Seks bez limitu

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. Jan Lorek
Fot. Jan Lorek

Nazywa się Falk Richwien. Urodził się w Hanowerze i właśnie stuknęła mu pięćdziesiątka. Ma się za „artystę” od różnego rodzaju „instalacji”. Co takiego zainstalował?

Richwien i jego muza zaprosili publiczność do jednej z berlińskich galerii na wystawę pt. „Czyste złoto humanizmu i instynktu”. Jej punktem kulminacyjnym było zdarzenie, które wstrząsnęło nie tylko światem sztuki. „Artysta” podał „muzie” dwa białe króliki. Ta brała je kolejno do jednej ręki, a drugą skręcała im karki. Następnie odcinała łebki toporkiem. „Artysta” czekał obok ze srebrną tacą. Wymazał się krwią, włożył główki do wielkiego, przezroczystego naczynia z formaldehydem i z dumą pokazał swe dzieło zaszokowanym widzom:

Chcę uzmysłowić ludziom, że pochodzą od dzikiego zwierzęcia homo sapiens”-

objaśnił. Króliki muszą być zabite, tłumaczył, aby je zjeść, a „wszyscy o tym zapominają, bo kupują w supermarketach zapakowane mięso….

Za maltretowanie zwierząt można w Niemczech pójść do ciupy na trzy lata, ale Richwien, ani gospodarze tego występu się nie bali, bo przecież na drzwiach była wywieszka, że „galeria nie odpowiada za szkody na ciele, duszy i odzieży”, i w końcu to „sztuka”, która „ma prowokować”…

W Niemczech rzeczywiście zawrzało: „Do czego jeszcze posuną się artyści dla zdobycia publiczności?”. Gdzie leżą granice sztuki i dewiacji?, warczeli co wrażliwsi na łamach bulwarówek. Na to akurat pytanie mogę sam odpowiedzieć: gdzieś…

Nie tak dawno w teatrze w Düsseldorfie, w inscenizacji „Macbetha” rozebrani aktorzy tarzali się w ekskrementach i krwi, a na zakończenie tej „sztuki” dusili się majtkami. Na deskach teatralnych w Hamburgu wystawiono „120 dni Sodomy”, osławionego markiza de Sade. Realna rozpusta aktorów w tym spektaklu przebiła wszelką fikcję literacką… Opera Komiczna w Berlinie przygotowała „Uprowadzenie z Seraju”. Reżyser wymyślił scenę, w której aktorka ubrana w czarne podwiązki staje w rozkroku nad jednym z bohaterów dzieła Wolfganga Amadeusza Mozarta i oddaje na niego mocz. Z kolei Stołeczny Teatr Ludowy zafundował widzom możliwość dokładnego obejrzenia krocza odtwórczyń jednej z ról: naga aktorka siadała naprzeciw widowni i szeroko rozchylała uda. W innej sztuce podmywała się przed publicznością… W bawarskim teatrze w Fürth wystawiono spektakl pt. „Śpiew skóry”, który mógłby śmiało konkurować z hardpornolami. Rzecz o trójkącie, w którym każdy z każdym i z osobna - seks bez limitu. Rolę „Dominy” zagrała sprowadzona z Paryża, 26 letnia „aktorka” Anna Schmutz-Lacroix. Jak wyznała w tabloidach, „trochę się obawiała, co powie mama na tę rolę”, ale „mama była, widziała i powiedziała, że wszystko jest okay”…

Na scenie się ryczy, rzyga, faceci biegają z dyndającymi fiutami, sika się i kopuluje, ściąga i pije wody płodowe z kobiety ciężarnej, odgrywa stosunek z łabędziem… - czemu nasz teatr jest aż tak zapaskudzony? -

huknął zniesmaczony recenzent dziennika „Frankfurter Rundschau” po jednej z lokalnych premier. Bo…

U nas wszystko musi być dozwolone: fantazja i improwizacja, bezczelność i tolerancja, autoironia, seks, bezguście, wywrotowość, obsceniczność, bluźnierstwo, wariactwo itd., aż do bram piekła -

odpowiedział mu Claus Peymann, ekscentryczny szef teatralnej trupy Berliner Ensamble, kontynuatorki dzieła jej sławnego założyciela Bertholda Brechta. Peymann nie tylko bronił „wolności” sztuki, oferował również twórcom, którzy za sceniczne ekscesy przy inscenizacji sztuki Eugène Ionesco stracili pracę, dołączenie do jego zespołu.

Sam Brecht, który po wojnie i powrocie z emigracji do dawnej NRD był dyżurnym piewcą marksizmu, nie uchodził za człowieka zrównoważonego. W swym testamencie zażyczył sobie, by po śmierci przebić mu serce sztyletem i pochować w metalowej trumnie. Nie chciał stać się pożywką dla robali. Widać go brzydziły jakoś. Jego następcy już za życia nie brzydzą się niczym. Znany niemiecki teatrolog Gerhard Stadelmaier, którego niedawno pewien aktor chciał na premierze wciągnąć do obskurnej gry na scenie, skonstatował:

Nasz teatr posuwa się już zbyt daleko.

Cóż za elegancja, cóż za zręczny eufemizm… Ja bym powiedział raczej: wali o dno i to z wielkim łoskotem, chociaż też mógłbym elegancko, np. - jak pisał Stendhal, a właściwie Marie-Henri Beyle, autor powieści „Czerwone i czarne”, „sztuka prześciga rzeczywistość”. Stendhal sam sobie ułożył epitafium, wyryte na jego nagrobku: „Żył, pisał i kochał takim sercem, jakim ubóstwiał Cimarozę, Mozarta i Szekspira”. Jak sądzę, nie o taką „sztukę”, jak w wydaniu Richwiena i jemu pokrewnych mu chodziło.

Ale, pal diabli niemieckiego „instalatora” Richwiena i jemu pokrewnych, fala ich „nowej sztuki” dotarła już do nas. My, Polacy, też potrafimy…

Szanowany aktor Krzysztof Globisz (58 l.) kopuluje z teatralną scenografią, uznana aktorka Magdalena Cielecka (41 l.) paraduje przed widzami z nagim biustem, a Dorota Segda (47 l.) z Krzysztofem Zarzeckim (34 l.) udają stosunek. Czy wydajemy krocie na bilet do teatru, by oglądać sceny jak z seksklubu?! Strach iść do teatru, bo reżyserzy i aktorzy atakują ze sceny golizną i wulgaryzmem -

czytam w weekendowym „Fakcie”. Skądinąd z niezłym dorobkiem, dziś już nieco zapomniana aktorka Ewa Szykulska, lat 64, usprawiedliwia sceniczne ekscesy:

Sztuka ma służyć prowokacji, pobudzać nas do myślenia. To nie mają być ciepłe kluski. Teatr porusza to, czym jest nasączone nasze życie. Są przecież nagie myśli w naszych głowach. Dlatego zastanawiam się, skąd ta hipokryzja?.

Na Boga, Pani Ewo, tylko niech Pani się już na scenie nie rozbiera i nie kopuluje… Że nietaktowny jestem i wredny? Ależ skądże, ja tylko powielam krzyk rozpaczy aktora i dyrektora paru teatrów Henryka Talara:

Nie, nie, jeszcze raz nie. Nie zgadzam się na taką sztukę. I tu nie chodzi o tych, którzy to robią (…). Dlaczego chce się burzyć, dlaczego pokazuje się goliznę? Bo nic innego nie potrafi się robić. Teatr to medium, w teatrze obowiązują stare zasady. Dlatego trzeba to, co się dzieje teraz w teatrze, nazwać po imieniu.

Nie nazwał, ale nieźle sobie w środowisku „bezpruderyjnych” koleżanek i kolegów nagrabił. Pozostaje tylko jeszcze jedno, wcale nie retoryczne pytanie: …a skąd biorą się ich widzowie?

Klaser

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych