Krwawy chrzest. "Twierdza Wrocław – najdłużej broniące się miasto III Rzeszy – walczyło tak naprawdę o nic"

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. YouTube
Fot. YouTube

Proces w wyniku którego Breslau stało się ponownie Wrocławiem, oznaczał trzymiesięczną rzeźnię. Dla broniących twierdzy Niemców, ale przede wszystkim dla ludności cywilnej, już niekoniecznie niemieckiej. Jak wyglądało oblężenie miasta Richard Hargreave opowiada również ich słowami.

Rosjanie nawet w dziesięcioosobowych grupach polowali na dwunastoletnie dziewczynki, kobiety były gwałcone tak wiele razy, że trzeba je było zabierać do szpitali, gdyż ni były w stanie chodzić, nawet siedemdziesięciu- i osiemdziesięcioletnie staruszki nie zostały oszczędzone przez te bestie

– wspominał Hans Hoffmann, aptekarz. On akurat był Niemcem, co w tamtym czasie we Wrocławiu, czy właściwie wciąż w Breslau, nie było zresztą niczym szczególnym, ale nie pisze tu bynajmniej o Niemkach. Po zdobyciu miasta przez Armię Czerwoną, kobiety nie miały już narodowości.

Ale to był tylko finał. Wcześniej trwała wielomiesięczna bitwa o miasto, która rozciągając się od 13 stycznia do 6 maja 1945 roku pochłonęła ponad 25 tysięcy ofiar – znów w takim samym stopniu Niemców, Polaków i pochodzących z różnych nacji robotników przymusowych, a samo miasto w 70 procentach stało się morzem gruzów. Do ofiar ludzkich powinno się właściwie doliczyć jeszcze ok. 18 tysięcy, tych którzy w okresie zimowych mrozów zdecydowali się na ucieczkę z miasta. Opisy tej ucieczki są przytłaczające. Kobietom zdarzało się zostawiać w przydrożnych rowach zwłoki zmarłych z wymrożenia dzieci – nie miały jak ich pochować, a na dźwiganie jakiegokolwiek dodatkowego ciężaru same nie miały już siły. W gruncie rzeczy wszystkich wrocławian czekał podobny los. A najciekawsze, że Twierdza Wrocław – najdłużej broniące się miasto III Rzeszy (dłużej nawet niż Berlin!) walczyło tak naprawdę o nic. Rosyjski front był już tak rozległy, że samo miasto nie miało już poważniejszego znaczenia strategicznego.

Richard Hargreaves owszem, pisze sporo o strategii, kompetencjach dowódców, starannie lokuje sytuację Wrocławia na mapie ostatnich już walk II wojny światowej, ale tak naprawdę interesuje go coś zupełnie innego. Wykorzystując obficie wspomnienia, ówczesną prasę i różnego rodzaju raporty, kreśli niezwykle sugestywny i plastyczny obraz oblężonego miasta. Zazwyczaj niestety malowany krwią. Niejaka Inka Sawicka, sanitariuszka, wspominała:

Na wąskiej ławie, przy świetle świecy, bądź karbidowej lampy rowerowej – amputowano ręce, nogi, łatano twarze, czaszki, jamy brzuszne, wyjmowano niezliczone ilości odłamków. Na tej samej ławce zmieniano opatrunki, najczęściej ropne. Na tej samej ławce kładziono potem rannego, a krew z niego chlustająca oblewała ratujących. Często byliśmy tak oblepieni krwią, że koszule kleiły nam się do ciał.

A jednak w tej jatce przez dłuższy czas chodziły tramwaje, wychodziła gazeta, nie brakowało alkoholu, a nawet – co najdziwniejsze – prostytutek”. Hargreaves stara się wytłumaczyć funkcjonowanie straszliwie niszczonego miasta, w sposób bodaj najciekawszy – za pomocą historii konkretnych ludzi. I nie jest to bynajmniej prosty zabieg, by poruszyć czytelnika. To świetne studium psychiki ludzi, którzy od pewnego momentu są już pewni, że nie przeżyją.

Richard Hargreaves Ostatnia twierdza Hitlera. Breslau 1945

Wyd. Rebis

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych