Nie byłoby Powstania Warszawskiego bez Bitwy Warszawskiej

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
fot. PAP/Jakub Kamiński
fot. PAP/Jakub Kamiński

Kompletnym bezsensem jest przeciwstawianie „zwycięskiej” Bitwy Warszawskiej w 1920 r. „przegranemu” Powstaniu Warszawskiemu w 1944 r.

Jest bezsensem i wielkim moralnym nadużyciem, bo gdyby do wojny polsko-bolszewickiej, a szczególnie Bitwy Warszawskiej zastosować „realistyczne” podejście proponowane post factum dowódcom Armii Krajowej, żadnej zwycięskiej bitwy, a w konsekwencji całej wojny (zakończonej traktatem ryskim) w 1920 r. by nie było. Byłaby Polska Republika Rad lub jakieś karłowate państwo w granicach Kongresówki.

Co się działo w Polsce w lipcu i pierwszej połowie sierpnia 1920 r.? Nastąpiła kontrofensywa Armii Czerwonej, w wyniku której bolszewicy znaleźli się na przedpolach Warszawy, a Feliks Dzierżyński, Julian Marchlewski, Feliks Kon i Józef Unszlicht szykowali się do powołania rządu Polskiej Republiki Rad. Powstał sojusz niemiecko-sowiecki przeciwko Polsce, na mocy którego najpierw Niemcy oddawali bolszewikom miasta, z których się wycofywali, a po zwycięskiej wojnie bolszewicy mieli oddać Niemcom tereny należące do nich przed wybuchem I wojny światowej, utracone w wyniku traktatu wersalskiego. Wskutek wrogiej wobec Polski postawy rządu Niemiec blokowano transporty z zaopatrzeniem idące przez Gdańsk. Jakby tego było mało, na konferencji w Spa brytyjski premier David Lloyd George oddawał Polskę bolszewikom spodziewając się ich szybkiego zwycięstwa, narzucał wschodnią granicę na linii Curzona i już się oglądał na wielkie korzyści wynikające ze współpracy z Rosją Sowiecką po „rozwiązaniu kwestii polskiej”.

W wielu krajach Zachodu mobilizowano robotników i opinię publiczną przeciwko Rzeczpospolitej - pod hasłem „Ani jednego naboju dla pańskiej Polski”. Organizowano strajki i protesty przeciwko jakiejkolwiek pomocy dla Polski, w tym przeciw pomocy wojskowej. Nieprzychylną, a wręcz agresywną wobec naszego kraju politykę prowadził rząd Czechosłowacji (co skutkowało m.in. zajęciem Zaolzia), blokując dostawy broni i przemarsz oddziałów spieszących na pomoc Warszawie. W tej sytuacji w przeddzień Bitwy Warszawskiej (podczas rozmów w Mińsku) Sowiety zaproponowały Polsce warunki pokojowe, które de facto oznaczały likwidację suwerennego państwa polskiego. „Realistycznie” byłoby pewnie te warunki (podpowiadane także przez premiera Wielkiej Brytanii) przyjąć, bo nie było żadnych podstaw do oczekiwania zwycięstwa. Żadnych poza patriotyzmem i wolą walki o wolność i suwerenność oraz poza wolą zwycięstwa.

Owszem, Polska miała w 1920 r. własną, nieźle uzbrojoną armię, ale mocno nadwerężoną, a sytuacja strategiczna w przeddzień Bitwy Warszawskiej wyglądała bardzo źle. Polska była osamotniona i zdradzona tak jak w 1944 r. Ówczesna postawa Rządu Obrony Narodowej, Naczelnego Wodza i dowódców Wojska Polskiego była więc na wskroś nierealistyczna. Okazała się realistyczna po fakcie, bo Polska odniosła ostatecznie zwycięstwo, ale przecież wisiało ono na włosku, a wręcz na początku sierpnia 1920 r. wydawało się niemożliwe. Na tym właśnie polega intelektualne i moralne ubóstwo „realistów”, że zawsze są mądrzy po fakcie. Gdyby znaleźli się w sytuacji dowódców i politycznych decydentów przed ostatecznymi rozstrzygnięciami albo nie byliby w stanie zrobić nic, albo „realistycznie” wybieraliby takie wyjście, jakie proponowali Lloyd George w Spa i Sowiety w Mińsku.

Dowódcy Armii Krajowej przed 1 sierpnia 1944 r. nie byli głupsi czy bardziej zdemoralizowani i nieodpowiedzialni niż dowódcy Wojska Polskiego na początku sierpnia 1920 r. Byli oczywiście w trudniejszej sytuacji, bo nie istniało wolne i suwerenne państwo polskie, ale to nie znaczyło, że nie powinni wszelkimi środkami o to wolne i suwerenne państwo walczyć. Skądinąd wielu dowódców AK brało udział w wojnie polsko-bolszewickiej jako młodzi żołnierze bądź oficerowie. I właśnie doświadczenie wojny z 1920 r. podpowiadało im, że „realizm” nic nie gwarantuje. Że nie sposób wszystkiego zaplanować, rozrysować i przewidzieć, bo sytuacja może się zmienić z beznadziejnej w zwycięstwo, jak było właśnie w 1920 r.

Przeciwstawianie Bitwy Warszawskiej Powstaniu Warszawskiemu jest po prostu głupie, bo u podstaw oby leżały podobne motywy, cele, wartości i ideały. Jest wielce prawdopodobne, że nie byłoby Powstania Warszawskiego bez Bitwy Warszawskiej. Choćby dlatego, że dowódcy powstania walczyli w 1920 r. i pamiętali tamten zwycięski zwrot w beznadziejnej wydawałoby się sytuacji. Z kolei żołnierze powstania w 1944 r., o pokolenie młodsi od walczących w wojnie polsko-bolszewickiej, dorastali w atmosferze wartości i ideałów przyświecających ich rodzicom, często uczestnikom walk w 1920 r. Żołnierze 1944 r. po prostu kontynuowali dzieło pokolenia swoich rodziców. Dlatego oni nie mieli wątpliwości, co w 1944 r. trzeba było w Warszawie robić. Takie wątpliwości mają tylko współcześni „realiści”, wygodnie rozparci w fotelach i na kanapach. Oni wygrywają wszystkie wojny i bitwy. Po fakcie.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych