Krytyków Żołnierzy Wyklętych mamy co niemiara, ale rzetelnych badaczy tego zagadnienia wprost przeciwnie. Jeżeli spojrzymy na dorobek placówek uniwersyteckich, to okazuje się, że praktycznie w żadnej z nich badań na ten temat się nie prowadzi. To samo zresztą dotyczy Armii Krajowej – mówi PAP dr Tomasz Łabuszewski, naczelnik Oddziałowego Biura Badań Historycznych IPN w Warszawie.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: Narodowy Dzień Pamięci „Żołnierzy Wyklętych”. „Ma być wyrazem hołdu dla żołnierzy drugiej konspiracji”. SPRAWDŹ plan uroczystości
PAP: Jakie znaczenie dla wiedzy i świadomości Polaków o antykomunistycznym i niepodległościowym podziemiu miało ustanowienie w 2011 r. Narodowego Dnia Pamięci Żołnierzy Wyklętych?
Dr Tomasz Łabuszewski: Według mnie decyzja o uhonorowaniu Żołnierzy Wyklętych specjalnym dniem – 1 marca – miała kolosalne znaczenie. Społeczeństwo otrzymało jasny sygnał, że państwo polskie upomniało się o tę kategorię bohaterów – bojowników walki o niepodległość. Do tego czasu większość inicjatyw związanych z upamiętnianiem tego zjawiska wychodziła tak naprawdę od czynników społecznych, z bardzo zróżnicowaną oceną formułowaną przez różne kręgi naukowców i publicystów. Jest to moim zdaniem moment zwrotny w budowaniu świadomości historycznej o tym zjawisku.
Natomiast czy ta świadomość w tej chwili jest duża? Wydaje mi się, że nie do końca. Mamy do czynienia z dwoma równoległymi nurtami. Z jednej strony pewnym zachłyśnięciem się tym zjawiskiem, głównie na gruncie popkultury, która bardzo często wyprzedza prawdziwe ustalenia badawcze. Z drugiej strony natomiast mamy tzw. nurt „demaskatorski”, który czerpie pełnymi garściami z komunistycznej propagandy. Obydwa te nurty, powiem to ze smutkiem, dominują w przestrzeni publicznej, bardzo często posługują się argumentami, które nie mają realnego osadzenia w faktach historycznych. I to jest niewątpliwie problem.
PAP: Jaki jest zatem obiektywny obraz Żołnierzy Wyklętych?
Dr Tomasz Łabuszewski: Zastanawiając się nad próbą zdefiniowania tego zjawiska, trzeba sięgnąć do pewnych ocen, które były formułowane przez 45 lat komunistycznej propagandy. Tak naprawdę bowiem to one do dziś niestety wyznaczają pewne trendy i trzeba elementy owej narracji sukcesywnie rozbrajać.
Żołnierze Wyklęci to przede wszystkim ludzie kontynuujący walkę o niepodległość Polski, którzy zaczynali ją toczyć bardzo często na początku II wojny światowej. Stwierdzenia, że mówimy o drugiej konspiracji albo konspiracji powojennej, są określeniami ahistorycznymi i nienaukowymi. Konspiracja, którą określamy mianem Żołnierzy Wyklętych, to konspiracja niepodległościowa o obliczu antykomunistycznym, która wcale nie zaczęła się po zakończeniu II wojny, tylko w sposób płynny zmieniła swoje oblicze z oblicza antyniemieckiego właśnie na antykomunistyczne. W mojej opinii stało się to w połowie 1943 r., po zerwaniu stosunków dyplomatycznych przez sowiecką Rosję z rządem polskim na uchodźstwie. Jeżeli mamy w przestrzeni publicznej próby przeciwstawiania etosu żołnierzy Armii Krajowej etosowi Żołnierzy Wyklętych, to jest to również całkowicie nienaukowe stwierdzenie, bo mówimy tak naprawdę o jednym i tym samym środowisku.
Do której grupy mamy zaliczyć Macieja Kalenkiewicza, Komendanta Okręgu Wileńskiego, który zginął pod Surkontami 21 sierpnia 1944 r., w trakcie walki z NKWD? Czy według zwolenników tezy o dwóch konspiracjach, niemających ze sobą żadnego związku, Kalenkiewicz był Żołnierzem Wyklętym, czy też nie? Moim zdaniem należy do zbiorowości podziemia antykomunistycznego, które walczyło od 1943 r. najpierw z czerwoną partyzantką, następnie z NKWD, a później z Armią Czerwoną i polskimi formacjami komunistycznymi na terenie Polski, aż do połowy lat pięćdziesiątych.
PAP: Często mówi się również o tym, że tak naprawdę mamy do czynienia z niewielką grupą walczących. Wobec tego jak wygląda rzeczywista skala podziemia antykomunistycznego?
Dr Tomasz Łabuszewski: Przeciwnicy uważają, że mówimy o zjawisku absolutnie marginalnym, zbudowanym przez ludzi zdemoralizowanych wojną, niemających żadnych wyższych celów, tylko walkę zbrojną wynikającą z tego, że nic innego robić już nie potrafili. Według mnie to absolutnie fałszywa – nienaukowa ocena.
W szczytowym okresie akcji „Burza” Armia Krajowa liczyła do 400 tys. żołnierzy. Była prawdziwą armią polską w konspiracji. W okresie największego nasilenia działań powstańczych przeciwko władzy komunistycznej mamy w szeregach konspiracji do 200 tys. żołnierzy. Krytycy tego zjawiska, którzy chcą w sztuczny sposób ograniczyć jego zasięg, twierdzą, że ten gigantyczny spadek między latem 1944 a latem 1945 r. był wynikiem braku akceptacji dla kontynuowania tej formy konspiracji wojskowej, która miała oblicze antykomunistyczne. Zapominają jednak o tym, że akcja „Burza” kosztowała tak naprawdę Armię Krajową blisko 100 tys. ofiar, a samo Powstanie Warszawskie oznaczało kilkadziesiąt tysięcy zabitych, nie mówiąc już o wziętych do niewoli. Ten spadek, owszem, wynika również z faktu, iż ludzie zdecydowali się zakończyć swoją działalność niepodległościową, ale w znacznym procencie wynika jednak ze strat poniesionych przez AK w ramach akcji „Burza” oraz represji strony komunistycznej. Okręg Lubelski AK tylko w ciągu kilku miesięcy drugiej połowy 1944 r. stracił do 20 tys. aresztowanych, Okręg Białostocki AK – co najmniej 10 tys., Podokręg Rzeszowski według ocen formułowanych przez Łukasza Cieplińskiego do końca roku stracił blisko 20 tys. ludzi – w tym aresztowanych, zdekonspirowanych, zmuszonych do ucieczki.
Spośród tych 200 tysięcy ok. 20 tys. konspiratorów służyło w oddziałach partyzanckich. Jeżeli spojrzymy np. na Powstanie Styczniowe, to są to podobne liczby – wówczas przez szeregi powstańcze przewinęło się ok. 200 tys. ludzi, a w poszczególnych oddziałach powstańczych nie służyło jednorazowo więcej niż 30 tys. ludzi. Pamiętajmy jednak, że mianem żołnierzy wyklętych określamy nie tylko członków wspomnianych oddziałów bojowych, ale wszystkich konspiratorów działających na bardzo różnych płaszczyznach – propagandowej, informacyjnej, wywiadowczej.
PAP: Czy działalność Żołnierzy Wyklętych wpisuje się w nurt powstania antykomunistycznego?
Dr Tomasz Łabuszewski: Krytycy tego zjawiska oraz przeciwnicy przypisywania mu jakiejś specjalnej wagi w najnowszej historii Polski twierdzą, że ten wysiłek zbrojny nie miał nic wspólnego z powstaniem antykomunistycznym. Jako głównych argumentów używają hasła ograniczonego poparcia społecznego, rozdrobnienia organizacyjnego i braku jednolitego dowództwa. Jednak gdy spojrzy się na definicję powstania, to żaden z tych argumentów nie ma racji bytu. Dlaczego np. powstanie w Pradze, które trwało dwa dni, jest określane tym mianem i nikt tego nie dyskwalifikuje? Tak samo powstanie w Paryżu w 1944 r., które miało miejscami groteskowy wymiar, również to miano nosi. Warto się nad tym zastanowić, z czego ta krytyka wynika, bo w sensie naukowym nie ma ona zupełnie żadnego uzasadnienia.
PAP: Czy Żołnierze Wyklęci to faktycznie środowisko o jednolitych, określonych, poglądach politycznych?
Dr Tomasz Łabuszewski: Kolejnym koronnym argumentem, który ma dezawuować znaczenie tego zjawiska, to argument o jednolitym „faszystowskim” obliczu Żołnierzy Wyklętych. To zupełna bzdura, ponieważ mówimy o zjawisku bardzo różnorodnym pod względem politycznym: od skrajnej prawicy po ludzi związanych z lewicą. Znajdują się tam przedstawiciele wszystkich ugrupowań politycznych, które tworzyły Polskie Państwo Podziemne, a wcześniej działały w II Rzeczypospolitej. Dlaczego obecna lewica nie chce sobie z tego środowiska wybrać ludzi, którzy ewidentnie odwoływali się w swojej działalności do jej tradycji? Jest to pytanie do przedstawicieli tego ugrupowania, ja tego po prostu nie rozumiem.
Kolejny argument, który był i do dziś niestety jest używany przeciwko Żołnierzom Wyklętym, dotyczy składu społecznego owej konspiracji. Przez kilkadziesiąt lat komunistycznej propagandy ukuło się tezę, że byli to ludzie związani głównie z tymi grupami społecznymi, które straciły materialnie na rewolucji wprowadzonej przez Rosję sowiecką do Polski. Nic bardziej bzdurnego, ponieważ mówimy o prawdziwej chłopskiej Wandei. To jest powstanie antykomunistyczne złożone w 80 proc. z polskich chłopów z domieszką robotników. Oznacza to, że podstawową bazę konspiracji antykomunistycznej stanowią dwie, używając języka marksistowskiego, klasy społeczne, w których imieniu władza komunistyczna miała sprawować władzę w Polsce. Przedstawicieli oficerów zawodowych i ziemiaństwa można liczyć w promilach, nawet nie w procentach.
PAP: Jak należy się odnieść do zarzutu o demoralizacji struktur podziemia antykomunistycznego?
Dr Tomasz Łabuszewski: Problem dotyczący tzw. demoralizacji struktur antykomunistycznych jest stawiany na zasadzie antytezy dla rzekomego braku demoralizacji w okresie funkcjonowania Armii Krajowej. Należy jednak na to spojrzeć w sposób rzeczowy i obiektywny. I w jednym, i drugim przypadku mówimy o armii ochotniczej. To nie było prawdziwe wojsko i nie należy mu przypisywać pewnych norm, które są typowe dla armii z jej regulaminami i zdolnością do wyciągania konsekwencji wobec podkomendnych.
Problem demoralizacji towarzyszył Armii Krajowej przez cały okres okupacji niemieckiej w podobnym wymiarze, jak w konspiracji antykomunistycznej. Twierdzenie, że coś się zmieniło, i to ewidentnie na gorsze, jest po prostu twierdzeniem nienaukowym. Mamy niezwykle liczne przypadki wykonywania wyroków śmierci w okresie okupacji niemieckiej z powodu przestępstw kryminalnych szeregowych członków Armii Krajowej. Mamy podobną liczbę przypadków wykonywania wyroków w okresie konspiracji antykomunistycznej.
PAP: Ale czy dowódcy organizacji antykomunistycznych karali za zachowania patologiczne?
Dr Tomasz Łabuszewski: W każdej organizacji masowej występują patologie i twierdzenie, że żołnierze podziemia antykomunistycznego to była gromada skautów albo ministrantów, którzy nigdy nie popełnili żadnej zbrodni, jest nieprawdą. Natomiast stwierdzenie, że ten problem nadaje całemu zjawisku pewną twarz, jest równie nieprawdziwe. Uczciwe stawianie tego problemu wymagałoby właśnie pytania, czy patologie we własnych szeregach były ścigane przez dowództwa organizacji antykomunistycznych. Jeżeli by nie były ścigane, to wtedy oznaczałoby, że te dowództwa biorą za owe patologie odpowiedzialność, że mówimy o organizacjach quasi-przestępczych.
Tymczasem nic takiego się nie działo. Wystarczy sięgnąć do dokumentacji oddziałów partyzanckich, żeby dostrzec, że we wszystkich organizacjach, które odwoływały się do idei niepodległościowej, ten problem był stawiany i było wiele wydanych z tego powodu wyroków śmierci. Twierdzenie, że mówimy o organizacji o charakterze patologicznym, jest po prostu z gruntu nieprawdziwe i ma w mojej ocenie podtekst polityczny.
Dochodzi do tego jeszcze jeden ciekawy element, o którym krytycy tego zjawiska właściwie nigdy nie mówią – fakt, że konspiracja antykomunistyczna zwalczała pospolity bandytyzm po wojnie. Z racji tego, że formacje komunistyczne, które ustawowo były odpowiedzialne za przestrzeganie porządku publicznego, zajmowały się zwalczaniem przeciwników politycznych, to konspiracja niepodległościowa pilnowała, żeby chłopi nie wyrąbywali Lasów Państwowych, ścigała przestępców pospolitych. Kiedy przegląda się meldunki, zwłaszcza struktur poakowskich, można zauważyć, że niekiedy główna aktywność bojowa funkcjonujących oddziałów dotyczyła właśnie tej sfery – nie zwalczania przeciwników politycznych, tylko utrzymania porządku.
PAP: Gen. Leopold Okulicki 19 stycznia 1945 r. wydał rozkaz o rozwiązaniu Armii Krajowej. Czy postawa związana z prowadzeniem dalszej walki nie była w pewnym sensie złamaniem tego rozkazu?
Dr Tomasz Łabuszewski: Pytanie o ten rozkaz gen. Okulickiego i powoływanie się na niego również zawiera tylko część prawdy. Chcę tylko przypomnieć, że Okulicki wydał tego dnia trzy rozkazy, a nie jeden. W drugim rozkazie, skierowanym wyłącznie do dowódców organizacji akowskich, zalecił utrzymanie skadrowanych sztabów, sieci łączności, wywiadu oraz magazynowanie broni. Ten rozkaz był podyktowany względami politycznymi – chodziło o wytrącenie argumentu, iż AK walczy z sojusznikiem naszych sojuszników. Nie oznaczał on jednak wygaszenia walki zbrojnej na rzecz wolnej Polski, której przecież dalej nie było. Nie wygasła więc misja walki o nią. Trzeba pamiętać, że rozkaz ten został wydany w momencie, kiedy jedynym prawowitym polskim rządem uznawanym na arenie międzynarodowej, choć z wyjątkiem Związku Sowieckiego, był Rząd Polski na Uchodźstwie, a wszystkie struktury budowane przez PKWN od stycznia 1945 r. były rozwiązaniami uzurpatorskimi i nie miały charakteru prawnego. Wobec tego trzeba spojrzeć szerzej na to, co działo się w roku 1945.
PAP: W tym czasie przedstawiciele Polskiego Państwa Podziemnego stali się celem akcji represyjnych ze strony władzy komunistycznej…
Dr Tomasz Łabuszewski: W poczuciu odpowiedzialności za swoich podkomendnych dowódcy różnych szczebli starali się tych ludzi zwyczajnie chronić. Każdy człowiek ma prawo do samoobrony i to, co działo się w Polsce w 1945 r., jest moim zdaniem takim odruchem samoobrony ze strony społeczeństwa polskiego. To, że nie było jednolitego dowództwa obejmującego wszystkie inicjatywy, jest wynikiem bardzo wielu czynników, o których można byłoby długo opowiadać. Pierwszym momentem, w którym nastąpiło pewne przesilenie w funkcjonowaniu konspiracji zbrojnej na terenie Polski, był upadek Powstania Warszawskiego i de facto dezintegracja komendy głównej AK. Tylko część jej członków wyszła z ludnością cywilną, ale definitywne uderzenie we wszystkie struktury Polskiego Państwa Podziemnego nastąpiło w końcu marca 1945 r. Z rozkazów, które pozostawił po sobie gen. Leopold Okulicki, w sposób wyraźny wynika, że zamierzał on kontynuować konspirację, tylko w innej formie. Miała być to organizacja o innej nazwie, na pewno nie miała nią być Organizacja „Nie”, która była szykowana na moment wkroczenia Armii Czerwonej. Jaka miała być ta organizacja? Tego już się niestety nie dowiemy.
PAP: Jednak temat Żołnierzy Wyklętych wzbudza duże emocje, pobudza do dyskusji…
Dr Tomasz Łabuszewski: Odnoszę jednak wrażenie, że dyskusja o Żołnierzach Wyklętych w gruncie rzeczy jest dyskusją zastępczą, w której żołnierze stali się katalizatorem dyskusji na temat tego, czym była komunistyczna Polska.
Tymczasem mówimy o zjawisku, które trwale wpisuje się w tradycję insurekcyjną XIX wieku. Jeżeli spojrzymy na mapę zaangażowania konspiracji antykomunistycznej w pewnych regionach i spojrzymy na mapę Powstania Styczniowego, to zobaczymy, że są to dokładnie te same tereny. Świadczy to o tym, że tradycje narodowowyzwoleńcze dla pewnych środowisk były niezwykle ważne i były przekazywane z pokolenia na pokolenie. Apelowałbym do wszystkich dyskutantów, żeby w dyskusji uwzględniali tę konstatację.
To oczywiście logicznie implikuje konieczność nazwania strony przeciwnej w sposób odpowiedni – ci którzy, wprowadzali rządy komunistyczne w Polsce, byli zwyczajnie zdrajcami państwa polskiego. Ten opór w uhonorowaniu Żołnierzy Wyklętych wynika, według mnie, głównie z niechęci pewnych środowisk przyznania się do tego, że polskie komunistyczne dziedzictwo jest dziedzictwem zdrady narodowej.
PAP: Co zatem należałoby zrobić, żeby ten obraz Żołnierzy Wyklętych zobiektywizować?
Dr Tomasz Łabuszewski: Uważam, że dla stworzenia właściwego obrazu tego zjawiska potrzebna jest po prostu rzetelna praca naukowa, która później powinna być przenoszona na grunt popkultury, a nie odwrotnie. Mam takie wrażenie, że obecnie księgarnie są zapełnione różnego rodzaju publikacjami, które w gruncie rzeczy nie wnoszą wiele nowego, lecz są rodzajem wielokrotnego, niekiedy dosyć bezrefleksyjnego, przeżuwania podanych wcześniej treści.
Problem polega również na tym, że co prawda krytyków tego zjawiska mamy co niemiara, ale rzetelnych badaczy wprost przeciwnie. Jeżeli spojrzymy na dorobek placówek uniwersyteckich, to okazuje się, że praktycznie w żadnej z nich badań na ten temat się nie prowadzi. To jest zasadne pytanie do środowiska naukowego, dlaczego tak się dzieje, że nie ma badań ani cząstkowych na poziomie prac magisterskich, ani doktorskich? To samo zresztą dotyczy Armii Krajowej. Formułowany przez środowisko naukowe zarzut, że Instytut Pamięci Narodowej zmonopolizował badania na ten temat, jest nieprawdziwy i ma na celu ukrycie własnych zaniechań.
Historia jest w coraz większym stopniu zjadana przez politykę, staje się funkcją bieżących akcji politycznych. Dzieje się to ze szkodą dla autentycznych badań naukowych, ponieważ powstają książki, których nikt nie recenzuje, jeżeli zawierają elementy niepasujące do jakiejś bieżącej narracji. Na płaszczyźnie publicystyki historycznej także brakuje rzetelnej dyskusji naukowej opartej na faktach, a nie na zaczerpniętych z publikacji prasowych doniesieniach, które z faktami nie mają za wiele wspólnego. Dominuje za to pogoń za tanią sensacją.
PAP: Zatem jakie obszary badawcze związane z podziemiem antykomunistycznym nadal czekają na badania naukowe?
Dr Tomasz Łabuszewski: Z całą pewnością potrzebne są badania naukowe dotyczące poszczególnych nurtów w konspiracji antykomunistycznej. Rozmawiamy w 2020 r. i okazuje się, że poza pierwszą próbą opisania historii głównej organizacji nurtu narodowego – Narodowego Zjednoczenia Wojskowego – żadna inna formacja nie doczekała się syntetycznej monografii. Ani Zrzeszenie „Wolność i Niezawisłość”, ani Delegatura Sił Zbrojnych na Kraj takich monografii nie mają. Co prawda, niektóre organizacje tzw. nurtu inicjatyw lokalnych doczekały się monografii, ale już np. Ruch Oporu Armii Krajowej, który występował w różnych postaciach w różnych częściach kraju, też takiej monografii nie ma.
Potrzebne są rzetelne badania naukowe, które sprawią, że dyskusja na ten temat nabierze rzeczowego charakteru, a przestanie być przysłowiowym okładaniem się kłonicami w błocie, bo to niczemu nie służy. Wydaje mi się zresztą, że w tej chwili nastąpiła zmiana płaszczyzny konfliktu. Jeszcze 10–15 lat temu osią tego sporu tak naprawdę były życiorysy. Ludzie, którzy występowali przeciwko uhonorowaniu tego zjawiska, występowali w obronie życiorysów swoich rodziców, dziadków, którzy byli związani z władzami komunistycznymi, co było w gruncie rzeczy zrozumiałe. W tym momencie jednak wydaje mi się, że doszedł jeszcze nowy aspekt. Postawy Żołnierzy Wyklętych, z dosyć jednoznaczną gotowością do poświęcenia łącznie z ofiarą życia w walce o wolność ojczyzny, zwyczajnie nie pasują pewnym środowiskom, które głoszą pojęcie pełnej wolności człowieka nieobarczonego żadnymi obowiązkami; stają się po prostu anachroniczne, żeby nie powiedzieć groźne.
Więcej do przeczytania – w serwisie historycznym Dzieje.pl
kpc/PAP
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/historia/489207-historyk-uniwersytety-nie-prowadza-badan-wokol-wykletych