„Jeżeli ks. Franciszek Blachnicki organizował przedstawicieli narodów Europy Środkowo-Wschodniej w działalność na rzecz wyzwolenia tych krajów, to niewątpliwie zainteresowanie służb sowieckich było naturalne” - mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl dr Robert Derewenda, historyk, dyrektor lubelskiego oddziału Instytutu Pamięci Narodowej, były dyrektor Instytutu im. ks. Franciszka Blachnickiego.
wPolityce.pl: Dlaczego śledztwo w sprawie śmierci ksiedza Franciszka Blachnickiego trwało aż 35 lat?
dr Robert Derewenda: Ja bym spojrzał zupełnie inaczej. Proszę sobie wyobrazić, że nie ma Instytutu Pamięci Narodowej i zabójstwo, które zostało dokonane w roku 1987, wszystko wskazuje na to, że z inicjatywy służb komunistycznych. To zabójstwo nigdy nie miało wyjść na jaw, czyli ks. Blachnicki został zamordowany, a z drugiej strony stworzono takie warunki zabójstwa, aby bezpośredni współpracownicy ks. Blachnickiego byli przekonani, że umarł w sposób naturalny. Rzeczywiście, przez całe lata, nawet dziesięciolecia, ta informacja była powszechna. Dopiero pieczołowita praca IPN i w sumie drugie śledztwo, prowadzone przez IPN wskazało na to, że ks. Blachnicki został zamordowany. Myślę, że to wielki sukces IPN i nie wyobrażam sobie sytuacji w Polsce, jakbyśmy mieli badać zbrodnie komunistyczne i cały ten aparat komunistyczny w jakiś sposób prześwietlać bez IPN.
Jaką rolę w inwigilacji i w otoczeniu ks. Franciszka Blachnickiego odegrało małżeństwo Jolanty i Andrzeja Gontarczyków, którzy jak wiemy, widzieli duchownego jako ostatni?
Państwo Gontarczykowie zostali wysłani do RFN aby rozpracowywać polską emigrację. Ostatecznie znaleźli się wśród najbliższych współpracowników ks. Blachnickiego i tutaj otrzymali odpowiednie zlecenia. Przede wszystkim mieli działać dezintegrująco w stosunku do inicjatyw, prowadzonych przez księdza Blachnickiego. Z drugiej strony przewidywano również bankructwo finansowe ks. Blachnickiego. Pani Jolanta Gontarczyk, pseudonim operacyjny „Panna”, stała się jedną z najbliższych współpracownic ks. Blachnickiego. Ksiądz Blachnicki, kiedy utworzył ekumeniczne wydawnictwo ewangelizacyjne w grudniu 1985 roku, to to wydawnictwo zostało zarejestrowane właśnie na panią Jolantę Gontarczyk i rodzonego brata księdza Blachnickiego, który z nim mieszkał w Carlsbergu. Konto, które zostało założone dla tego wydawnictwa miało dwa wzory podpisów. Jeden wzór – ks. Blachnickiego, drugi – Jolanty Gontarczyk. To właściwie ona operowała środkami, które wpływały na te ekumeniczne wydawnictwo ewangelizacyjne, a według moich obliczeń na to konto mogło wpłynąć nawet około 1 miliona 300 tysięcy marek. Niestety nie miałem dostępu do bilingów z tego konta natomiast rachunki i dokumenty, do których dotarłem, wskazują, że taka kwota została wpłacona przez protestantów za druki, które ks. Blachnicki wykonywał dla protestantów. Z drugiej strony ks. Blachnicki przeżywał brak środków finansowych, których brakowało nawet na codzienne życie, na zakupy spożywcze. Więc gdzie są te pieniądze? Wszystko wskazuje na to, że ks. Blachnicki nie miał nawet świadomości, że tak ogromne kwoty wpływają na to konto. Co więcej, ks. Franciszek Blachnicki otrzymał propozycję od protestantów jesienią 1986 roku na druki materiałów dla protestantów za kwotę dwóch milionów dolarów. Ten trzyletni kontrakt miał wejść w życie w marcu 1987 roku. Ks. Franciszek Blachnicki zmarł 27 lutego 1987 roku. Trudno oprzeć się wrażeniu, że data ta była przypadkowa. Ks. Blachnicki był w przededniu kontraktu, który dałby mu możliwość szerszej działalności na emigracji. Działalności Chrześcijańskiej Służby Wyzwolenia Narodów, która stawiała sobie za cel wychowanie mieszkańców Europy Środkowo-Wschodniej, znajdującej się w orbicie Związku Sowieckiego, do wolności. Gdyby ks. Blachnicki miał możliwość dalszej działalności – wszystko wskazuje na to, że ta Chrześcijańska Służba Wyzwolenia Narodów mogła się rozwinąć do tak szerokiej działalności, że mogła faktycznie zagrażać Związkowi Sowieckiemu. Służba Bezpieczeństwa doskonale o tym wiedziała dlatego, że w pewnym momencie, spod kontroli Sb wymknął się ruch oazowy. Na początku nie doceniono działalności ruchu oazowego, a kiedy w połowie lat ‘70 podjęto działania dezintegrujące i dezinformacyjne ks. Blachnickiego, nie sposób już było powstrzymać rozrastającego się dynamicznie ruchu oazowego. Okazało się, że ks. Blachnicki rozwinął go do takich rozmiarów, że właściwie przed powstaniem „Solidarności” był to największy ruch tego typu w Europie komunistycznej.
Jaki był stosunek hierarchii Kościoła Katolickiego do ks. Blachnickiego? Słyszy się czasami o pewnej nieufności na przykład prymasa Stefana Wyszyńskiego.
Tutaj działania dezintegrujące i dezinformujące, specjalne komórki do tego powołane, działające w SB, przyniosły taki efekt, że wzbudzono bardzo wiele nieufności wobec ks. Blachnickiego. Próbowano go oskarżać z jednej strony o protestantyzm, z drugiej zaś strony próbowano go skłócić z hierarchią kościelną. Starano się stworzyć taki obraz jakby nieufności biskupów polskich do ks. Blachnickiego. Nigdy żaden z biskupów, jego ordynariusz nie zabronił mu działalności, nigdy też ks. Blachnicki nie działał wbrew swojemu ordynariuszowi katowickiemu. Oczywiście, ks. Blachnicki miał taką naturę, że nie pytał czy wolno, tylko czy trzeba i faktycznie działał bardzo dynamicznie. Jeszcze w latach ‘50 otrzymał funkcję krajowego duszpasterza trzeźwości, a w roku 1967 otrzymał dekret od prymasa polski kardynała Wyszyńskiego na krajowego duszpasterza służby liturgicznej. On był bardzo radykalny, jeśli chodzi o działania soborowe, wprowadzanie odnowy soborowej, ale nigdy ten dekret nie został cofnięty przez księdza prymasa Wyszyńskiego. Co więcej ks. Blachnicki, w momencie kiedy ta dezinformacja przynosiła takie skutki, że nieufność hierarchii dawała mu się we znaki pod koniec lat ‘70, to ks. Blachnicki napisał do kard. Wyszyńskiego list z rezygnacją z funkcji krajowego duszpasterza służby liturgicznej, ale nigdy nie otrzymał odpowiedzi – co oznaczało, że kardynał Wyszyński ufał jednak ks. Blachnickiemu i pozostawia ruch liturgiczny i oazowy pod jego pieczą. To są oczywiście insynuacje SB i dezinformacja, którą wtedy szerzono.
Czy otrucie ks. Blachnickiego nie wskazuje na radziecki trop? Wiemy przecież, że Rosjanie lubują się w tego rodzaju likwidowaniu ludzi.
W dokumentach SB, dotyczących Gontarczyków, jest wyraźnie napisane, że będą pracowali na styku innych służb. Wprost jest powiedziane, że mają oni prawo podejmować takie kontakty, na przykład ze służbami amerykańskimi. Jeżeli ks. Franciszek Blachnicki organizował przedstawicieli narodów Europy Środkowo-Wschodniej w działalność na rzecz wyzwolenia tych krajów, to niewątpliwie zainteresowanie służb sowieckich było naturalne. Niestety nie dysponuję źródłami, które potwierdzały by działalność wokół księdza Blachnickiego agentury ze strony KGB ale musiałbym być naiwny, żeby nie brać pod uwagę tego typu działalności.
Jak teraz, według Pana, po tych ujawnionych informacjach wygląda sprawa księdza Blachnickiego? Czy to przełomowy moment w tej sprawie?
Jest to przełomowy moment dlatego, że podejrzenia, które wielu historyków miało od lat, dokumenty do których niedawno dotarliśmy – chociażby dotyczące ostatnich ostatnich miesięcy życia ks. Franciszka Blachnickiego, czy roli agentów Gontarczyków, można powiedzieć, że podejrzenia o ewentualne sprowokowanie śmierci ks. Blachnickiego zostały potwierdzone w badaniach i właśnie ta informacja została dzisiaj ogłoszona.
Czy można się spodziewać beatyfikacji, lub przyspieszania jej procesu w kontekście ujawnionych informacji o księdzu Blachnickim?
Oczywiście to trudne pytanie, przede wszystkim do kanonistów i do samego papieża Franciszka, natomiast w Polsce wiedzieliśmy o tym, że ks. Blachnicki był zdeterminowany, jeśli chodzi o wierność Bogu i działalności na rzecz wyzwolenia. Na potwierdzenie jego męczeństwa czy jego śmierci sprowokowanej najprawdopodobniej przez przedstawicieli systemu komunistycznego w jakiś sposób potwierdza heroiczność jego życia. Ksiądz Franciszek Blachnicki nie bał się i zdawał sobie sprawę, że wśród jego współpracowników mogą być agenci komunistyczni, o czym sam zresztą mówił. Chciał wszystkich traktować jako ludzi potencjalnie prawdomównych, jako tych wobec których nie chciał formułować fałszywych oskarżeń. Zależało mu przede wszystkim na celach, jakie przed sobą stawiał, na budowanie – jak sam mówił – Królestwa Bożego, na działalności, mającej na celu wyzwolenie ludzi z lęku, bo o to głównie mu chodziło. Ks. Blachnicki mówił, że jeśli ludzie nie będą się bać, jeśli zostaną wyzwoleni z lęku, to cały system komunistyczny zwyczajnie legnie w gruzach – bo on opiera się na strachu i na zakłamaniu. Prawda, jak sam mówił, po prostu ludzi wyzwoli. Właściwie to jest najkrótsza formuła działalności ks. Franciszka Blachnickiego. Taka prosta, a z drugiej strony jeśli komunistyczne służby bezpieczeństwa to rozumiały, to wiedziały, że ks. Franciszek Blachnicki, tak jak zresztą ks. Jerzy Popiełuszko, jak i wielu innych przedstawicieli Kościoła, śmiertelnie zagrażają temu systemowi.
CZYTAJ TEŻ:
— Historia ks. Franciszka Blachnickiego, twórcy ruchu oazowego
Rozmawiał pn
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/historia/638236-nasz-wywiad-dr-derewenda-o-zyciu-i-smierci-ksblachnickiego