Piłat był w Judei bardzo nielubiany. Jeśli by – jako nieprzyjaciel cesarza - na dodatek stracił jego przychylność – straciłby wszystko. Musiał Jezusa skazać za dość popularny wtedy czyn zaliczany do crimen laesae maiestatis, czyli przestępstwo wymierzone przeciw władcy - mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl dr Paulina Święcicka z Katedry Prawa Rzymskiego Uniwersytetu Jagiellońskiego, autorka Studium prawno-historycznego „Proces Jezusa w świetle prawa rzymskiego”.
wPolityce.pl: Skąd czerpiemy wiedzę o ujęciu Jezusa, Jego procesie, skazaniu i wykonanym na Nim wyroku śmierci?
Dr Paulina Święcicka: Kluczowe są Ewangelie, ponieważ to one pozwalają nam na rekonstrukcję całego wydarzenia. Trzeba jednak powiedzieć, że powstały one dużo później, niż zdarzenia, które opisują. Były pisane w określonym czasie - czyli w określonych warunkach politycznych i społecznych - i były adresowane do określonego audytorium. Miały one krzewić w słuchających wiarę, a nie opowiedzieć historyczne dzieje Judei. Miały także ocieplić wizję państwa i prawa rzymskiego oraz roli Rzymian w całym tym zdarzeniu. Krótko mówiąc – w ewangeliach należy bardzo mocno oddzielać warstwę historyczną i prawną od - można powiedzieć – warstwy duchowej.
Są także ewangelie apokryficzne, czyli te, które nie znalazły się w kanonie biblijnym. Powstały jako przekazy tamtych czasów i mają charakter kronikarski. Po części pokrywają się z Ewangeliami kanonicznymi, ale czasem ukazują szczegóły, których w kanonicznych nie znajdziemy. I tak np. mamy ciekawą korespondencję między namiestnikiem cesarza Tyberiusza, Poncjuszem Piłatem, a Herodem Antypasem.
W słowie wstępnym do Pani Doktor książki nieżyjący już b. kierownik Katedry Prawa Rzymskiego UJ prof. Janusz Sondel pisze o procesie Jezusa Chrystusa przed Piłatem: „Było to wydarzenie historyczne, mocno osadzone w prawnych i politycznych realiach epoki. Wydarzenie podobne, jak dziesiątki innych procesów sądowych toczących się w rzymskiej prowincji, przed rzymskim urzędnikiem, na podstawie rzymskiej procedury karnej”. Przyjąwszy tę optykę – skąd jeszcze czerpiemy wiedzę o procesie Jezusa?
Mamy u Tacyta jedno zdanie datowane na ok. 115 rok n.e., że początek chrześcijanom daje Chrystus, i że został on przekazany do wykonania kary przez Poncjusza Piłata, co należy rozumieć jako informację, że Chrystus został skazany. Przy czym dla Tacyta, jako poganina, Chrystus to było nomen dignitatis (funkcja), którym niekoniecznie musiało być nomen proprium Jezus (konkretna osoba o tym imieniu). Takich i tym podobnych wzmianek tworzących obraz tamtego zdarzenia mamy więcej.
Ale są także klasyczne relacje z procesów w tamtych czasach spisane przez historiografów lub skrybów sądowych, np. na papirusach, z różną dokładnością.
Wiemy, że nie był to jednak klasyczny proces.
Proces Jezusa odbył się w trybie cognitio extra ordinem - postępowania poza porządkiem, o charakterze nadzwyczajnym. Miał on miejsce w momencie kształtowania się od przełomu er nowego typu procedury wprowadzonej poprzez reformę sądownictwa Oktawiana Augusta (18 p.n.e.), a tak procedowano w Judei od 6 r. n.e., kiedy Judea stała się prowincją cesarską. Cesarz delegował na swojego urzędnika - namiestnika, w tym przypadku prefekta, swoją władzę (imperium).
W czasach Jezusa był nim Piłat i miał w związku z tym m.in. najwyższą władzę sądowniczą (imperium i iurisdictio). W odróżnieniu od wcześniejszej praktyki w procesach republikańskich, gdzie sąd odbywał się przed składami sędziowskimi, to Piłat był 1-osobowym trybunałem. Jednak w tamtym momencie nie szło za tym jeszcze wypracowanie ściśle określonych reguł postępowania procesowego. Korzystano z pewnych praktyk ukształtowanych jeszcze w okresie republikańskim, natomiast – co tutaj jest charakterystyczne – Piłat miał ogromną swobodę w prowadzeniu postępowania i wydawaniu wyroku – tzw. arbitrium iudicantis. Sam też kwalifikuje zarzuty i sam dobiera karę do przestępstwa. Zupełnie inaczej, niż w naszych obecnych standardach. A więc Piłat miał swobodę, a jednocześnie jako namiestnik cesarza jego wyroki były ostateczne i niepodważalne. Dlatego z punktu widzenia prowadzenia procesu można w uproszczeniu powiedzieć, że cokolwiek by Piłat zrobił – nie można mu było zarzucić złamania procesowych procedur.
Jednak Sanhedryn znalazł na Piłata sposób, by wydał na Jezusa wyrok zgodny z oczekiwaniem żydowskich kapłanów.
Tu pojawia się sprawa być może najistotniejsza. Piłatowi nie potrzeba było dawać wskazówek, jak ma sądzić i dobierać karę do przestępstwa, ale wiedział, czego od niego oczekuje cesarz. Miał kierować się rzymską racją stanu oraz pilnować tego, co było jego – jako namiestnika cesarza – zadaniem. Były to dwie rzeczy: utrzymywanie porządku i spokoju w prowincji oraz pilnowanie, by zbierane były podatki dla cesarza. Tak więc sądził tak, by te dwie rzeczy były zachowywane.
Wystarczyło więc ukazać Jezusa jako buntownika, kogoś wywracającego dotychczasowy porządek?
Wcześniej powiedzmy, że były jeszcze dwie dodatkowe sprawy. Po pierwsze - Tyberiusz był szczególnym cesarzem, ponieważ miał obsesję na punkcie tego, że ktoś go chce zabić albo odebrać mu władzę. Po drugie – Judea była bardzo trudną prowincją. Pierwszy bunt przeciwko Rzymianom nastąpił tam już we wspomnianym 6 roku n.e., kiedy formalne wcielono Judeę do Imperium. Żydzi byli – mówię to bez żadnych uprzedzeń – dosyć specyficznym narodem. Różne bunty wywoływali nader często. Żeby ich uspokajać, Rzym dawał im liczne przywileje, jak zwolnienie z niektórych podatków czy zwolnienie ze służby wojskowej. Mieli także niektóre przywileje sądowe i autonomię we własnych procesach religijnych. Rzymska władza nie ingerowała w sprawy religijne Żydów, tolerowała wszystkie ich – z punktu widzenia Rzymu – ekstrawagancje. Byleby był spokój.
I trzeba powiedzieć, że oni tego kompletnie nie szanowali, nie doceniali. Czekali na Mesjasza który ich wyzwoli, a więc wypędzi Rzymian, przywróci świetność narodu wybranego Izraela i da początek epoce pokoju oraz dobrobytu. A tymczasem czuli się zniewoleni i czekali.
A jeśli pojawił się ktoś, kto kandydował do roli Mesjasza?
Dla namiestnika Judei była to niepokojąca zapowiedź buntów i zamieszek, a jakikolwiek, nawet najdrobniejszy incydent, mógł doprowadzić do ogromnych niepokojów.
Kajfasz i cała reszta bardzo skrzętnie ten lęk Piłata wykorzystali przychodząc do niego z Jezusem oskarżonym o to, że jest Mesjaszem, nazywa się królem żydowskim…
Trzeba powiedzieć więcej. Najpierw Annasz, a potem Kajfasz, byli arcykapłanami z namaszczenia władzy rzymskiej sprawujący swoje funkcje, wywodzący się z tzw. arystokracji żydowskiej saduceuszów. Byli elitą i znakomitymi pragmatykami. To, żeby w Judei był święty spokój, bardzo im się opłacało. Bardzo się bogacili na tym, że mieli te swoje funkcje. Zajmowali się świątynią, która obok funkcji religijnych pełniła bardzo wiele innych funkcji. Była bankiem z depozytami, kantorem, handlowano tam zwierzętami, składane tam w ofierze zwierzęta musiały mieć certyfikat, który był wydawany przez – a jakże - władze świątynne. W związku z tym oni byli bardzo zainteresowani tym, żeby panował w Jerozolimie spokój.
Ważne jest dostrzeżenie, że inaczej kłopot z Mesjaszem widzieli Rzymianie, inaczej Żydzi, a – jak wiemy - jeszcze inaczej podchodził do swojego mesjaństwa stojący przed Piłatem Jezus. Dla Piłata bycie Mesjaszem czy królem żydowskim oznaczało, że ktoś narusza władzę cesarza w prowincji i burzy pax Romana, czyli kolokwialnie rzecz ujmując - święty spokój Rzymian. Dla wielu Żydów Mesjasz był nie tylko oczekiwanym wyzwolicielem Narodu Wybranego, ale - można powiedzieć, że przy okazji - jego pojawienie się oznaczało, że jest kolejny buntownik, który doprowadzi do tego, że władza rzymska będzie musiała interweniować (a pojawiających się w Judei, samozwańczych mesjaszy nie brakowało - przyp. red).
I tu dochodzimy do istoty problemu, czyli postawionego Jezusowi zarzutu, któremu Piłat chcąc nie chcąc uległ.
Gdy chodzi o problem Mesjasza – Piłat i Żydzi nie mogli się spotkać w sensie dyskursywnym. Mieli zupełnie inną perspektywę – in. nie mieli płaszczyzny porozumienia. Jest całkowity brak porozumienia i następuje to, co w literaturze nazywamy z języka greckiego krisis – moment przełomowy.
Żydzi zdają sobie sprawę z całej tej sytuacji i przyprowadzają Jezusa do Piłata. Mimo, że - jak powiedzieliśmy - namiestnik cesarza był całkowicie autonomiczny w sposobie prowadzenia procesu, ferowania winy i kary – tłumaczą mu: „Jeśli go uwolnisz, nie będziesz amicus cesaris - przyjacielem cesarza. Każdy, kto czyni się królem, sprzeciwia się cesarzowi”. To jest czysty szantaż.
Piłat jednak zadaje Jezusowi pytania. Zastanawia się, czego Żydzi chcą od tego człowieka, zwłaszcza zaraz przed rozpoczęciem święta Paschy, kiedy jest wzmożony ruch w Jerozolimie i większe zagrożenie wybuchu zamieszek. A oni to robią specjalnie. Tłumaczą Piłatowi: „jest Jezus, którzy szerzy swoją naukę i podburza lud, a więc nie ma spokoju, nie ma podatków, a jeszcze nazywa siebie królem”. Żadnych zarzutów religijnych Jezusowi nie postawili, ponieważ wiedzieli, że dla Rzymian jeszcze wówczas powiedzenie, że się synem Boga nie miało żadnego znaczenia. Wtedy jeszcze nie było ubóstwienia osoby cesarza.
To było niesamowicie wyrachowane. Dokładnie wiedzieli, co robią, co powiedzieć, żeby władza rzymska musiała zareagować. Trzeba do tego powiedzieć, że Piłat był w Judei bardzo nielubiany. Jeśli by – jako nieprzyjaciel cesarza - na dodatek stracił jego przychylność – straciłby wszystko. Piłat musiał Jezusa skazać za dość popularny wtedy czyn zaliczany do crimen laesae maiestatis, czyli przestępstwo wymierzone przeciw władcy.
W swojej książce podkreśla Pani Doktor zasadniczą zgodność opisu i interpretacji wydarzeń, o których z jednej strony wiemy z przekazu Pisma Świętego oraz nauki Kościoła, a z drugiej strony – ze źródeł typowo historycznych. Co tu się w pełni zgadza, a gdzie widzimy różnice?
Z pewnością wspólne są ogólne opisy ujęcia Jezusa, wydarzeń przed Sanhedrynem, postępowania przed namiestnikiem prowincji Piłatem, uznanie winy Jezusa i wykonania orzeczonej kary.
Jest z kolei kilka kwestii, gdzie brakuje jednoznacznej interpretacji z jurydycznego punktu widzenia. Pierwsza dotyczy odesłania w Ewangeliach Jezusa przez Piłata do Heroda Antypasa – syna Heroda Wielkiego. Antypas był całkowicie zależny od Rzymian. Piłat z kolei – jak powiedzieliśmy - jako namiestnik cesarza w Judei był człowiekiem o niemal nieograniczonej władzy, także sądowniczej. Odesłanie Jezusa byłoby wyrazem własnej niewłaściwości do osądzenia Jezusa. Nie można historycznie zanegować tego, że Piłat odesłał Jezusa do Heroda Antypasa, ale jeśli tak - nie wiadomo, dlaczego to zrobił.
Drugi wyjątek to privilegium paschale, czyli amnestia, której skutkiem było uwolnienie skazanego już Barabasza. Nie mamy na potwierdzenie tego żadnego dokumentu, żadnego historycznego źródła, które by wskazywało, że Piłat jako prefekt Judei miał prawo uwalniać więźniów.
Trzeba też wspomnieć o niejasnościach w sprawie wydarzeń, które rozegrały się nocą i o poranku przed Sanhedrynem. Nie negując samej historyczności tych wydarzeń - całe to postępowanie Żydów było wg prawa rzymskiego nielegalne. W ogóle nie miało prawa się odbyć. Według prawa żydowskiego - nie procedowano nocą.
Sanhedryn miał prawo zatrzymywania Żydów, gdy np. zakłócali porządek w mieście lub naruszali reguły prawa żydowskiego. Powinien był jednak to uzgadniać z władzami rzymskimi, a zatrzymanego nie sądzić samemu, ale natychmiast prowadzić przed oblicze namiestnika, a przynajmniej pod jego nadzór. Tymczasem Jezusa pojmano bez wiedzy Piłata i bez postawienia zarzutu. Nic nie wskazuje też na to, że – jak czytamy u św. Jana – strażnicy przyszli po Jezusa z kohortą rzymskich żołnierzy.
Największym przekroczeniem kompetencji przez Sanhedryn było jednak sądzenie Jezusa w sprawie gardłowej, czyli takiej, w której mógł zapaść wyrok śmierci. To należało jedynie do Piłata jako rzymskiego namiestnika, dzierżyciela najwyższej władzy w prowincji. Absolutnym wyjątkiem była jedynie sytuacja, kiedy jakiś poganin, czyli nie Żyd wszedł na teren świątyni zastrzeżony dla wybranych Żydów.
Jest jeszcze żona Piłata, o której nie ma słowa z Ewangeliach.
Piłat, miał żonę, ale nic nie wskazuje na to, że akurat wtedy była w Jerozolimie. Siedzibą Piłata była Cezarea nadmorska, gdzie zostawiał żonę. Z tego, co wiemy, przyjeżdżała do niego bardzo sporadycznie, a on sam miał obowiązek być w Jerozolimie tylko podczas świąt pielgrzymkowych, kiedy kilkakrotnie wzrastała liczba ludności w Jerozolimie, aby pilnować porządku i móc reagować na wypadek problemu, zazwyczaj porządkowego, i pokierować w tym celu stacjonującymi w prowincji legionistami. I dlaczego Piłat miałby się przejąć snem żony tak, by podejmować w związku z tym jakieś działania?
Kolejny ciekawy gest: umywanie rąk. To powszechny zwyczaj wśród wielu ludów starożytnych. Ale jeśli ktoś wydaje jakąś decyzję będąc rzymskim urzędnikiem, i robi to w imię udzielonych mu plenipotencji samego cesarza - nie sądzę, że nie bierze odpowiedzialności. Wydaje mi się że to są te elementy, ta warstwa narracji, która była pisana celowo, by odsuwać od Piłata odpowiedzialność. W imię bogatej symboliki biblijnej, która przyświecała autorem Ewangelii i była potrzebna dla audytorium chrześcijan - Rzymian.
Dlaczego Jezusa tak skatowano podczas biczowania, skoro i tak czekała go śmierć?
Żołnierze rzymscy nie musieli, ale mogli to zrobić. Przekazy źródłowe wskazują, że np. w Persji czy w ogóle na Wschodzie w ten sposób po prostu postępowano. To byli surowi dla siebie i innych, twardzi, karni, brutalni ludzie. Kara miała mieć charakter odstraszający. Musieli jedynie pilnować się - zwłaszcza kiedy to miała być tzw. kara wstępna, po której następowała kara właściwa – by skazanego nie zabiczować na śmierć, tak, by mogła nastąpić kara końcowa. Tak właśnie było z Jezusem. Nie miał rzymskiego obywatelstwa, nie mógł się odwołać od jakiejkolwiek decyzji Piłata. Piłat mógł orzec od razu karę końcową. Wtedy nikt by Jezusa nie biczował. Zrobił inaczej, być może by skarcić Jezusa za lekceważenie go, kiedy nie odpowiadał na pytania Piłata.
Na koniec warto przypomnieć – co zresztą znajduje się w Pani książce – że 25 kwietnia 1933 r. w Jerozolimie zebrał się specjalny trybunał żydowski, by ponownie rozpatrzyć sprawę zasadności skazania Jezusa z Nazaretu. Czym skończyła się rewizja wyroku?
Najpierw przypomnijmy, że proces odbywał się w trybie cognitio extra ordinem. Opierał się także na bardzo skromnym materiale dowodowym – przesłuchaniu podsądnego. Trzeba też uściślić, że nie mówimy o rewizji samego procesu, ale rewizji wyroku. Nie ma podstaw do twierdzeń o niezachowaniu przed dwoma tysiącami lat sądowych procedur, ale o tym, że po pierwsze – wina Jezusa nie została udowodniona, po drugie – że orzeczenie o winie nie było wydane przez Piłata w sposób swobodny - niezawisły. I dlatego nie powinno nastąpić skazanie. Nie była to także próba rewizji procesu wg prawa rzymskiego, ale rewizja decyzji wydanej przez ówczesny Sanhedryn.
O procesie z 1933 roku mało się mówi uznając prawdopodobnie, że jest to wiedza nie dla wszystkich wygodna.
Pierwsze wzmianki na temat rewizji wyroku wydanego na Jezusa mamy z roku 1931. We wspomnianym procesie z 1933 r. wyrażona została deklaracja niewinności Jezusa, o czym mówił już sam Piłat. Przesłanką główną było wspomniane przekonanie, że organ, który orzekał, czyli Piłat, nie podjął swobodnie decyzji. Ostatecznie, można powiedzieć, że współczesny Sanhedryn podjął deklarację o konieczności odwołania wyroku, czytamy bowiem w deklaracji, że skazanie Jezusa było jednym z największych błędów , jaki został popełniony przez ludzkość. I na tym się skończyło. Deklaracja prawnie ma moc podobną do opinii, ekspertyzy, ale nie czegoś formalnego.
Kolejny wniosek ws. rewizji wyroku na Jezusa pochodzi z w 1948 roku. Zresztą jest to data uznania niepodległego państwa Izrael i wtedy do kancelarii prezesa Sądu Najwyższego w Jerozolimie wpłynęły wnioski z niemal całego świata o rewizję wyroku na Jezusa z powodu niesprawiedliwego skazania. Ten jednak uznał się za niekompetentny ze względu na to, że Jezus nie został skazany przez sąd żydowski, a sądem właściwym jest sąd włoski jako następca prawny rzymskich władz (Imperium Romanum). Zakończone niczym próby podjęto także na paryskiej Sorbonie w 1949 roku. Dotąd żaden sąd włoski tej sprawy nie podjął.
Rozmawiał Radosław Molenda
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/historia/641642-nasz-wywiad-proces-jezusa-w-swietle-prawa-rzymskiego