O rozpadzie Jugosławii, wojnie na tych terenach oraz 30. rocznicy uznania Chorwacji jak niepodległego państwa, z chorwackim historykiem i autorem licznych publikacji na temat historii Chorwacji Ante Nazorem rozmawia Goran Andrijanić.
Zadam Panu pytanie, które często słyszę w Polsce od moich przyjaciół: czy Jugosławia naprawdę musiała się rozpaść i to w ten sposób?
Ante Nazor: Wojny można było uniknąć, a Socjalistyczną Federacyjną Republikę Jugosławii zachować, gdyby kierownictwo Serbii zaakceptowało propozycje Słowenii i Chorwacji z października 1990 r. dotyczące reorganizacji ówczesnego państwa w konfederację. Ówczesne kierownictwo Serbii było jednak zachęcone poparciem armii federalnej, Jugosłowiańskiej Armii Ludowej (JNA), która rozbroiła Chorwację, konfiskując broń chorwackiej Obrony Terytorialnej zaraz po wyborach w maju 1990 r.
Kierownictwo Serbii chciało wtedy dominacji najliczniejszej (serbskiej) ludności w Jugosławii oraz dominacji Serbii nad innymi republikami. Po nieudanej próbie osiągnięcia tego celu politycznie, agresywna polityka serbska próbowała narzucić swój podstawowy cel – „wszyscy Serbowie w jednym państwie” – poprzez zbrojną agresję na Republikę Chorwacji oraz Bośnię i Hercegowinę.
Tak więc, niestety, ze względu na arogancką i agresywną politykę kierownictwa serbskiego, które doszło do władzy w Serbii w drugiej połowie lat 80. oraz politykę kierownictwa JNA, wojna i rozpad tzw. Drugiej Jugosławii okazały się nie do uniknięcia.
Na początku grudnia 1991 r. wicekanclerz i minister spraw zagranicznych Niemiec Hans Dietrich Genscher napisał w Welt am Sonntag: „Jugosławia już nie istnieje. Nie została zniszczona przez niepohamowanie ludzi pragnących niepodległości, ani przez zachowanie wspólnoty międzynarodowej. Jugosławia została zniszczona przez wojnę JNA przeciwko narodowi chorwackiemu, marzenia starych sił politycznych o Wielkiej Serbii”.
Właśnie, co z tezą, że rozpad Jugosławii był „projektem niemieckim”? Czy faktycznie Berlin zachęcał do tego rozpadu?
Przypomnę, że żaden kraj na świecie nie poparł decyzji o niepodległości podjętej przez chorwacki parlament w czerwcu 1991 r. Niemcy też nie. Ich reakcja nastąpi dopiero po kampanii wojskowej pro-serbskiego JNA i sił serbskich w Republice Chorwacji. Po masowych zbrodniach, które siły te popełniły na ludności cywilnej, a także po zniszczeniu chorwackich miast. O tym, że wspólnota międzynarodowa dążyła do zachowania Jugosławii w pierwszej połowie 1991 roku, świadczy również wizyta wpływowego brytyjskiego dyplomaty Douglasa Hogga.
Po przybyciu do Zagrzebia 28 lutego 1991 r., zapoznany z chorwacko-słoweńską propozycją dotyczącą reorganizacji federacji jugosłowiańskiej w konfederację, przedstawił on chorwackiemu prezydentowi Franjo Tudjmanowi pomysł, aby wszystkie republiki ogłosiły suwerenność, ale pod warunkiem przyjęcia natychmiastowego porozumienia w sprawie wspólnoty republik jugosłowiańskich. Właśnie taka postawa charakteryzowała inne kraje europejskie oraz świat w tym momencie.
Przy tej okazji Hogg opowiedział Tudjmanowi o rozmowie z prezydentem Serbii Miloszeviciem, który powiedział, że „rozwiązaniem jest albo federacja jugosłowiańska, albo Wielka Serbia”. Później okaże się, że to twarde stanowisko polityki serbskiej było kluczowe dla decyzji Słowenii i Chorwacji o ogłoszeniu niepodległości.
A Niemcy?
Z różnych powodów Niemcy były najbardziej wiarygodnym zwolennikiem Jugosławii po II wojnie światowej, ale też bardzo szczegółowo śledziły to, co się działo w tym kraju. Były świadome napięć wywołanych przez politykę Wielkiej Serbii pod rządami Slobodana Miloszevicia. W debatach dyplomatycznych w początkowym okresie poparcia dla jedności jugosłowiańskiej, co było stanowiskiem Waszyngtonu, tylko nieliczni przedstawiciele Niemiec po cichu wspominali, że może w przypadku kryzysu w Jugosławii demokracja powinna być ważniejsza niż ta jedność.
Specyficzne stanowisko Niemiec zaczęło się jednak kształtować dopiero w połowie 1991 r. Po zjednoczeniu Niemiec, Berlin silnie się opowiadał za doktryną samostanowienia narodowego, co zaczęło odgrywać coraz ważniejszą rolę w pozycjonowaniu go w kierunku międzynarodowego uznania Słowenii i Chorwacji. Ten kierunek był również wynikiem presji mediów i współczucia dla ofiar wojny w Chorwacji. Niemiecki rząd stanął również przed realistyczną perspektywą, że Niemcy zostaną zalane setkami tysięcy uchodźców. Jednak bardziej zdecydowaną politykę na rzecz międzynarodowego uznania Chorwacji zainicjowała dyplomacja niemiecka, a także dyplomacja watykańska, dopiero po zajęciu przez Serbię Vukovaru 18 listopada 1991 r. i dokonanych tam zbrodniach. Silny atak sił JNA na Dubrownik z jego chronionym dziedzictwem kulturowym miał też wpływ na politykę międzynarodowej. Obrazy zniszczenia tych dwóch miast wstrząsnęły niemiecką i światową opinią publiczną.
Kluczowe było spotkanie ministrów spraw zagranicznych WE w sprawie uznania Chorwacji i Słowenii w grudniu 1991 r. Wielka Brytania, Portugalia, Holandia, Hiszpania, Irlandia i Grecja naciskane przez Waszyngton do zachowania Jugosławii, zaniepokoiły się konsekwencjami „wczesnego uznania” niepodległości nowych narodów. Niemcy przy wsparciu Danii, Belgii i Włoch odmówiły czekania. Tydzień później, Niemcy wraz z kilkoma innymi krajami, zdecydowały się uznać niezależność Chorwacji, a nastąpiło to dokładnie 15 stycznia 1992 roku. Pod wpływem ich determinacji wszyscy pozostali członkowie WE poszli za przykładem niemieckim.
Ważną rolę w niepodległości Chorwacji i Słowenii odegrał Watykan, który uznał niezależność tych krajów 13 stycznia 1992 roku.
Tak. Stolica Apostolska swoim wpływem na mężów stanu demokratycznego świata znacząco przyczyniła się do uznania Chorwacji za niepodległe państwo. Wśród dokumentów, którymi dyplomacja watykańska reagowała na wydarzenia w byłej Jugosławii, szczególne znaczenie miało memorandum wręczone ambasadorom państw członkowskich Konferencji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie przez kardynała Angelo Sodano 26 listopada 1991 r. Stało się to natychmiast po dokonaniu masowych zbrodni przez JNA podczas okupacji i doszczętnym zniszczeniu Vukovaru, oraz gdy stało się jasne, że międzynarodowe uznanie Chorwacji może wysłać sygnał do agresora, iż cele osiągnięte siłą nie zostaną uznane. Memorandum wzywa do „zasad prawa międzynarodowego, a także postanowień konstytucji jugosłowiańskiej z 1974 r., zgodnie z którymi prawo niektórych republik do wystąpienia z federacji jest oczywiste”.
W notatkach przesłanych do Ministerstw Spraw Zagranicznych Chorwacji i Słowenii już 20 grudnia 1991 r. Stolica Apostolska ogłosiła zamiar uznania ich suwerenności i niepodległości. Posunięcie to świadczy o znajomości wydarzeń w Chorwacji przez ówczesną dyplomację watykańską oraz o zamiarze zdecydowanego wpłynięcia na niezdecydowane państwa w Europie w celu powstrzymania wojny i dalszego podboju Serbów poprzez uznanie Republiki Chorwacji.
W tym procesie decydującą rolę odegrał św. Jan Paweł II, któremu Chorwaci pozostaną do końca wdzięczni za zrozumienie okoliczności politycznych w byłej komunistycznej Jugosławii oraz serbskiej agresji na Chorwację. Jego gest, kiedy ukląkł przed grobem sługi Bożego kardynała Alojzego Stepinaca podczas wizyty jesienią 1994 roku w katedrze w Zagrzebiu, poruszył serca wielu chorwackich wierzących. W kontekście dzisiejszych procesów i oczekiwań narodu chorwackiego, aby kard. Alojzy Stepinac został ogłoszony świętym, ma to szczególne znaczenie.
CZYTAJ TAKŻE: Goran Andrijanić: Wstrzymana kanonizacja kardynała Stepinaca
Jan Paweł II zalicza kardynała Alojzego Stepinaca do tych męczenników Kościoła katolickiego, którzy pozostali wierni Stolicy Apostolskiej w krajach komunistycznych, trwali z narodem i tym samym przyczynili się do obalenia komunizmu w krajach na wschód od upadłej żelaznej kurtyny po II wojnie światowej. Już w 1979 roku, wkrótce po tym, jak Polak został papieżem i rozpoczął swoją misję obalania systemów totalitarnych, podczas uroczystej Eucharystii z okazji chorwackiej pielgrzymki narodowej do Rzymu, Jan Paweł II zwrócił uwagę, że Stepinac pomógł Chorwatom zachować wierność wobec Stolicy Apostolskiej.
Niedawno w Polsce ukazał się tekst, opisujący Franjo Tudjmana jako „prezydenta nacjonalistycznego”. Jak Pan komentuje taki opis pierwszego prezydenta Republiki Chorwacji?
Najpierw musimy wyjaśnić znaczenie terminu nacjonalista. Czy jest czymś negatywnym walczyć o samostanowienie narodowe w wielonarodowym państwie, jakim jest Jugosławia? W państwie w którym, pomimo konstytucji federalnej i konstytucji republikańskich z 1974 r., gwarantującej każdej republice równość i prawo do samostanowienia aż do secesji, państwo zostało scentralizowane, a Serbia narzucona jako dominująca nad innymi republikami, zwłaszcza od połowy lat 80. XX wieku.
Naród chorwacki zawsze był wrażliwy na kwestię wolności narodowej, zazdrośnie strzegł swojego języka i pisma oraz pielęgnował swoją kulturę. Wielu zgadza się, że zwycięstwo Tudjmana i jego partii Chorwackiej Wspólnoty Demokratycznej w wyborach w kwietniu i maju 1990 r., było w rzeczywistości reakcją Chorwatów na coraz bardziej oczywistą „politykę Wielkiej Serbii” prowadzonej w Belgradzie. Tak opisuje się w Chorwacji politykę, której celem jest, aby wszyscy Serbowie żyli w jednym państwie, z zachodnią granicą rozpoczynającą się głęboko na terytorium dzisiejszej Republiki Chorwacji. Taką politykę prowadził wówczas prezydent Serbii Slobodan Miloszević przy pomocy Serbskiego Kościoła Prawosławnego i proserbskiej Jugosłowiańskiej Armii Ludowej, w której większość oficerów stanowili Serbowie.
Prezydent Tudjman zaoferował chorwackim Serbom współpracę, ale nie chciał oddać separatystom części chorwackiego terytorium państwowego. Nawet w najtrudniejszych okresach wojny prezydent Tudjman domagał się od przedstawicieli chorwackiego rządu respektowania praw obywatelskich i narodowych Serbów w Chorwacji. Jego głównym celem było stworzenie suwerennej Chorwacji oraz jej reintegracja z Europą. Uznał pojednanie narodu chorwackiego, który cały czas cierpiał z powodu konfliktów ideologicznych wywodzących się z wydarzeń II wojny światowej, za warunek wstępny powstania niepodległego państwa chorwackiego. Doceniając jego znaczenie i rolę w historii Chorwacji, nie można pominąć faktu, że pod jego kierownictwem, w bardzo trudnych warunkach politycznych i militarnych, powstała nowoczesna Republika Chorwacji, której broniono przed serbską agresją. Pod jego kierownictwem Chorwacji udało się zdobyć międzynarodowe uznanie i wyzwolić okupowane części swojego terytorium.
Zarzuca mu się, że był niedemokratyczny?
Franjo Tudjman był prezydentem w dramatycznym okresie naszej walki o przetrwanie w narzuconej przez Serbię wojnie. Ogromne straty gospodarcze spowodowane serbską agresją oraz opieka nad setkami tysięcy przesiedleńców i uchodźców, najpierw z okupowanych terytoriów Chorwacji, a następnie z Bośni i Hercegowiny, negatywnie wpłynęły na stosunki w społeczeństwie chorwackim. Prezydent Tudjman i ówczesny rząd chorwacki działał w trudnych dla każdego społeczeństwa warunkach wojennych. Nie zapominajmy, że prezydent Tudjman miał zapewnić integralność terytorialną państwa i bezpieczeństwo egzystencjalne jego obywateli, mając do dyspozycji armię i gospodarkę, który dopiero zaczęły się tworzyć.
Oprócz konsekwencji wojny i serbskiej okupacji części terytorium, w latach 90. Chorwacja borykała się z problemami transformacji gospodarczej. W tym z zakłóceniami gospodarczymi i finansowymi wynikającymi z rozpadu Jugosławii i prywatyzacji gospodarki. Mimo to podczas jego prezydentury powstało suwerenne państwo demokratyczne ze wszystkimi formalnymi mechanizmami demokracji zachodniej. W słusznym pytaniu, czy te mechanizmy zawsze działały tak, jak powinny, nie można pominąć wspomnianego kontekstu czasu, o którym mówimy.
Wywiad ukazał się w numerze 27/2021 tygodnika „Sieci”.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/historia/581923-nasz-wywiad-czy-jugoslawia-naprawde-musiala-sie-rozpasc