In vitro to bardzo trudny temat. Z jednej strony doskonale rozumiem pragnienie, by móc dzielić życie z dziećmi i obdarzać je miłością. Wydawałoby się, że teraz, gdy króluje cywilizacja śmierci, należy popierać taką postawę i starania o jak największą dostępność tej procedury. Przecież przyjęcie i zaakceptowanie niemożności urodzenia własnego dziecka wymaga niezwykłej pokory i heroizmu.
Ale jest druga strona. Ta część procedur medycznych, o których mówi się niechętnie i która jest wypierana ze świadomości. Chodzi o zamrożone dzieci/zarodki, jak kto chce nazwać, ale to w końcu potencjalny człowiek. Można je przechowywać za odpowiednią opłatą, zniszczyć lub oddać do adopcji.
W Polsce możliwe jest zapłodnienie nasieniem obcego dawcy, wykorzystanie przez parę własnego nasienia i komórki jajowej obcej kobiety oraz adopcja zarodka pozostawionego przez inną parę w klinice. Zarodki są przechowywane w temperaturze -196 stopni Celsjusza przez wiele lat. Ostatnio urodziło się dziecko, które poczęło się 19 lat wcześniej.
Adopcja zarodka niesie wiele różnych problemów. Również psychologicznych i niektóre kobiety nie są na nią gotowe. Jak wyznała jedna z potencjalnych dawczyń, bałaby się, że kiedyś na ulicy spotka swoje dziecko. W Austrii, Danii, Niemczech, Włoszech i Szwecji takie dawstwo jest zabronione.
Z jakich powodów? Medycznych, bo każdy wywiad lekarski zaczyna się od pytań o choroby dziedziczne. Problemem jest również potencjalne spotkanie prawnie obcych sobie ludzi a genetycznie rodzeństwa, którzy będą chcieli zawrzeć małżeństwo i mieć dzieci. W Wielkiej Brytanii z tego powodu wprowadzono jawne dawstwo. Dziecko po 18 roku życia może się dowiedzieć o swoich genetycznych „dawcach”. W Polsce obowiązuje anonimowość, zresztą co powiedzieć dziecku na takim spotkaniu po latach? Z drugiej strony jak mają czuć się rodzice adopcyjni, będący przy dziecku przez okres rozwoju prenatalnego, przy jego urodzeniu i przez całe życie? To przecież ich dziecko. Tylko co w przypadku, gdy prawda wyjdzie na jaw niechcący? Przy jakimś wypadku, ciężkiej chorobie. Jak wpłynie to na relację między rodzicami a dzieckiem?
Tymczasem w Europie powstają organizacje dzieci urodzonych dzięki adopcji prenatalnej, które domagają się dostępu do wiedzy o swoim pochodzeniu. Dzieci zrzeszające się w organizacjach walczących o prawo do wiedzy o swoich genetycznych rodzicach są wściekłe. Im nie chodzi o to, że nie znają tożsamości dawców, ale o coś o wiele głębszego, co wydarzyło się jeszcze wcześniej:
unieważnienie ich przyszłych praw do poznania własnej tożsamości i lekceważenie ich głosu .
Są wściekłe, że potraktowano je przedmiotowo.
Polskie prawo nie reguluje tych kwestii, ponieważ nie mamy żadnej ustawy dotyczącej dawstwa gamet i zarodków. Tymczasem w Europie zapadły już wyroki sądowe przyznające dzieciom urodzonym w ich wyniku prawo do poznania tożsamości dawców, mimo że ci zawarli z klinikami umowy gwarantujące im anonimowość.
W naszych, polskich dyskusjach nad dostępnością in vitro ciągle pomija się aspekt etyczny tej procedury. Nikt nie myśli o tym, ile bólu może przynieść realizowanie własnych marzeń za wszelką cenę.
Justyna Walczak
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/gwiazdy/92648-adopcja-prenatalna