Kolejne zabiegi środowisk „Gazety Wyborczej” reinterpretacji polskiej historii, tym razem w odniesieniu do przyczyn śmierci Stanisława Pyjasa, ocenia w rozmowie z portalem wPolityce.pl redaktor i publicysta Bronisław Wildstein.
wPolityce: Za kilka dni na rynku wydawniczym ukaże się książka Cezarego Łazarewicza „Na Szewskiej. Sprawa Staszka Pyjasa”. Z kolei 18 maja na łamach „Wyborczej” ukazał się list w tej samej sprawie i o tej samej wymowie, pracownika Katedry i Zakładu CM UJ w Krakowie. Obie te publikacje mają na celu przedstawić morderstwo w maju 1977 r. Stanisława Pyjasa jako mit nieoparty o żadne dowody. Mamy do czynienia z próbą zburzenia kolejnego w naszej historii symbolu, w tym wypadku symbolu PRL-owskiego terroru?
Bronisław Wildstein: Istotnie, dla mnie to jest kolejny akt kampanii podważania sprawdzonej wersji historii, który to akt służy de facto relatywizacji zarówno wymiaru martyrologicznego polskiej historii, jak i relatywizacji polskich bohaterów. Mamy - bez względu na intencje tych, którzy to robią – cały czas do czynienia z tym zjawiskiem, z jego kolejnymi odsłonami: czynieniem Polaków odpowiedzialnymi za Holokaust, atakami na Kościół, na papieża Jana Pawła II, a wcześniej Karola Wojtyłę, jako nieomal wspólnika pedofili itp.
Równocześnie widzimy podważanie polskich postaw antykomunistycznych, kwestionowania represyjności PRL-u, skali PRL-owskiego terroru… Długo należałoby wyliczać. To - można powiedzieć – jest pewien jednolity proces, który służy dość zasadniczej reinterpretacji polskiej historii, uderzeniu w tradycję i w efekcie zakwestionowaniu polskiej tożsamości.
Wspomniany list – choć nie ma w nim żadnych faktów obalających twierdzenie o zbrodniczej przyczynie śmierci Stanisława Pyjasa - podpisał były pracownik naukowy UJ, specjalista medycyny sądowej.
To że ktoś jest pracownikiem katedry UJ, nie jest jeszcze legitymacją do niczego. Samo w sobie niczego nie zmienia. Mieliśmy ludzi z profesorskimi tytułami, którzy nawet mieli za sobą realnie osiągnięcia naukowe, a których zachowania były skandaliczne.
Ten list jest sprzeczny z oświadczeniem samego prof. Zdzisława Marka, który w rozmowie z dziennikarkami Radia Kraków, nie wiedząc, że jest nagrywany, w 1990 roku mówi: „ktoś Pyjasowi dał w mordę”. Mówi to trzy razy! Ta niezmontowana wypowiedź jest nagrana. Od 1977 roku - kiedy ekspertyza Marka została przyjęta, a śmierć Stanisława Pyjasa uznano na jej podstawie za wypadek - nic się do momentu tej rozmowy nie zmieniło. Ten reportaż radiowy to był pierwszy akt poruszenia na nowo sprawy Stanisława Pyjasa. Żadne nowe świadectwa, dowody się nie pojawiły.
Powtórzę, ponieważ to ważne: tego, o czym mówił wprost prof. Marek, który wydał orzeczenie, na podstawie którego uznano sprawę Pyjasa za wypadek, że „ktoś Pyjasowi dał w mordę”, nie można potraktować jako przypadek. On to powtarza trzy razy, używając tych samych słów! Czyli - najlżej rzecz ujmując – stwierdza, że Pyjas został pobity. A my mamy tu do czynienia z listem jakiegoś pana, który pisze o prof. Marku, że stwierdził, iż o żadnym pobiciu nie mogło być mowy. Coś tu fundamentalnie nie gra.
Cezary Łazarewicz, autor wspomnianej książki, przytacza w niej długą wypowiedź obecnego szefa Zakładu Medycyny Sądowej w Krakowie, który stwierdza, że wspomniane nagranie radiowe było zmontowane. To jest kłamstwo, ale Łazarewicz pozostawia je bez żadnego komentarza. To nie świadczy o jego bezstronności, ani o bezstronności „Gazety Wyborczej” nie świadczy przytoczony list. Oni ewidentnie chcą przeprowadzić określoną tezę.
Zna Pan już treść wspomnianej książki Cezarego Łazarewicza, którą – jak można się spodziewać - lada dzień epatować będą niektóre środowiska. Powiedzmy o niej nieco więcej. Czego się spodziewać?
To jest inteligentnie napisana książka, która ma uzasadnić określoną tezę – że śmierć Stanisława Pyjasa nastąpiła wskutek wypadku. Nieuprzedzony, nie znający dość dogłębnie tej sprawy ani realiów czytelnik, przytłoczony ilością danych, może być do tej tezy przekonany.
Mnie ta książka zdecydowanie nie przekonuje. Nie jest bezstronna i dałem temu wyraz choćby w niedawnym wywiadzie dla „Gazety Krakowskiej”. Mam na uzasadnienie moich opinii wiele oczywistych faktów, ale to już wymagałoby zdecydowanie dłuższej wypowiedzi.
Przytoczmy choćby kilka z tych faktów.
Łazarewicz i inni rzecznicy wersji, że śmierć Pyjasa była wypadkiem, przyjmują, że Stanisław Pyjas był absolutnie pijany i wypadł z klatki schodowej na wysokości 2,5 piętra. Tam było zepsute światło, wąskie i strome schody, i każdy człowiek wchodzący po tych schodach trzymał się albo poręczy, albo opierał o ściany. Tymczasem nie znaleziono żadnych odcisków palców Staszka. To jest podstawowa sprawa. Wyobraźmy sobie w sztok pijanego człowieka, który wbiega sobie po chodach, po ciemku, nie dotykając niczego.
Cezary Łazarewicz w liście będącym reakcją na wspomniany wywiad w „Gazecie Krakowskiej” pisze broniąc swojej wersji, że sprawa była traktowana rutynowo, a więc niezdarnie, i kiedy milicjanci zaczęli badać te odciski palców - nota bene 7 maja, tego samego dnia, kiedy zastąpiła śmierć – one się już zatarły.
Fakty są takie, że nie zatarły się odciski palców, ale żadnych odcisków palców tam nie było. Odciski palców nie znikają po paru godzinach. Dlaczego te odciski zostały wytarte? Czy normą było, że w czasach PRL-u na miejscu zbrodni czy wypadku wycierano odciski palców na klatkach schodowych i poręczach? To przecież jest nonsens, którego obrońcy tezy o wypadku trzymają się i powtarzają go jako uzasadnienie swojej wersji.
Inne wątpliwe sprawy?
W książce Łazarewicza mamy rozstrzygnięcie, że śmierć świadka Stanisława Pietraszki, który widział człowieka wyglądającego jakby śledził Pyjasa, była wypadkiem. Ten świadek w niejasnych okolicznościach utonął dwa miesiące po śmierci Staszka. Znaleziono jego zwłoki w Solinie.
Otóż Łazarewicz oczywiście broni tezy, że to był wypadek. Jak się czyta dokładnie książkę – okazuje się, że wszystkie uzasadnienia wypadku pochodzą z relacji jednego świadka, który się przedstawia jako przyjaciel Pietraszki i którego odnalazł Łazarewicz.
Otóż ten człowiek mówił bardzo różne rzeczy. Pietraszko, który nie umiał pływać, miał alergiczny wodowstręt został znaleziony w Zalewie Solińskim w czepku i kąpielówkach. Świadek twierdzi, że Pietraszko miał zwyczaj mycia się w czepku, aby nie moczyć włosów. Na wszystkie niejasne okoliczności tej śmierci, a jest ich wiele, ów świadek ma gotową odpowiedź, która uzasadnia hipotezę wypadku.
Ciekawe, że ten świadek nie powiedział tego przez 45 lat. A sprawy te podnoszone były wielokrotnie. Nagle się pojawił, wyskoczył jak królik z kapelusza Łazarewicza i wszystko dokładnie opowiada, wszystko wie, pamięta, Tłumaczy wszystkie okoliczności śmierci Pietraszki, które wcześniej budziły ogromne wątpliwości.
Cezary Łazarewicz nie zadaje podstawowego pytania: dlaczego przez 45 lat ten świadek milczał? Dlaczego nigdy nikt nie słyszał jego relacji. Co więcej - ta jego długa opowieść nie jest z niczym skonfrontowana. A można by mieć co do niej masę wątpliwości.
Bardzo charakterystyczne, że Cezary Łazarewicz w tym liście do mnie stwierdza, że „mówiono, że Pietraszko jako ostatni widział Stanisława Pyjasa”, a on ma świadków, że nie ostatni. Nawet jeśli przyjąć, że ma tych świadków, że nie ostatni widział Staszka - to nic nie zmienia, bo nie o to chodziło, czy ostatni widział Pyjasa, tylko czy widział śledzącego go człowieka.
Łazarewicz pisze, że ubecja w ogóle nie zajmowała się Pyjasem, nic o nim nie wiedziała w czasie tego feralnego dnia. Skąd on to wie? Od ubecji! To rzeczywiście bardzo wiarygodne dane.
Łazarewicz pisze, że Stanisław Pyjas nie był nikim ważnym. Co więcej - chciał się wycofać z działalności politycznej. Skąd on to wie? Ponieważ ma świadka, którym jest… Lesław Maleszka - agent UB, który cały czas, udając naszego przyjaciela, donosił na nas. Nie tylko donosił, ale i z własnej inicjatywy projektował, co należy nam zrobić złego, żeby nas można było zneutralizować. I ten Maleszka stwierdza że jemu się zwierzył Staszek z tego, że chce się wycofać z działalności politycznej.
I to ma być dowód. Nikomu innemu się Staszek nie zwierzył, nawet mnie, który byłem dużo bliżej Staszka, byłem jego najbliższym przyjacielem, tylko Maleszce. I to uznaje Łazarewicz za niezbity dowód.
Nota bene z relacji samych ubeków wynika, że Pyjas był bardzo ważny, jednym z najważniejszych, ale jakoś to Cezary Łazarewicz pomija w tych swoich analizach. Mógłbym tę wyliczankę kontynuować.
Notował Radosław Molenda
CZYTAJ RÓWNIEŻ:
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/historia/647869-wywiadwildstein-ws-nowych-publikacji-o-stanislawie-pyjasie