Król zbiegł nocą z 18 na 19 czerwca 1574 r. W swojej komnacie na wawelu zostawił kilka listów „pożegnalnych”
— na łamach tygodnika „wSieci” Tomasz Łysiak przypomina niezwykle aktualną historię ucieczki króla Henryka Walezego.
W swoim eseju malowniczo przypomina szczegóły i kulisy tamtych wydarzeń:
Za władcą ruszyła pogoń, Polacy starali się schwytać uciekającego monarchę. Gdy podkomorzy krakowski Jan Tęczyński wjechał do Oświęcimia, Francuzi wymknęli się właśnie z drugiej strony miasteczka, a po przejechaniu przez most na Wiśle znaleźli się na ziemi śląskiej. Natychmiast porąbali przeprawę siekierami. Fragmenty mostu runęły do wody. W tejże chwili na polskim brzegu pojawił się starosta oświęcimski. Widząc, co się stało, zrzucił ubranie, wskoczył w nurt rzeki i płynąc nagusieńki wołał: „Serenissima Majestas, cur fugis?”. Do dziś nie wiadomo, w jakim języku krzyczał za władcą. Niektórzy podają polską wersję: „Najjaśniejszy panie, czemu uciekasz?”. Właściwie to wszystko jedno – Henryk Walezy słabo znał łacinę, trochę mówił po włosku, a polszczyzny nie rozumiał ni w ząb
— czytamy.
Łysiak w swojej zabawie historią znajduje zaskakująco wiele analogii między Henrykiem Walezym a dzisiejszą postawą Donalda Tuska. Jednym z przykładów są negocjacje, jakie z niedoszłym jeszcze królem prowadziła szlachta.
Henryk kręcił nosem i niektóre punkty niezbyt mu się podobały. Wówczas Jan Zborowski miał rzec do francuskiego królewicza: „Si non jurabis, non regabis”, czyli: „Jeśli nie przysięgniesz, nie będziesz panował”. Także i to zdanie związane z panowaniem Walezjusza na polskiej ziemi przyszło mi zupełnie przypadkiem do głowy, kiedy usłyszałem, jakoby Najjaśniejszy Elekt, paktując o swym stanowisku przewodniczącego Rady Europejskiej, zgodził się na żądania angielskie, by spuścić z tonu, jeśli chodzi o ochronę emigrantów polskich na Wyspach. Ale wiadomo: „Si non jurabis”…
— pisze.
Również „piarowsko”-aktorskie talenty wydają się skądś znajome…
Król „odgrywał” władcę najlepiej, jak umiał. A zdolności aktorskie miał nieprzeciętne. Już jako dzieciak, figlując z braćmi, potrafił doskonale udawać księży, przedrzeźniać liturgiczne zachowania i robić żarciki ze wszystkiego. Na przykład hostię zwał dla kawału „białym Jasiem”. Gdy był starszy, przedrzeźniał z ko- lei protestantów, małpując ich zachowania i gesty, czym raz doprowadził do spięcia na dworze, gdy regentka Katarzyna przyjmowała hugenockich oficjeli
— opowiada Łysiak.
A i z zachowań politycznych Walezego „najjaśniejszy pan” AD 2014 czerpał pełnymi garściami…
Młody Henryk Walezy nauczył się od swej matki jeszcze jednego – tego, że władca nie może się otaczać ludźmi zbyt utalentowanymi. Grono współpracowników powinno być biegłe w swej sztuce, sprawne, ale nigdy takie, by mogło w jakiś sposób przyćmić najważniejszą osobę
— czytamy.
Kolejna analogia - słabość do mało dworskich rozrywek… I rozgrywek…
„Zgorszenie wywołał również fakt, że król grywał w piłkę ze swymi towarzyszami; grać zresztą miał nie tylko w piłkę, lecz i w kości czy karty, przegrywając sporo” – zauważył Grzybowski. Cygar wtedy nie palono, ale Jean Nicot przywiózł w 1560 r. na dwór francuski ziarna tytoniu, prezentując je matce Henryka Katarzynie Medycejskiej
— przypomina Łysiak.
I puentuje:
A prawem zabaw z podróżą w czasie, może nad Wisłą, w okolicach Oświęcimia – tam, gdzie był ów most, przez który umykał Walezjusz – będzie teraz nocami słychać smętne wołanie starosty: „Najjaśniejszy Panie, czemu uciekasz?”
— kończy.
Całość porównań i analogii - w znakomitym eseju Łysiaka na łamach „wSieci”. Polecamy!
svit
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/historia/213116-najjasniejszy-panie-czemu-uciekasz-tomasz-lysiak-we-wsieci-niezwykle-aktualna-historia-wyjazdu-walezego