Głowa do góry!

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot.sxc.hu
Fot.sxc.hu

Kiedy świat wali ci się na głowę zaczynasz się zastanawiać, czy dokonałeś dobrych wyborów w swoim życiu. Powiedzenie „może być jeszcze gorzej” nie brzmi już ani trochę pocieszająco, skoro jesteś przekonany, że tym razem nastąpiło definitywne apogeum.

I wtedy na swojej drodze – choć w tym momencie wydaje się to niemożliwe – spotykasz osobę, która zaczyna podsycać twoje wątpliwości i utwierdza cię w przekonaniu, że „gdybyś wtedy nie...”, „to teraz byś...”. I próbuje udowodnić, że wygodniej jest nie brać odpowiedzialności, nie martwić się, szczególnie innymi ludźmi, a już na pewno nie dziećmi. Że problemy bliskich nie muszą spędzać snu z twoich powiek. Liczysz się tylko ty, a inni to dodatek do twojego życia, który ma je upiększać, uatrakcyjniać, a nie pogarszać. I jak to by było fajnie, gdybyś mógł teraz robić tylko to, na co naprawdę masz ochotę, nie oglądając się na innych i nie zważając na konsekwencje.

A lekko nie jest. Szczególnie, gdy mąż traci pracę, dzieci łapią rozmaite choroby, a ty nie przesypiasz nocy, bo jak tylko jedno z dzieci zaśnie, budzi się następne ze swoimi problemami. Poza tym psuje ci się samochód i zostajesz uziemiona na wsi, po dachy zasypanej śniegiem, skąd nie możesz ruszyć się do lekarza, apteki czy chociażby sklepu. Trudno w takich momentach powtarzać sobie, że po burzy przyjdzie słońce, fortuna kołem się toczy, raz na wozie, raz pod wozem ale wszystko w końcu wyjdzie na dobre.

Ale wtedy spotykasz kolejną osobę, która z uśmiechem na twarzy mówi ci, że życie jest piękne. Że wprawdzie ma chorego syna, do którego – dopóki ten się nie usamodzielni – musi wstawać w dzień i w nocy, regularnie co dwie godziny a czasem i co godzinę, by podać lekarstwo, ale za to trzecie dzieciątko, niedawno urodzone, jest małym aniołkiem i nie sprawia żadnych kłopotów. Spotykasz inną osobę, która właśnie po raz kolejny wraca z pobytu w szpitalu, bo dziecko nie może od paru miesięcy wyleczyć się z uporczywych i bolesnych zapaleń uszu. Słyszysz, że ktoś kogoś stracił. Ktoś inny opowiada ci, że jego znajoma zmaga się ze śmiertelną chorobą ale jest przy tym tak radosna, jakby właśnie wygrała na loterii drugie życie.

I wtedy uświadamiasz sobie, że jesteś szczęściarzem. Masz kochającą rodzinę i chociaż twoje dzieci chorują, to jest to stan przejściowy. Mąż w końcu znajdzie prace, nieprzespane noce kiedyś miną a samochód da się naprawić. Taka już jest natura ludzka – własne problemy zawsze wydają się największe i najważniejsze. A tymczasem wystarczy tylko uważniej posłuchać innych.

Bardzo ładnie opisuje tę sytuację jeden z żydowskich dowcipów. Żyd Mosze narzekał, że ciasno mu w domu, hałas, zgiełk, rwetes, nie może dłużej tego wytrzymać, więc prosi o pomoc. Na to mądry stary rabin powiedział: „Mosze, ty kup sobie kozę”. Zdziwiony Mosze posłuchał rabina, ale już po tygodniu wrócił załamany. Bo do zgiełku doszła koza, która „beczy, śmierdzi i wszystko zżera”. Rabin poradził mu więc, żeby sprzedał kozę. Mosze tak właśnie zrobił i już następnego dnia przyszedł uszczęśliwiony, bo „w domu spokój, cisza, sielanka i wszyscy szczęśliwi”.

Czasem wystarczy, żeby ktoś opowiedział ci swoją historię albo podał w wątpliwość twoje wybory. Zmiana sposobu myślenia jest wtedy gwarantowana, poprawa nastroju również. Bo niespodziewanie okazuje się, że ta twoja „rodzina z problemami” to sens życia, ostoja i podpora. I bez niej było by pusto, smutno i nieciekawie. To najbliżsi są powodem prawdziwego szczęścia i spełnienia, a wspólne pokonywanie przeciwności losu cementuje związki i pozwala dostrzec, co tak naprawdę w naszym życiu jest ważne – bycie razem.

Zuzanna Czarnowska

autorka bloga Tylko czasem

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych