Polska odrodziła się nie mając własnego przemysłu zbrojeniowego, lotniczego, motoryzacyjnego, maszynowego, a w wielu tych dziedzinach – i kilku innych – stała się liderem. Weźmy taki przykład – jest szczyt wielkiego kryzysu gospodarczego, bezrobocie sięga 40 procent, a Polska wysyła na zawody samolotów turystycznych Challenge 1932 do Berlina sześć załóg i dwie zupełnie nowe konstrukcje – PZL-19 i RWD-6
— mówi portalowi wPolityce.pl Andrzej Fedorowicz, dziennikarz, pasjonat historii, autor książki „Druga Rzeczpospolita w 100 przedmiotach”.
wPolityce.pl: Gdyby miał pan wybrać pięć „przedmiotów pożądania” z czasów II RP to, co by to było?
Andrzej Fedorowicz: Czego pożądali ówcześni Polacy? Z pewnością zatańczyć na obrotowym parkiecie w Adrii przy muzyce orkiestry Golda i Petersburskiego, pójść do Cyrku Staniewskich i zobaczyć jego niezwykłe przedstawienia, posłuchać kantora w Wielkiej Synagodze na Tłomackiem, dostać autograf Jana Kiepury, przepłynąć się „Batorym” do Ameryki, pojechać „luxtorpedą” do Zaleszczyk, popędzić po bezdrożach motocyklem „Sokół”, zdobyć Państwową Odznakę Sportową, wjechać kolejką na Kasprowy, zapalić „Egipskiego”, dostać wejściówkę na proces Gorgonowej, kupić meble w stylu art deco autorstwa któregoś ze słynnych polskich projektantów… To chyba znacznie więcej niż pięć, ale takich rzeczy jest w mojej książce wiele. To były czasy nie tylko pięknych przedmiotów, ale również bardzo aktywnego spędzania wolnego czasu, było zresztą przy czym.
W pańskiej książce jest wiele niesamowitych historii. Jedną z nich jest opowieść o powstaniu kolejki na Kasprowy Wierch. Jak to możliwe, że przy użyciu ówczesnej technologii udało się ją zbudować w tak błyskawicznym tempie, w zaledwie 227 dni?
To była właśnie jedna z takich ułańskich szarż II Rzeczypospolitej, która dobrze oddaje charakter tego młodego i dynamicznego państwa, które rozpychało się łokciami w Europie i robiło bardzo wiele czasem dziwnych rzeczy, żeby świat o nim usłyszał. Nie zapominajmy, że kilka pokoleń Amerykanów, Francuzów czy Brytyjczyków żyło w świecie, w którym Polski nie było. Budowa kolei linowej na Kasprowy należy więc do tego samego rodzaju „wariactw”, co lot Orlińskiego do Tokio i z powrotem, wyprawa samochodem dookoła świata Jerzego Jelińskiego czy próba bicia rekordu świata w locie balonem stratosferycznym „Gwiazda Polski”, o których też piszę. Ale pytanie jest zasadne, bo jeśli chodzi o budowę kolei linowych to nie mieliśmy nic – doświadczenia, technologii czy nawet firm, które by się tego podjęły, wszystko powstawało na „pełnym spontanie”. To było w zasadzie pospolite ruszenie z całej Polski, prawdziwa wieża Babel, bo brali w tym udział zarówno cieśle z Podhala, furmani z Huculszczyzny czy kamieniarze spod łotewskiej granicy, mówiący zupełnie różnymi dialektami. Budowa była niezwykła, bo kiedy trzeba było podawać np. wodę, cement czy kamienie z Hali Gąsienicowej na szczyt Kasprowego, gdzie huculskie konie już dojechać nie mogły, budowniczowie tworzyli kilkukilometrowy ludzki łańcuch i podawali sobie to wszystko z rąk do rąk. Spano w górach, w namiotach lub szałasach, żeby nie tracić czasu na „chodzenie do pracy”. Tempo było niezwykłe, a liczącą w pewnym momencie nawet tysiąc ludzi ekipą zarządzało zaledwie dwóch kierowników. I dlatego od momentu wbicia pierwszej łopaty do wjazdu pierwszego wagonika na Kasprowy minęło niespełna osiem miesięcy. Czegoś podobnego nie dokonał ani wcześniej ani później już nikt. Co tylko udowadnia prawdziwość tezy, że jeśli się nie wie, że coś jest niemożliwe, to z pewnością uda się to zrobić.
Z których osiągnięć odrodzonej Polski możemy również dziś być dumni? W jakich dziedzinach nie zbliżyliśmy się nawet do sukcesów z tamtych czasów?
To, czego nie doceniamy w II RP, a czego bardzo nam dziś brakuje, to inwestycje w najnowsze technologie. Polska odrodziła się nie mając własnego przemysłu zbrojeniowego, lotniczego, motoryzacyjnego, maszynowego, a w wielu tych dziedzinach – i kilku innych – stała się liderem. Weźmy taki przykład – jest szczyt wielkiego kryzysu gospodarczego, bezrobocie sięga 40 procent, a Polska wysyła na zawody samolotów turystycznych Challenge 1932 do Berlina sześć załóg i dwie zupełnie nowe konstrukcje – PZL-19 i RWD-6. Wymagania techniczne były tak wyśrubowane, że do rywalizacji dopuszczono maszyny z jedynie sześciu państw – odpadli między innymi Brytyjczycy i Amerykanie. Po rezygnacji Włochów Żwirko i Wigura wygrali z Niemcami, światową czołówką, a przecież kilka lat wcześniej w ogóle nie mieliśmy przemysłu lotniczego. Ale nie była to wyłącznie sztuka dla sztuki – na bazie PZL-19 powstał później słynny bombowiec „Łoś” i projekty całej nowej generacji samolotów, których z powodu wybuchu wojny niestety nie udało się zrealizować. Podobnie było w przemyśle radiotechnicznym – warszawska wytwórnia AVA blisko współpracowała z wojskowym wywiadem, co zaowocowało między zbudowaniem słynnych „bomb” do złamania szyfrów Enigmy, przekazanych tuż przed wybuchem wojny Brytyjczykom. Polska miała też jedną z najsilniejszych na świecie stacji nadawczych radia w Raszynie pod Warszawą i jako jedno z pierwszych państw przeprowadziła masową radiofonizację w oparciu o tani odbiornik Detefon. Przykłady można by mnożyć, bo były przecież jeszcze słynne wynalazki z dziedziny metalurgii Tadeusza Sędzimira, „luxtorpeda”, Instytut Radowy czy laboratorium insulinowe Kazimierza Funka. To, co uderza to fakt, że większość tych rzeczy powstała w czasie Wielkiego Kryzysu. Polską odpowiedzią na problemy gospodarcze były właśnie inwestycje w nowoczesne technologie.
Dlaczego zabrakło w pańskiej książce „Szczerbca”? Był to symbol używany przez organizacje polityczne i społeczne Obozu Narodowego, który w II RP był najliczniejszym ruchem politycznym.
W książce nie opisuję symboli politycznych – to celowy zabieg, o czym piszę zresztą we wstępie. Polityczną historię II RP znamy dość dobrze i właśnie taki przekaz dominuje dziś w mówieniu i pisaniu o tamtych czasach. Natomiast moim zamiarem było pokazanie historii materialnej międzywojennej Rzeczypospolitej jako dowodu na niezwykłą kreatywność ówczesnych Polaków we wszystkich dziedzinach życia.
II RP, chociaż nie była krajem powszechnej szczęśliwości wciąż budzi fascynację. Dlaczego tak się dzieje?
Wciąż nie do końca uświadamiamy sobie fakt, że pokolenie, które w 1918 roku odzyskało niepodległe państwo, musiało de facto wymyśleć i zaprojektować je na nowo. I to nie tylko da siebie, ale też kolejnych generacji. Po 123 latach zaborów nie mieliśmy prawie nic z tego, co posiadały ówczesne państwa – podręczników szkolnych, mundurów wojskowych, własnej floty, portów, broni, planów rozwoju przemysłowego, architektury, prawa, masowych organizacji, państwowej propagandy, motocykli, samochodów, samolotów, narodowej drużyny olimpijskiej czy nawet łączącej ludzi z różnych dzielnic kultury masowej. Nie mieliśmy nawet akceptowanej przez wszystkich symboliki państwowej, gdyż Polska upadła jako monarchia, ale odrodziła się jako republika. To wszystko trzeba było dopiero stworzyć i pokolenie dwudziestolecia międzywojennego, mimo skrajnie trudnych warunków, zaprojektowało to państwo od nowa. Przez te 100 przedmiotów chciałem więc pokazać nie tylko wielką kreatywność, ale również niesamowitą barwność i dynamizm tej epoki, której symbolami były przecież zarówno regulujący zasady pojedynków kodeks honorowy Boziewicza jak i najmocniejsza w Europie radiostacja Polskiego Radia czy kolej linowa na Kasprowy Wierch. Wiele rzeczy zniknęło, ale bardzo wiele przetrwało. „Przygody Koziołka Matołka”, hit wydawniczy międzywojnia, doczekał się kontynuacji nawet w PRL-u podobnie jak elementarz Falskiego, z którego uczyło się ponad 60 roczników uczniów, aż do połowy lat 80. XX wieku, co jest światowym rekordem. Przeboje Warsa i Petersburskiego grane są do dziś. To pokazuje, jak wiele przetrwało z tej drugiej Rzeczypospolitej także w nas samych, bo przecież jako dzieci uczyliśmy się z takich samych książek, bawiły nas takie same komiksy i słuchaliśmy tych samych przebojów co nasi dziadkowie czy pradziadkowie.
Rozmawiał Tomasz Plaskota
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/historia/475262-fedorowicz-ii-rp-byla-w-wielu-dziedzinach-swiatowym-liderem