródłowej dla danej postaci, co pozwoliłoby szerokiemu gronu czytelników zagłębić się w bardziej szczegółowe badania.
Wojna przerwała te prace, potem komuniści sabotowali projekt i odsunęli samego Konopczyńskiego od pracy a po odwilży zmieniła się koncepcja, którą można by streścić tak: „róbmy długo, a rzetelnie”.
PSB pokryte kurzem
Jednak czasy zmieniły się zupełnie, w internecie pojawiają się niekiedy biogramy bardziej kompletne od tych z PSB, a wydawcy serii - Polska Akadamie Nauk i Polska Akademia Umiejętności, dłubią i dłubią, wpisując do tomów na literę „S” już jakichś burmistrzów, lokalne wierszokletki, wkrótce będą może umieszczać tam sekretarki wójtów i restauratorów - albo ich kochanki. Wygląda to tak, jakby współczesna redakcja PSB z profesorem Andrzejem Romanowskim na czele dawno już zgubiła cele, którym przyświecało tworzenie projektu. Konopczyński chciał udostępnić Polakom pierwszy krok w poszukiwaniach, na końcu jest wszak spis źródeł i opracowań, można więc iść dalej po nici do dalszych kwerend.
Wydaje się, że rozciąganiu w nieskończoność tworzenia PSB przyświeca raczej zatrzymanie swoich nieruchomych funkcji i tytulatur, gonienie króliczka ale w istocie dbanie o to, by króliczek nie został złapany. Obawiam się, że postaci z nazwiskiem rozpoczynającym się na literę „Ź” odnajdzie się nie na 16 a na 20 tomach - może na dwusetlecie zainicjowania prac doczekamy się jego ukończenia. Niektóre biogramy, które redakcja jakimś cudem zdecydowała się opublikować na swojej archaicznej stronie, mają już lepsze i bardziej obszerne wersje na Wikipedii - tym gorzej będzie za lat 5 czy 10.
Kim był pomysłodawca?
A piszę to w 71. rocznicę śmierci Władysława Konopczyńskiego (1880-1952). Przez współczesnych nazywany był „archiwożercą”, bo czytał, spisywał i wydawał źródła na potęgę. Pisał nie to co mu się chciało, ale to co uznawał za ważne, za brakujące w polskiej historiiografii. 19 października 1921 roku historyk zapisał w swoim dzienniku:
Z wczorajszego posiedzenia [wydziału UJ?] refleksja, że trzeba będzie napisać na rok 1923 książkę o Konarskim,, bo nikt inny tego lepiej nie zrobi.
Pracował intensywnie. Przykładowy krakowski poranek wyglądał tak: od rana negocjacje z wydawcą o tłumaczenie jego książki na język szwedzki, dalej przeglądanie archiwaliów dotyczących Karola XII, króla szwedzkiego, dalej spotkanie z Janem Kantym Gruszeckim w sprawach politycznych, dwa wykłady na uniwersytecie i pociąg do Warszawy (o 10.40 rano, ileż zdążył zrobić do tego czasu!). Prowadząc wykłady martwił się czy zdąży z materiałem, cieszył się z dobrej frekwencji wśród studentów, debatował, napisał ponad 25 książek, z czego niektóre pisał całe dekady („Konfederacja barska”). Choć dziś znajduje się w jego monografiach błędy (co wytknął Konopczyńskiemu Jacek Burdowicz-Nowicki) to jego niestrudzona praca wołała sama za siebie: trzeba nadrobić braki w polskich badaniach historii!
6 marca 1921 roku Konopczyński pisał:
Strach, co człowiek ma tej roboty pozanaukowej.
Ale i ona była ważna. Była polityczna, profesor popierał Narodową Demokrację:
Moje endeki, znów, zdaje się, troszkę się zagalopowują. Że też ten Dmowski siedzi na uboczu (21 października 1921).
Fatalne braki w elitach
Sam był w Paryżu gdy ustalano granicę Europy po Wielkiej Wojnie. Debatował nad polskością Gdańska, Śląska, tłumaczył zachodnim dyplomatom specyfikę granic na Kresach.
Podczas wojny został zatrzymany w ramach słynnej akcji Sonderaktion Krakau, a gdy tylko go uwolniono rozpoczął tajne nauczanie. Komuniści wykończyli go inaczej niż próbowali to zrobić Niemcy. Pozbawiali go stanowisk, szkalowali w prasie, wstrzymywali wydawanie jego prac, zbierali donosy na niego, np. za krytykę filozofii marksistowskiej.
Konopczyński zaczynał karierę pod rosyjskim panowaniem i kończył karierę pod rosyjskim (komunistycznym) panowaniem. W czasach carów narzekał na przysłane ze wschodu elity, że prezentują „lenistwo, ciasnotę horyzontów i tendencyjność”. W czasach Stalina komentował podobnie:
Ta degradacja naszej historiografii nieprędko da się powetować i nie pójdzie w zapomnienie.
Miał rację.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/historia/654383-dlaczego-najwiecej-wybitnych-polakow-ma-nazwisko-na-litere-s