Chcemy przedstawić sylwetki czterech Pań Niezłomnych: Danuty Siedzikówny, znanej pod pseudonimem Inka, Emilii Malessy ps. Marcysia, Lidii Lwow-Eberle ps. Lala oraz Danuty Janiczak-Szyksznian ps. Sarenka – mówi Wojciech Dąbrowski, prezes zarządu PGE Polskiej Grupy Energetycznej. Żywotność pamięci o Żołnierzach Wyklętych po raz kolejny pokazuje swoją ponadczasowość – teraz w teledysku z archiwalnymi zdjęciami bohaterek.
Nigdy nie odgadniemy, co myślała Lidia Lwow-Eberle, gdy w kwietniu 2016 r. patrzyła na trumnę swojego dowódcy i życiowego towarzysza – mjr. Zygmunta Szendzielarza „Łupaszkę”. Przecież ostatni raz widziała go 65 lat wcześniej – potem został aresztowany, torturowany i zamordowany strzałem w tył głowy. Jakby tego było mało, ciało oficera zostało pochowane w tajemnicy, a jego nazwisko wymazane z historii. Lidia Lwow-Eberle była także jego przyjaciółką i powierniczką największych sekretów – co mu szeptała w ostatniej drodze?
Niech nikt nie da się zwieść przekonaniu, że temat Żołnierzy Wyklętych się wyczerpał – ich bohaterstwo można pokazywać na wiele jeszcze sposobów. W animacji autorzy przypominają najważniejsze wątki z życia dziewcząt. 17-letnia Danuta Siedzikówna „Inka” mogła wyjść na wolność, wystarczył jeden podpis na liście do Bolesława Bieruta, który prawdopodobnie w jej wypadku zapobiegłby egzekucji. Jednakże autorzy prośby o łaskę nazwali tam jej kolegów z oddziału „bandytami”, co nakazało sanitariuszce powiedzieć jednoznaczne: „Nie”. Choć egzekucję na niej wykonywano tak, by ją upokorzyć – ubecy lżyli skazanych, całość odbywała się w piwnicy więzienia karno-śledczego – to zginęła jak na polu chwały – z okrzykiem „Niech żyje Polska” na ustach.
Losy kobiet sprzeciwiających się komunistycznej niewoli bywały jednak przewrotne. Nieprzypadkowo Witold Pilecki mówił o ubeckim więzieniu, że „Oświęcim to była igraszka”. Komuniści natomiast przechwalali się, że gestapo nie dorasta im do pięt. Kapitan Emilia Malessa „Marcysia” odczuła też inny wymiar tej przebiegłości – cynizm. Dla niej było niewyobrażalne, by oficer mógł skłamać, a co dopiero złamać słowo honoru? Niemożliwe. Była przecież żoną słynnego Jana Piwnika „Ponurego”, osobiście kierowała wydziałem łączności zagranicznej w V Oddziale Armii Krajowej. Walczyła w powstaniu warszawskim, potem zbiegła z niemieckiego transportu. Gdy przesłuchujący ją jesienią 1945 r. major UB Józef Różański dał jej „oficerskie słowo honoru”, że nic nie stanie się jej konspiracyjnym towarzyszom broni, gdy ujawni ich personalia, uwierzyła. Nie wszyscy wtedy zdawali sobie sprawę ze skali oszustwa, jakim był komunizm. Gdy po wypuszczeniu na wolność się zorientowała, jak nieświadomie przyczyniła się do tragedii aresztowanych patriotów – podjęła głodówkę protestacyjną. Także i to nie wpłynęło na decyzję komunistów. 5 czerwca 1949 r., w wieku 40 lat, obarczona poczuciem winy popełniła samobójstwo.
Danuta Szyksznian do dziś opowiada o życiu w partyzantce i antyniemieckim oraz antykomunistycznym podziemiu. Była wileńską łączniczką AK, która doświadczyła nie tylko walki z Niemcami, lecz i komunistycznych przesłuchań. Aresztowana przez Sowietów w Wigilię 1944 r. po bardzo ciężkim śledztwie trafiła do łagru w głębi Rosji. „Mając 19 lat, ważyłam 29 kilo” – opowiada po latach. Po opuszczeniu obozu przedostała się do Polski. Do 1956 r. była poszukiwana przez UB, jednak uniknęła aresztowania. Później była przedmiotem nacisków ze strony komunistycznej władzy, ale nigdy się nie poddała ani nie straciła pogody ducha. „Nadal mogę mówić o szczęściu, bo innym nie dane było nawet tyle” – wspominała w rozmowie z Magdaleną Semczyszyn.
Niezłomność u Panien Wyklętych nierozerwalnie jest związana z wytrwałością. Lidia Lwow-Eberle zaczęła konspirację niedługo po wejściu Sowietów do Polski, jako nauczycielka nawiązała kontakty z Państwem Podziemnym. Odkąd 12 sierpnia 1943 r. wstąpiła do oddziału ppor. Antoniego Burzyńskiego „Kmicica”, nie odpuściła walki o polską niepodległość do końca. Gdy w lipcu 1944 r. rozwiązano 5 Brygadę Wileńską AK, przedostała się ze swoim narzeczonym, wspomnianym „Łupaszką”, na Podlasie. W listopadzie 1945 r. rozpoczęła wraz ze swoimi towarzyszami drogi budowę struktur partyzanckich na Pomorzu, a gdy ta działalność wygasła, ukrywała się z Szendzielarzem na południu kraju, aż do aresztowania w 1948 r. Po wyjściu z więzienia w 1956 r. zaczęła nowe życie, ale nigdy nie zapomniała wydarzeń z Państwa Podziemnego. Od lat 80. zaangażowała się w działalność kombatancką, a potem wspierała zespół prof. Krzysztofa Szwagrzyka w poszukiwaniach doczesnych szczątków Wyklętych. Doczekała pogrzebu ukochanego mjr. Zygmunta Szendzielarza – była na jego pogrzebie.
Te historie, wyjęte jakby z innej rzeczywistości, są wciąż badane przez historyków, wciąż odkrywane są nowe dokumenty, a w różnych miejscach Polski poszukuje się miejsc pochówku Żołnierzy Wyklętych. Losy Panien Wyklętych wiążą się z jakimś głębszym wymiarem duchowym, który trudno objąć racjonalnym myśleniem – skąd tak wielka odwaga i wytrwałość dziewcząt, gdy torturowali je najgroźniejsi sadyści tamtych czasów, skąd wytrwałość w wieloletnich działaniach konspiracyjnych, skąd ta wiara w zwycięstwo nawet po kilkudziesięciu latach?
To dlatego teledysk wyprodukowany przez PGE Polską Grupę Energetyczną do utworu „Jedna chwila” w wykonaniu Kasi Malejonek do muzyki Darka Malejonka jest taki ważny. To na nim widać coś jeszcze oprócz faktów i wspomnień. Uśmiechnięta nastoletnia „Inka” jeszcze przed wojną pozująca z rodziną do zdjęcia albo rozpromienione partyzantki z albumu Lidii Lwow-Eberle, z tą szczególną muzyką i profesjonalną oprawą graficzną, pozwalają poczuć namiastkę ich wielkości. Dziewcząt Wyklętych, niezłomnych, dziewcząt, których nikt już dzisiaj nie zrani.
Aby obejrzeć teledysk PGE do utworu „Jedna chwila” zeskanuj kod QR
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/historia/541711-cztery-panny-wyklete-w-poruszajacej-animacji-pge