Komuniści w łagrach. ,,Lecz na piersi wykułem Stalina...’’

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
fot. youtube.com
fot. youtube.com

Konsolidacja systemu stalinowskiego w latach trzydziestych wiązała się z powstaniem nowej hierarchii społecznej. Będąca na jej szczycie nomenklatura otrzymała dostęp do materialnych przywilejów rozdawanych przez państwo.

Lecz na piersi wykułem Stalina twarz bo wierzyłem, że rację ma wódz

Pozostała część hierarchii musiała zadowolić się obietnicą, że dostanie to wszystko w przyszłości, już po zbudowania komunizmu. W skład nowej hierarchii społecznej wchodziły elity partyjne i gospodarcze oraz oficerowie wojska i tajnej policji.

Życie nowej elity charakteryzowało odejście od postawy ascetycznej, tak charakterystycznej dla pierwszych  lat po rewolucji,  lat walki o władzę, na rzecz kultury konsumpcyjnej, zaczęto dbać o rzeczy przyziemne. Zwiększono inwestycje w branżach produkujących artykuły konsumpcyjne, zaopatrzenie w produkty użytku domowego. Rosła przystępność dóbr luksusowych. System dbał o to, aby nowa elita była zadowolona;

życie stało się lżejsze, życie stało się weselsze’’.

Spora część nowej elity po Wielkiej Czystce znalazła się w łagrach. Nie byli oni oczywiście ani największą z grup represjonowanych ani najliczniejszą (każda osoba aresztowana z tej grupy, zwykle ,,pociągała’’ za sobą wiele innych, niżej od niej stojących osób)

Oczywiście w nowej elicie znaleźli się zarówno prawdziwi komuniści (Aleksander Sołżenicyn określił ich mianem ,,prawowiernych’’), karierowicze, jak i zwykli ludzie. Różnie się oni, czy to w czasie śledztwa czy już w obozie, zachowywali, różnie tłumaczyli swój los.Właśnie z tego powodu najciekawszą grupę stanowią komuniści.

Ci komuniści bezkrytycznie przyjmujący wszystko co partia powie, piętnujący wczorajszych przyjaciół , dziś aresztowanych za wysługiwanie się ,,luksemburskim imperialistom’’, żądających w masowych wiecach kary śmierci dla zdrajców Ojczyzny, wcześniej czy później znaleźli się także w łagrach. To jak się zachowywali wcześniej (przed aresztowaniem) i już w obozie, wreszcie jak tłumaczyli sobie swoją obecną sytuację, pozwala na podzielenie ich na następujące grupy:

  1. Ludzi uważających, że rządy Stalina są kontrrewolucją, odejściem od leninowskich norm; ich aresztowanie za Lenina byłoby nie do pomyślenia

  2. Ludzi uważających, że wśród najbliższego otoczenia Stalina doszło do kontrrewolucji – streścić to można powiedzeniem ,,car dobry, urzędnicy źli’’, łatwiej było myśleć, że Stalin został oszukany niż wyzbyć się wiary w niego

  3. Ludzi bezkrytycznie ufających partii pomimo aresztowania, tłumaczących sobie aresztowanie pomyłką (,,tylu wrogów dookoła, zdarza się przecież aresztować niewinnego’’ czy ,,gdzie drwa rąbią tam wióry lecą’’

Oczywiście żadna z tych grup nie była więźniami politycznymi sensu stricto (chociaż w przeważającej części skazana z ,,politycznego’’ artykułu 58). Zostali aresztowani i skazani, tak jak miliony innych obywateli Związku Sowieckiego, w ramach ,,zaostrzania się walki klasowej’’.

Tak jak komuniści z grupy 1 i 2 mieli jakieś racjonalne dla siebie wytłumaczenie aresztowania, tak dla ludzi z grupy 3 wytłumaczenie, o ile mogło być racjonalne na samym początku, tak im dłużej siedzieli w łagrze, pozbawieni wszelkich nadziei na zwolnienie, stawało się pretekstem do obwiniania siebie, wyszukiwania w swoim życiu, jakiegoś kontrrewolucyjnego epizodu. Paradoksalnie: by wybielić partię przed samym sobą musieli w sobie znaleźć winę. Jakaś kontrrewolucyjna rozmowa, jakiś gest (Czy samo zastanawianie się nad tym dlaczego ich aresztowano nie było już przestępstwem; wątpieniem w słuszność postępowania partii?) Musieli to zrobić by nie stracić wiary w partię. Tak jak łatwiej było myśleć, że Stalin został oszukany niż wyzbyć się wiary w niego, tak samo łatwiej było uwierzyć w to, że popełniło się jakiś błąd (który doprowadził do aresztowania) niż w to, że całe życie oparte na wierze w partię okazało się błędem.

Takie tłumaczenie bardzo przypomina przejście do porządku dziennego nad kwestią terroru w Związku Sowieckim jakie miało miejsce wśród wielu zachodnioeuropejskich intelektualistów: ważniejsza dla nich była wiara w to, że socjalistyczny eksperyment, któremu kibicowali, może przynieść szczęście ludzkości niż przyznać się, że ich zaangażowanie we wspieranie bolszewizmu było błędem.

W końcu dochodzili do wniosku, że są winni (przecież zbuntowali się w duchu na sam fakt aresztowania a nie aresztowano ich bezpodstawnie, skoro się zbuntowali tzn. nie w pełni byli ludźmi sowieckimi; reakcją na ich aresztowanie nie powinno być oburzenie; „Bać się może tylko wróg, który boi się zdemaskowania”, człowiek niewinny się nie boi) nie do końca przecież zaufali władzy. Być może ich aresztowanie na tym etapie jakiegoś śledztwa (w końcu dookoła tyle spisków!) wymaga ich udziału, ich zeznań. Śledczy wytłumaczył Eugenii Ginzburg jaką postawę w czasie śledztwa powinien przyjąć prawdziwy komunista:

Wygłasza w natchnieniu całe przemówienie – niemal dziesięciominutowe, którego sens sprowadza się do tego, jak niewłaściwe jest moje zachowanie. Przecież nie trafiłam do lochów gestapo. Tam to wszystko byłoby na miejscu: dumne milczenie, odmowa zeznań, nieujawnianie nazwisk. Ale tu jestem w swoim więzieniu. Major wyraża pewność, że mimo ciężkich błędów, które popełniłam, w głębi duszy pozostałam komunistką. Należy więc złożyć broń, uklęknąć przed partią, wymienić nazwiska tych, którzy popchnęli moją pełną pasji emocjonalną naturę do współpracy ze stęchłym podziemiem (…) Wczoraj major rozmawiał telefonicznie z towarzyszem Aksionowem. Ten – uczciwy członek partii – ciężko to przeżywa, zwłaszcza gdy widzi, że jego żona coraz bardziej się pogrąża przez niewłaściwą, czy wręcz – tu major nie będzie owijał słów w bawełnę – całkiem nieradziecką postawę.

Prawdziwy komunista powinien w trakcie śledztwa współpracować. Nie dość, że sam się przyznać (do win niepopełnionych) to jeszcze podać nazwę organizacji, wymienić najwięcej jak najwięcej jej członków – absurd tego wykazał znajomy z celi Weissberga-Cybulskiego, który na pytania śledczego o członków jego ,,siatki’’ wymienił wszystkich lekarzy w mieście, co siłą rzeczy musiało ograniczyć aresztowania – słowem: wykonać całą pracę za śledczego. Taka postawa już na etapie śledztwa, co prawda nie ma żadnego wpływu na wyrok (ten zapadł już wcześniej i gdzie indziej), lecz może sprawić wrażenie, że współpraca z Organami daje możliwość pozostania ,,radzieckim człowiekiem’’

Wiara w to, że po skończeniu śledztwa, po odegraniu swojej roli w procesie (jeśli taka była wyznaczona; częściej był to udział w konfrontacji) zostaną zwolnieni (jeżeli nie doszli tego etapu, że są naprawdę winni i kara słusznie im się należy), w końcu wiara w to, że ich aresztowanie jest zwykłą pomyłką i wszystko się wkrótce wyjaśni, była podbudowana wszelkimi dochodzącymi do nich z zewnątrz znakami. Jak więzień oczekujący na amnestię, każdy znak (nawet na nią niewskazujący) tłumaczy sobie jej nadchodzeniem, tak oni każdy sygnał (a do więzienia czy do obozu dochodziło ich mnóstwo) jaki do nich docierał tłumaczyli na swój sposób.

Także przekonanie o swej niewinności (do czasu aż przekonało się, że jest się w jakiś sposób winnym) i możliwości oczyszczeniu się przed partią odgrywało niebagatelną rolę w podejmowaniu współpracy ze śledczymi. Więzień niewspółpracujący; uchylający się od odpowiedzi śledczego od razu pokazuje, że coś może mieć na sumieniu. A niewinność łatwo wykazać szczerze odpowiadając na zadane przez śledczego pytania. Przekonanie o niewinności nie zawsze wygrywało z logiką, z tym, że reżim nie aresztuje winnych, tylko dokonuje zatrzymań z jakiegoś klucza (podwładny X, znajomy Y). Tym bardzie chciało się wierzyć, że śledztwo wszystko wyjaśni. To, że wokół tylu znajomych aresztowano nic nie musiało tłumaczyć (,,może nie znaliśmy ich tak dobrze, może jednak byli winni?’’). Nie wyobrażano sobie, że reżim aresztuje tylu niewinnych (w świecie przenikniętym propagandą mówiącą, że za każdym załomem czai się wróg można to było jakoś zrozumieć). Znowu pojawia się analogia z zachodnimi intelektualistami: zbrodnie były tak wielkie, że nie sposób było w nie uwierzyć. Tym samym również można tłumaczyć irracjonalne powroty dyplomatów Związku Sowieckiego ze swoich placówek do Moskwy (przypuszczali co ich po powrocie czeka, a mimo to wracali).

Oficer szkolący Wiktora Suworowa (bodajże był to pułkownik Krawcow) w sowieckim wywiadzie opowiadał mu o tym, dlaczego agenci ich wywiadu tak rzadko przechodzą na stronę wroga. Otóż, w swojej ojczyźnie są oni na samym wierzchołku nomenklatury, przysługują im wszelkie przywileje itd. Znają swoją wartość i państwo ją docenia. Mają świadomość tego, że stoją o wiele wyżej niż zwykli obywatele sowieccy. Natomiast po zdradzie, nawet jeśli uda im się uciec na Zachód i przeżyć, to stają się dokładnie takimi samymi obywatelami jak obywatele państw zachodnich Wielu takiego spadku w hierarchii psychicznie nie wytrzymuje.

A może chodziło tylko o to co Jarosław Abramow-Newerly zawarł w zakończeniu ,,Aliantów’’ Związek Sowiecki wysyła do Stanów samolot, w którym przekazuje amerykańskich pilotów, którzy awaryjnie lądowali na terytorium Sowietów. Jako, że byli tam przetrzymywani w więzieniu i torturowani, Stalin nie mógł dopuścić aby ich relację, z tego co przeżyli u sojuszników. Dla uwiarygodnienia lotu do samolotu wsadzono dwóch starej daty bolszewików. Dzięki przezorności jednego z amerykańskich pilotów wykryto i udaremniono próbę zamachu. Gdy o tym się dowiedziano dwóch komunistów zastanawia się czy wracać do kraju (doszli do wniosku, że w tym samolocie nie umieszczono ich przypadkowo):

Żarow-Łazorowskij radził Babadżianowi zrobić to samo, ale generał wahał się. Zostawił w Moskwie żonę i córkę. Na argumenty, że Stalin go zgładzi, odpowiedział z chłopską pokorą: - Niech zgładzi. Pies go je***. Bez partii nie życie.

Patryk Pietrasik

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych