A więc wojna! Znów wojna, która to już wojna, zawsze wojna? Tym razem jeszcze poprzednia, o której do niedawna mówiło się ostatnia, zanim nie przyszła następna. W pamięci młodszych ta będzie ostatnia, w pamięci starszych będzie ona niepokojąco łączyć się, przypominać poprzednią czy poprzednie, bo to cały łańcuch wojen jako symbol ‘postępowego’ nowoczesnego XX wieku. Druga wojna nie wybuchłaby bez pierwszej, a obecna na Ukrainie, czy nie ma związków z poprzednią, z niedokończonym zwycięstwem komunistycznego Związku Sowieckiego, uzyskanym przy wsparciu naiwnego i przez to dającego się łatwo oszukiwać Zachodu? Teraz to żądanie powtórzenia tamtego zwycięstwa i tamtych zdobyczy, ponownego zagarnięcia Europy Wschodniej, która wymknęła się z objęć komunistycznego imperium w latach 90., teraz przedstawianego jako odwieczna Rosja, która ubiega się o swe imperialne prawa.
Analogii można znaleźć więcej, II wojna wybuchła dzięki przymierzu Hitlera i Stalina, którego nazywano najlepszym sojusznikiem Hitlera i bez którego wojny takiej jak tamta by nie było. Stalin kończył ją w glorii wyzwoliciela i pogromcy faszyzmu, denazyfikacji Europy, jak teraz Ukrainy, co dawało komunistycznej Rosji prawa do podbojów już w całym świecie. Dziś ta lekcja została zapomniana, wszelkie pakty z Rosją, a także uzależnienie, ideologiczne (eurokomunizm od lat 70.), ekonomiczne czy energetyczne, które ujawniło się przy okazji ostatniej wojny, jest już zabójcze i zostanie przez Rosję bezwzględnie wykorzystane, tak jak w końcu tamtej wojny, gdy Zachód poświęcił wschodnią część Europy na rzecz totalitarnego Związku Sowieckiego.
To przypomnienie przy okazji wydania kolejnych tomów prozy Stanisława Rembeka, o którym już wiadomo, że był autorem najwybitniejszej powieści o wojnie 1919-1920 roku (obok może bardziej fabularnej ‘Lewej wolnej’ Józefa Mackiewicza), a także kronikarzem obu wojen, w tym kampanii antybolszewickiej 1920. O tego zaczynał, gdy jako 13-letni chłopak zaczął spisywać wydarzenia wojenne z początków wojny w 1914 roku w prowincjonalnym Piotrkowie. To była jego inicjacja wojenna, opisywał codzienne przemarsze wojsk niemieckich i rosyjskich, potyczki i bombardowania. Jeszcze przed maturą, jako harcerz i członek POW zgłosił się jako ochotnik do kampanii przeciw bolszewikom w 1919 roku (też podobnie jak Mackiewicz). Znów na bieżąco spisywał kronikę wydarzeń i ciężkie doświadczenia z odwrotu znad Berezyny pod Warszawę. Na tym opierał swe późniejsze utwory, pierwszą powieść ‘Nagan’, opowiadania i drugą powieść ‘W polu’.
Początek wojny
Jego ‘Dziennik okupacyjny’ obejmuje lata od 1940 do początku 1944 roku, a więc już bez Powstania Warszawskiego, o którym napisał autor w kilku szkicach i opowiadaniach, zawartych teraz w tomie ‘Opowiadania okupacyjne’. W nich są wspomnienia o kampanii wrześniowej i perypetiach pisarza, gdy chciał się zaciągnąć do wojska i wyszedł w Warszawy na wschód, a po kilkutygodniowej tułaczce, w wojennym chaosie, wrócił do stolicy już jako cywil. Przeżył bombardowania i kapitulację, był komendantem schronu, wrócił do rodziny, którą pozostawił w podwarszawskim Grodzisku. Od początku 1940 zaczął pisać dziennik, który jest cywilną, by tak rzez, kroniką niemieckiej okupacji, zapisem życia codziennego na warunkach niemieckich, świadectwem tego jak wyglądało to życie w szczegółach i konkretach. Dziennik taki ma tę właściwość, że oddaje tylko prawdę bieżącą, życie, czynności, wydarzenia aktualne spisywane z dnia na dzień. W przeciwieństwie do wspomnień czy pamiętników, pisanych już po jakimś upływie czasu od opisywanych wydarzeń, zawiera treści ograniczone do czasu pisania. Autor nie ma wiedzy, co będzie dalej, nawet jutro, w najbliższej przyszłości, nie zna finału tego, co się dzieje, jak to się wszystko zakończy, zdany jest na bardzo mizerną wiedzę o życiu dookoła i o swej niewielkiej roli. A w sytuacji wojennej są to najważniejsze kwestie i pytania, niepewność jutra, niepokój o bliższą i dalszą zbiorowość, w końcu pytanie o własne, zagrożone codziennie życie.
Rembek zdradza nieraz taki niepokój, ale raczej są to opisy zachowań innych rodaków, sam ma postawę twardą, nie pobłażającą sobie, żołnierską, powiedzielibyśmy dziś, heroiczną. Dziwi się nawet innym, że załamują się lub desperują. Jego dziennik nie jest refleksyjnym zapisem intelektualisty, lecz dość surowym rejestrem dni, wydarzeń, podstawowych czynności życiowych, spotkań i rozmów, które teraz sumują się w pewien obraz okupacyjnego życia z dnia na dzień w warunkach ostatecznych, z nieustanną perspektywą klęski, straty, śmierci. Wegetacja codzienna i codzienność śmierci, poniekąd oswojenie z nią czy też próby jej oswojenia.
Przykład, by nie być gołosłownym. Po pół roku ciężkiej zimy, trwającej aż do kwietnia 1940 roku, pod datą 8 marca pisarz notuje obserwacje, które i dziś mogą nam się wydać znajome, choć nie są aktualne, bo to inna i prawdziwa wojna.: „Wszyscy narzekają, bo brak węgla i drzewa. Po drodze do Grodziska pod torem kolejowym płoty są porozbierane przez ubogą ludność. Drożyzna cokolwiek spadła, ale chleba kartkowego nie ma, a z wolnej ręki jest nadal tak drogi, że Marysieńka piecze codziennie z razówki z przymieszką otrąb w piecu pokojowym”. Następnego dnia perypetie z węglem: „Mróz trzymał przez cały dzień, a nam skończył się już węgiel, który Marysieńka kupiła jeszcze przed wojną. (…) Poszedłem więc do Kuczyńskich pożyczyć kubełek węgla, ale powiedzieli, że nie mają ani kawałka, chociaż Tomkowie mówią, że dostali niedawno półtorej tony. Tymczasem Marysieńka dowiedziała się, że przyszły dwa wagony na stację. Ponieważ mieliśmy tylko na trzy korce, wzięliśmy do spółki Tomkę i Marysieńka wraz z nim zdobyła sześć korcy. Przywieźli je już późnym wieczorem”. Stale największym kłopotem pozostaje żywność, podstawowe artykuły są na kartki. Pisarz stale wyprawia się po nią, często bez skutku: „Zaraz rano poszedłem do Grodziska, bo w soboty wydają chleb na kartki, ale w tym tygodniu nie dali”. Kilka dni później: „Wyruszyłem do Grodziska, żeby się dowiedzieć, czy nie wydają na kartki chleba i cukru, ale dostałem tylko dwa kilogramy soli”. W Wielką Sobotę zapisuje: „Wreszcie ubrałem się i powlokłem do Grodziska, bo dawano cukier na kartki, a oprócz tego Dąbkowski zaprosił mnie na ‘rybkę’” (w miejscowej knajpie). Kiedy kończą się pieniądze trzeba się wyprzedawać. Przed Świętami Wielkanocnymi pisarz zmuszony jest sprzedać po wielu zabiegach i z dużą stratą ślubną obrączkę. „Kupiłem za nią czterokilogramową szynkę oraz kilogram słoniny, bo już żadnych tłuszczów w domu nie było. W domu Marysieńka z dziećmi ukrasiła w cebuli kilka jajek, które nam zniosły dwie nasze kury”. Życie pisarza pod okupacją schodziło na zdobywaniu żywności i opału, kombinacjach handlowych, wypadach do Warszawy, gdzie musiał coś sprzedać z rodzinnych zasobów lub zdobyć zapomogę z kasy prowadzonej przez kolegów pisarzy.
Tak wyglądała gospodarka okupacyjna, którą Kazimierz Wyka opisał w szkicu ‘Gospodarka wyłączona’ z 1945 roku. Oparta na reglamentacji i przymusowych kontyngentach, nie pozwalała na całkowite wymarcie, bo potrzebne były ręce do pracy, ale zmierzała do stopniowego ‘zagłodzenia’. Dużo prościej urządziły ją władze sąsiedniej okupacji sowieckiej, gdzie przejęto całą produkcję i handel i już zimą 1940 pojawiło się tam widmo głodu. Mimo pewnych różnic, istniało ścisłe współdziałanie okupantów niemieckich i sowieckich do połowy 1941 roku, czyli w okresie sojuszu Hitlera i Stalina. Tyle że dla Polaków, zamkniętych w jednej lub drugiej, osobnej okupacji nie był on wtedy należycie uświadamiany i groźny, choć wiadomo było, że Polska stanęła wobec dwóch naraz wrogów. Słaba była komunikacja między tymi, izolowanymi w rezultacie okupacjami. Na wiosnę 1940 odbywały się eksterminacje w Katyniu i wielu podobnych miejscach, o czym wtedy oczywiście nie wiedziano, ale nastąpiły też kolejne masowe deportacje ludności polskiej z Kresów do łagrów i na osiedlenie w Rosji, o czym już jakieś wiadomości przenikały przez granicę. Rembek przytacza tu charakterystyczne zdarzenie, które świadczyło o lekceważeniu przyszłego niebezpieczeństwa, a nawet o pewnym oporze przed niepokojącymi wiadomościami spod okupacji sowieckiej. Do domu w Grodzisku, w którym mieszkali Rembekowie, wróciła jego właścicielka, która uciekała we wrześniu przed Niemcami do rodziny na Kresach, a teraz wyrwała się spod okupacji sowieckiej. „Uciekła od rodziców – relacjonuje Rembek – gdyż bolszewicy prześladują Polaków w straszliwy sposób. Żydzi tamtejsi biją i pastwią się za każde słowo wymówione po polsku. Co tydzień wszyscy muszą chodzić na agitacyjne zebrania, gdzie na każda wzmiankę o Stalinie muszą klaskać i krzyczeć ‘Ura!’. Oprócz tego trzeba tam wykonywać jakieś dziwaczne ruchy rękami. Poza tym nie ma jednej nocy spokojnej, gdyż bolszewicy chodzą po domach i zabierają wszystkich podejrzanych i nieprzejednanych. Mężczyzn podobno rozstrzeliwują, a kobiety i dzieci porzucają w szczerym polu na mrozie na pewną śmierć. Na granicy leży pełno trupów, zastrzelonych przez bolszewików uciekinierów”. Rembek zapisuje tę relację, ale po kilku dniach, po kolejnej rozmowie, zaczyna w to wszystko wątpić: „Majorowa opowiadała o swoich przeżyciach pod władzą bolszewicką i o przechodzeniu granicy. Słuchałem tego z wielką rezerwą, przekonałem się bowiem, że ludzie z tamtej strony granicy ‘interesów’ tak nasiąkają mentalnością bolszewicką, że już nie potrafią niczego opowiedzieć bezstronnie, lecz zawsze uprawiają propagandę, w tym wypadku – antybolszewicką”. Rembek chce być obiektywny, ale kto wie, czy nie mówi tego też pod presją okupacji niemieckiej i stosuje wyparcie innego, dalekiego niebezpieczeństwa pod wpływem większego, własnego. Powstaje tu pewna pułapka, blokada psychologiczna przed doświadczeniami, które mogłyby się okazać cięższe od naszych własnych, mechanizm, który zaważył później, z nadchodzeniem Armii Czerwonej w końcu wojny. Czy można bowiem posądzać o podobną antybolszewicką propagandę Józefa Mackiewicza, który kilka lat później, po większych przeżyciach sowieckich w Wilnie, uciekał do Warszawy w 1944 roku i przed Powstaniem Warszawskim ostrzegał czynniki AK przed współpracą z Armią Czerwoną, a Czesław Miłosz opisywał go po spotkaniu w okupowanej, ale już pewnej końca wojny, stolicy, jako człowieka zrozpaczonego, ale zarazem niespełna rozumu.
Koniec wojny
Jeśli ‘Dziennik okupacyjny’ jest dokumentalnym zapisem życia codziennego pod okupacją niemiecką, to już wspomnienia Rembeka głównie z kampanii wrześniowej są bardziej osobiste i autorskie, a opowiadania okupacyjne mają już charakter literacki i choć oparte na wydarzeniach wojennych, to jednak mają elementy fikcji, kreacji, rozbudowaną akcję, charakterystyczne postacie. W przeciwieństwie do dziennika pisane już z perspektywy zakończenia wojny i klęski Niemców. Kilka z tych opowiadań pokazuje popisowe wręcz akcje walki z Niemcami, niemal awanturnicze czy przygodowe, z których bohaterowie wychodzą zawsze cało, poniekąd wychowawcze, bo pokazujące walor heroizmu i wartość ‘morale’ w walce (słowo, które dziś powróciło za sprawą Ukrainy), jednakże nie bez pewnej umowności, w nawiasie literatury, utworów jednak literackich. Bo Rembek pokazuje jeszcze raz grozę i tajemnicę wojny, wagę czynów, działania, walki, a jednocześnie żywiołu, przypadku, losu szczęścia, który w wojnie odgrywa nie mniejszą rolę, gdzie stawką jest stale, na co dzień, własne życie. Pisarz widział dwie strony wojny, tę heroiczną, wynoszącą nieraz ludzi ponad ich możliwości i z drugiej strony demoralizację, zniszczenia wewnętrzne, upadki ludzkie, słabości charakterów w krańcowych warunkach. O tym jest powieść ‘Wyrok na Franciszka Kłosa’, opisująca w formie przypowieści czy nawet moralitetu przypadek policjanta na służbie niemieckiej, nękającego ludność podwarszawskiego miasteczka. Kara spada nie tylko za kolaborację, powieść Rembeka to studium zdrady, ale i czysto ludzkiego upadku, słabości, ale i podziwu (anty)bohatera dla bezwzględnej siły wyższej, zwycięskich nadludzi niemieckich.
Rembek zdążył jeszcze wydać swe opowiadania, które były szerzej zamierzone, być może jako zaczątek powieści o okupacji, w czasopismach tuż po wojnie, podobnie jak powieść o Kłosie, gdy jeszcze nie działała cenzura komunistyczna i nie nastał socrealizm w 1948 roku. Później w PRL on, autor powieści o roku 1920, która to data jak Katyń w Polsce Ludowej nie istniała, był pisarzem zakazanym. Prawdopodobnie nie wracał już do tematyki wojennej, nie mając nadziei na publikację, pisał w tej sytuacji utwory o tematyce historycznej, głównie obracające się wokół Powstania Styczniowego. Wydanie powieści ‘W polu’ w paryskiej ‘Kulturze’ w 1958 roku jako pierwszego krajowego utworu na emigracji odcięło mu całkowicie drogę do publikacji. Dopiero w latach 80. pojawiły się większe szanse wydania także zakazanych utworów. Nie doczekał już ekranizacji opowiadań o Powstaniu Styczniowym w filmie Juliusza Machulskiego ‘Szwadron’ i dużo późniejszego filmu Andrzeja Wajdy według ‘Wyroku na Franciszka Kłosa’, który reżyser chętnie wykorzystał w ramach kampanii kompromitowania polskości, polskiej historii i dziejów wojennych, która rozpoczynała się na początku lat 90., a kończyła akcjami wokół powojennego pogromu w Kielcach, Jedwabnego, książkami J.T. Grossa, filmami takimi jak ‘Pokłosie’ itp., itd.
Stanisław Rembek, Dzieła Zebrane, t. IV Dziennik okupacyjny; t. V Opowiadania okupacyjne; t. VI Wyrok na Franciszka Kłosa; opracowanie i posłowia Maciej Urbanowski, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 2022-08-11
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/historia/610151-ex-libris-wojenny-z-rembekiem-20