To dwa w ostatnich czasach bardzo nadużywane słowa. Pomimo mojego wewnętrznego sprzeciwu nie rezygnowałabym jednak z nich zbyt szybko. Sprzeciw wobec tych słów pojawia się w mojej rogatej duszy zawsze, ilekroć ktoś chce mi coś narzucić. Mogę wtedy zakrzyknąć jak Osioł w Shreku:
Nie naciskaj, bo się zamknę w sobie!
Tylko do kogo krzyczeć jeśli nasi decydenci dbają o odpowiednie oddalenie od zwykłego człowieka? Po tych dygresjach wracam do tematu głównego. Polska bez żadnych odgórnych ustaw, norm europejskich itp. jest krajem pięknie multikulturowym i tolerancyjnym. Dzieje się tak ze względu na naszą historię, na losy większości polskich rodzin. Wśród wielu zawieruch wojennych lub w czasach pokoju przez nasze ziemie przetaczały się tabuny narodów, a i my wędrowaliśmy po świecie. I nadal wędrujemy w poszukiwaniu swojego miejsca i możliwości życia.
Nasza różnorodność zaczyna się w domach. Na przykład moja prababcia była Rosjanką, taką która opuściła Rosję jeszcze przed rewolucją. Była prawosławna. Pradziadek był Polakiem spod Kielc, katolikiem. I przez wiele lat dogadywali się między sobą. Nie było problemów, że któreś wyznanie lub narodowość jest lepsza. Zamieszkali w Równym, na Wołyniu. I w tym wielonarodowym, polskim mieście byli na swoim miejscu. Dopiero wkraczający na kresy żołnierze radzieccy uznali prababcię za zdrajcę narodu i komunizmu. Jak śmiała wyjechać z najlepszej, komunistycznej ojczyzny i żyć wśród kapitalistów? W Równym urodziła się moja babcia, która swoimi opowieściami tkała dla mnie czarodziejski obraz międzywojennego miasta, w którym razem (nie obok siebie) mieszkali Polacy, Ukraińcy, Niemcy, Rosjanie i Żydzi.
Niezwykłe opowieści ze szkoły, gdzie w ławce siedziała z Żydówką, a na przerwach bawiła się w klasy z Niemkami. I wszystkie się przyjaźniły.
Nie starczało mi wyobraźni, by podążać wraz z nią na żydowski cmentarz i podczas pogrzebów wraz z innymi dzieciakami objadać się słodkim ryżem z rodzynkami. A późniejsza o tydzień Wielkanoc w cerkwi prawosławnej? To była okazja do legalnych pocałunków. Każdy mógł podejść do każdego i radośnie wołając "Chrystus zmartwychwstał" wycałować wybrankę lub wybrańca.Moja babcia jako 20-letnia dziewczyna została wywieziona na roboty w głąb Rzeszy. Nigdy nie zdradziła żadnym słowem, by czuła nienawiść do Niemców. Często za to wspominała drobne, życzliwe gesty i dobroć niektórych z nich. Udawało jej się też czasem odwiedzić rodzinę w ZSRR, w Moskwie. Musiała wtedy udawać krewną z Litwy, by nie sprowadzać na nich kłopotów.
I choć jej młodość była naznaczona cierpieniem ze strony obu potężnych sąsiadów Polski, nie potrzebowała żadnych wytycznych, by nas uczyć, że każdy jest człowiekiem. W Polsce od wieków żyli różni ludzie, osiedlali się przybysze z różnych stron. Świadczą o tym nawet nazwiska wokół nas. Frustracje i podejrzliwość wobec innych mogą wywołać właśnie te urzędnicze regulacje, na siłę doszukujące się dyskryminacji tam, gdzie jej nie ma. Nie mylmy pojęć, bo czym innym jest nietolerancja a czym innym bronienie własnych interesów i duma z bycia Polakiem!
Justyna Walczak
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/gwiazdy/92460-multikulturowosc-i-tolerancja