„My, Polacy powinniśmy poprzez tego typu fakty być coraz bliżej rozumienia, jak w rzeczywistości wyglądał totalitarny reżim komunistyczny, żebyśmy zdjęli wszelkie propagandowe maski, które w nas wtłaczano w okresie PRL” - mówił w rozmowie z portalem wPolityce.pl prof. Jan Żaryn, historyk, dyrektor Instytutu Dziedzictwa Myśli Narodowej im. Romana Dmowskiego i Ignacego Jana Paderewskiego.
Prof. Żaryn komentuje informacje Prokuratury Generalnej w sprawie śmierci ks. Franciszka Blachnickiego 27 lutego 1987 roku w Carlsbergu w Niemczech Zachodnich. Założyciel Ruchu Światło-Życie został zamordowany przez otrucie, najprawdopodobniej przez agentów komunistycznej służby bezpieczeństwa. Dlaczego śledztwo trwało aż 35 lat?
CZYTAJ RÓWNIEŻ: Minister sprawiedliwości i prezes IPN: Ze śledztwa wynika, że ks. Franciszek Blachnicki został zamordowany, został otruty
„Nieznani sprawcy”
Reżim komunistyczny miał to do siebie, że gwarantował bezkarność sprawcom morderstw na zlecenie aparatu bezpieczeństwa i kategoria „nieznanych sprawców” nie była kategorią wirtualną czy metaforyczną, tylko była długotrwała. Od lat ‘40 i zbrodni np. na sekretarzu generalnym legalnej partii jaką było PSL – Bolesławowi Ściborkowi, który był zamordowany przez tzw. „nieznanych sprawców” w listopadzie 1945 roku - aż do księdza Sylwestra Zycha – to jest pewna komunistyczna tradycja mordowania ludzi, jak również zabezpieczania bezkarności bezpośrednim sprawcom. To oczywiście rzutowało w okresie po 1990 roku na realne możliwości odkrycia tej prawdy i rozpoznania nazwisk, kryjących się pod nazwą „nieznani sprawcy”
— mówi prof. Jan Żaryn.
Bardzo rzadko nam się to udaje ale w tym przypadku, skoro komunikat jest podany, wszystko wskazuje na to, że przynajmniej pani Gontarczyk (jej mąż nie żyje), występująca pod innym już dzisiaj nazwiskiem, będzie musiała się poddać konfrontacji z dowodami, które przeciwko niej zostaną wytoczone w akcie oskarżenia. To jest oczywiście świadectwo, że z jednej strony mimo skuteczności reżimu komunistycznego w zapewnianiu bezpieczeństwa zbrodniarzom, nie mieli oni na tym polu samych sukcesów i tym razem ujawniła się niedoskonałość tego systemu – to pocieszające. Z drugiej strony jest to dowód na to, że nasza determinacja żeby odkrywać rzeczywiste oblicze PRL przynosi wychowawcze skutki. My, Polacy powinniśmy poprzez tego typu fakty być coraz bliżej rozumienia jak w rzeczywistości wyglądał totalitarny reżim komunistyczny - żebyśmy zdjęli wszelkie propagandowe maski, które w nas wtłaczano w okresie PRL. Dziś także się zdarza, że PRL jest kolejnym pokoleniom prezentowany jako najweselszy barak w obozie Europy Środkowo-Wschodniej. To nie był taki wesoły barak, skoro na zlecenie mordowano wybitnych ludzi
— dodaje.
Dyrektor Instytutu Dziedzictwa Myśli Narodowej podkreślił wagę postaci ks. Franciszka Blachnickiego dla powojennej historii Polski i Kościoła Katolickiego.
Ksiądz Franciszek Blachnicki dla ludzi Kościoła oczywiście jest kandydatem na ołtarze, ale to jest też żywy, realny człowiek, który bardzo mocno wpisał się w historię Polski. Postać poprzez którą możemy zobaczyć oblicze dwóch totalitaryzmów - był on skazany na karę śmierci przez okupacyjny reżim niemiecki w czasie wojny i był wielokrotnie nękany, represjonowany i wieziony w okresie dziesięcioleci PRL, aż do ostatecznego wyjazdu poza granice kraju. Jak się okazało tam również aparat bezpieczeństwa do niego dotarł i w niemieckim Carlsbergu, wszystko na to wskazuje, został otruty przez wysłanników aparatu bezpieczeństwa
— zaznacza historyk.
Sprawa Gontarczyków
Dużą rolę w otoczeniu ks. Franciszka Blachnickiego odegrało małżeństwo Jolanty i Andrzeja Gontarczyków. Byli oni jego bliskimi współpracownikami, a potem jak wiemy, byli ostatnimi ludźmi, którzy najprawdopodobniej widzieli księdza Blachnickiego żywego.
Kościół i ludzie Kościoła mają to do siebie, że obdarzają zaufaniem tych, którzy chcą z nimi współpracować i tak samo było w przypadku Gontarczyków. Ksiądz Franciszek Blachnicki kontynuując swoje dzieło Ruch Światło-Życie, dzieło oazowe chciał zbudować po 13 grudnia 1981 roku nowy ośrodek na terenie Niemiec, w Carlsbergu. Wymagało to również znaczącej ofiarności, jeśli chodzi o zaangażowanie się w sprawy czysto materialne - nie tylko duchowe – czyli budowy ośrodka i zaangażowania ludzi, którzy by mu w tym pomogli
— zauważa prof. Żaryn.
Ks. Franciszkowi wydawało się, że Gontarczykowie są tymi, którym można zaufać. Jak się jednak okazało byli oni tajnymi współpracownikami służb bezpieczeństwa i de facto byli prowadzeni przez ten aparat. Mieli za zadanie tworzenie atmosfery dezintegracyjnej i to było ich pierwsze zadanie, żeby się nic nie udało. I rzeczywiście ks. Blachnicki miał problemy natury materialnej w budowaniu ośrodka i wszystko wskazuje na to, że byli tymi, którzy go otruli. Wiele wskazuje też na to, że ks. Blachnicki odkrył ich podwójną twarz. Otrzymywał zresztą w tej sprawie sygnały pochodzące ze środowisk podziemnej Solidarności, co poprzez emisariuszy docierało do Niemiec Zachodnich, gdzie przebywał. Wydaje się, że w pewnym momencie ks. Blachnicki odkrył prawdę o Gontarczykach i wszystko wskazuje na to, że ujawnił przed nimi swą wiedzę o roli jaką pełnią, a w związku z tym postanowili oni nie dopuścić, by ks. Blachnicki mógł ujawnić całą prawdę i został zamordowany. Sami Gontarczykowie, niejako spaleni, wrócili do kraju. Jest takie znane nagranie ceremonii, w której występują, gdzie w sposób kłamliwy opowiadają o nienawiści, która występuje w Carlsbergu ze strony ks. Franciszka Blachnickiego. To kłamstwo propagandowe płynie z ust ludzi, którzy jak dzisiaj się dowiadujemy, mogli rzeczywiście księdza Franciszka zamordować
— podsumował Żaryn.
CZYTAJ TEŻ:
not. pn
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/historia/638222-tylko-u-nas-prof-zaryn-o-morderstwie-ks-blachnickiego