„Karny jeż to jest rewelacja! Polecam każdej mamie! Naprawdę, mamy, to działa!” – mówi pod koniec jednego z odcinków „Superniani” biorąca w nim udział matka.
Zabawne, że na początku tego odcinka Dorota Zawadzka powiedziała: „Rozczuliło mnie to, że [matka] próbuje wprowadzać zasady «Superniani», ale co do niektórych mam bardzo poważne obiekcje”. W tej rodzinie bowiem metody telewizyjnego eksperta były znane i stosowane już wcześniej, przed zgłoszeniem się do programu, ale niestety... nie działały. Rodzice oglądali program, czerpiąc z niego wzorce i stosując zalecane w nim metody, ale ten „poradnik” nie okazał się zbyt pomocny – ostatecznie zaprosili Supernianię do swojego domu. Ich sytuacja nie jest wyjątkiem. W innym odcinku można obejrzeć mamę, o której Zawadzka mówi, że „naoglądała się już odcinków "Superniani" i stara się stosować różne techniki, które ja pokazywałam, ale robi to niestety źle”. Oba przypadki dotyczą „rewelacyjnego” karnego jeżyka.
Złe zastosowanie czy zła metoda?
Co trudnego jest w tej metodzie? Czy tak trudno zrozumieć, że niegrzeczne dziecko powinno – po otrzymaniu jednego ostrzeżenia – siedzieć na poduszce czy krzesełku albo stać w kącie przez tyle minut, ile ma lat, a następnie przeprosić rodziców, nawet jeśli nie czuje żadnej skruchy? Proste jak klaps. Niestety nie dla każdego. Nie dla rodziców uważających program „Superniania” za poradnik (większość widzów traktowała go jak program rozrywkowy, o czym świadczy m.in. profil widowni, której zaledwie ok. połowę stanowiły osoby mogące być rodzicami małych dzieci) i nie dla największej propagatorki tej metody – Doroty Zawadzkiej, która komplikuje teoretyczne podwaliny time out i przeczy własnym słowom w niemal każdej wypowiedzi ustnej i pisemnej, a w praktyce robi... coś jeszcze innego!
Po zapoznaniu się z wieloma wyjaśnieniami Zawadzkiej tłumaczącej, czym jest karny jeżyk (miejsce wyciszenia, metoda time out), oraz kilkoma odcinkami „Superniani”, w których pokazuje – niestety na przykładach konkretnych dzieci – jak tę metodę stosować, nie dziwię się, że rodzice mogą mieć problem z „prawidłowym” postawieniem dziecka do kąta. Tyle jest w tych „wyjaśnieniach” sprzeczności i niekonsekwencji.
Kara czy wyciszenie?
Opisywałam już problem ze zdefiniowaniem karnego jeża, zastanawiając się, która z podawanych przez Zawadzką, niekiedy w jednej wypowiedzi, sprzecznych definicji jest prawdziwa, i czy time out jest karą, czy też wyciszeniem. Pisząc tamten tekst, nie znałam jeszcze wyjaśnień opublikowanych w poradniku Zawadzkiej „I ty możesz być supertatą”. Warto je przytoczyć:
Karny „jeżyk” to prawie to samo, co wyciszenie. Różnica jest jednak znacznie mniejsza niż w reklamie pewnego piwa. Polega ona na tym, że karny „jeżyk” stanowi konkretne oznaczenie miejsca, którego używasz do uspokojenia emocji swojego dziecka. Karny „jeżyk” jest za karę głównie z powodu nazwy. Dziecko młodsze, nie rozumiejąc, co znaczy „karny”, nie spostrzeże nawet tej różnicy. Karnego „miejsca” używaj tylko wówczas, gdy dziecko zrobi coś zdecydowanie złego, nie zaś wtedy, gdy jest po prostu „niegrzeczne” lub zostało wyprowadzone z równowagi i musi się uspokoić.
Karnego jeżyka należy używać więc nie za karę, lecz w celu uspokojenia emocji dziecka, ale tylko wówczas, gdy zrobi ono coś złego, a nie – kiedy musi się uspokoić! Brakuje mi słów, by to skomentować, przytoczę więc definicję „wyciszenia” z tego samego poradnika:
Wyciszenie to jedna ze skutecznych metod, którą możesz zastosować, by uspokoić dziecko. W ten sposób pomożesz mu dojść do siebie po ataku złości i nauczysz kontrolowania własnych emocji. Wyciszenie pomaga w opanowywaniu histerii. [...] To taka pośrednia metoda między ignorowaniem złego zachowania a karnym dywanikiem, niezwiązana jednak z konkretnym miejscem.
Teoria a praktyka
Tyle teorii. A jak to wygląda w praktyce? W jaki sposób sama Zawadzka stosowała time out – karnego jeżyka i miejsce wyciszenia? Przeanalizujmy trzy przykłady, po jednym z każdego sezonu „Superniani”.
Przykład 1.
Mimo iż „wyciszenie” jest ponoć techniką niezwiązaną z konkretnym miejscem, w jednym z odcinków substytutem karnego jeżyka jest miejsce oznaczone przyklejoną do ściany naklejką z napisem... „miejsce wyciszenia”. W tymże miejscu miał odbyć karę (tak, karę) kilkuletni chłopiec, stojąc lub siedząc przez parę minut, po czym przeprosić rodziców za niegrzeczne zachowanie. W praktyce dziecko było odnoszone na miejsce – jak można przeczytać u dołu ekranu – 111 razy! Nawet jeśli w rzeczywistości liczba ta była mniejsza, wyraźnie widać, że malec wielokrotnie przerywał odbywanie kary, która trwała przez to niemalże w nieskończoność (i została skomentowana przez Zawadzką słowami: „Kiedy decydujemy się na to, żeby nasze dziecko spędziło określoną ilość czasu na miejscu wyciszenia, nie wolno nam się poddać. Musimy wyegzekwować karę”), a rodziców... i tak nie przeprosił. Przeciwnie: kiedy po bardzo długim czasie uciekania i wracania, płaczu i krzyku, mógł dołączyć do rodziców, nie tylko ich nie przeprosił, ale ponownie wpadł w „histerię”, zaczął bić i pluć. Od razu trafił więc z powrotem na miejsce kary i wszystko zaczęło się od nowa. „Po 25 minutach” (kolejnych – jak długo trwała ta scena naprawdę?) dziecko, zapytane, czy przeprosi, krzyczy „nie!”.
Kara dobiega jednak końca (choć nie powinna, bo przeprosin nie było...), a chłopiec jest „uczony” mówienia „przepraszam”. Zawadzka zwraca się do niego ze słowami: „Popatrz na mnie, popatrz mi w oczy i powiedz «przepraszam»”, mimo iż jej nie ma za co przepraszać. Następnie z synem rozmawia ojciec:
Poćwiczymy to słowo: „przepraszam”? Poćwiczymy, nie? A powiedz „klocek”.
- Klocek.
No, widzisz, jak ładnie! A samochód?
- Samochód.
Koszulka.
- Koszulka.
Przepraszam.
- Nie, to nie jest gra!
A umiesz mówić „dzień dobry”? To powiedz „dzień dobry”.
- Dzień dobry.
O, proszę bardzo. To ty jednak umiesz mówić! To powiedz „przepraszam”.
- Przepraszam.
No i widzisz, jak ładnie umiesz mówić „przepraszam”. A przeprosisz mnie?
- Szybko się nauczyłem. Przepraszam.
Tak, szybko się nauczył. Przepraszać nieszczerze i mówić nie to, co myśli.
Przykład 2.
Inny chłopiec miał okazję nauczyć się, że jego szczera skrucha na nikim nie robi wrażenia (a widzowie – że metoda karnego jeżyka nie zawsze musi być poprzedzona ostrzeżeniem). W odcinku z mamą, która „naoglądała się już odcinków "Superniani" oglądamy scenę dekorowania pokoju dziecka. Mały chłopiec skacze po swoim nowym łóżku, podekscytowany atrakcyjną sytuacją, a Zawadzka mówi, że skakać nie wolno, i że będzie zdejmować go z łóżka za każdym razem, gdy jej nie posłucha. Za którymś kolejnym razem dziecko reaguje agresją na przerywanie mu świetnej zabawy i uderza Supernianię.
Wówczas ona stawia go na podłodze (trzymając za ramię tak mocno, że chłopiec z płaczem krzyczy „Boli mnie!”) i mówi: „Nic cię nie boli, bo ja ci nic nie zrobiłam. Nie wolno nikogo bić. Nikogo! Nigdy! Ponieważ mnie uderzyłeś, to pójdziesz siedzieć na jeża. I się skończyła przyjemność. Tak, kochanie”. Sadzając dziecko na poduszce, powtarza: „Ponieważ mnie uderzyłeś, to będziesz tu siedział, aż mnie przeprosisz” i wraca do ozdabiania pokoju. Po jakimś czasie chłopiec – całkiem spokojny! – idzie do Zawadzkiej, by ją przeprosić, ona jednak odprowadza go z powrotem na jeżyka, mówiąc: „Ale ja ci nie powiedziałam, że można ci zejść. I masz tutaj posiedzieć tak długo, aż po ciebie przyjdę. Uderzyłeś mnie. Nie wolno nikogo bić, [chłopcze]. Nie wolno. Nie wolno!”.
Nie wywiązywać się ze słów dawanych dzieciom najwyrażniej „wolno”. „Wolno” też wypominać matce złe stosowanie metody time out i samemu robić to samo.
Przykład 3.
„Wolno” też robić z dziećmi rzeczy, których nie da się opisać słowami. Trzeci przykład zastosowania karnego jeżyka w „Superniani” to jedna z wielu scen w tym programie, od oglądania których pęka serce. Scena ta pokazuje jednak nie tylko cierpienie, bezsilność i osamotnienie dziecka, ale również bezsens i okrucieństwo metody (karnego) miejsca wyciszenia.
Mała dziewczynka zostaje posadzona za karę na poduszce w przedpokoju i, choć wcześniej była „niegrzeczna”, lecz spokojna, wpada w „histerię” – płacze, krzyczy, kopie poduszkę, robi wszystko, co w jej trzyletniej mocy, by tylko na tej poduszce nie siedzieć. W pewnym momencie pada obok niej na kolana, ukrywa twarz w dłoniach i w takiej skulonej pozycji powoli się uspokaja. Kiedy mimo obecności Zawadzkiej i dwóch kamerzystów (przedpokój jest tak mały, że na kilku kadrach widać raz jedną, raz drugą kamerę) dziewczynka przestaje płakać, matka ponownie próbuje posadzić ją na poduszce, co skutkuje oczywiście kolejnym płaczem i buntem. Dziecko odpełza na drugi koniec przedpokoju i przyjmuje tę samą co wcześniej pozycję – ukrywa się przed wszystkimi i znów się uspokaja.
Wtedy Zawadzka mówi do matki: „Musisz ją wziąć i tutaj posadzić, [...]. To jest... Ona musi tutaj usiąść i wiedzieć, że to jest miejsce, gdzie się może uspokoić. Nie żadne inne!”. Matka bierze więc córkę i podejmuje kolejną próbę posadzenia jej na poduszce, wywołując następny, znacznie potężniejszy atak płaczu i krzyku u dziewczynki, która po raz kolejny ucieka na podłogę i znów powoli się uspokaja. Tym razem jednak nikt nie odnosi jej już na „miejsce, gdzie się może uspokoić”. Dziewczynka ma szczęście (w nieszczęściu) – niekonsekwencja matki i Zawadzkiej oznacza dla niej koniec „kary”. No, prawie koniec, bo musi przecież jeszcze przeprosić. I robi to, znów płacząc, wtulając się ze wszystkich sił w matkę i zapewne po takim doświadczeniu nie pamiętając już, za co w ogóle przeprasza. A jej przeprosinom towarzyszą słowa Zawadzkiej: „[dziewczynka] pękła, przeprosiła mamę”.
Dorota Zawadzka musiała to dodać, by przekonać widzów o swoim „zwycięstwie” i skuteczności zalecanej metody. Fakty mówią jednak co innego.
Karny jeżyk do lamusa
Mam nadzieję, że teraz wszyscy rodzice rozumieją już, kiedy należy stosować karnego jeża – najlepiej nigdy. Tego zdania jest m.in. psycholog dziecięca Agnieszka Stein, która w artykule „Time out – skuteczna metoda wychowawcza?” napisała, że: „Nie ma żadnej sytuacji w której warto [zastosować time out] ani takiej, w której korzyści ze stosowania tej metody przeważałyby jej negatywne skutki”. Jest to bowiem „bardzo niebezpieczny rodzaj kary”, którego „skutki nie są tak widoczne i bezpośrednie jak w przypadku kary fizycznej. Co nie znaczy, że nie są dla dziecka równie lub bardziej dotkliwe”.
Psycholodzy Małgorzata Strzelecka i Jarosław Żyliński również nie polecają tej metody, dopuszczają jednak jakieś wyjątki. Strzelecka w swoim tekście pt. „Karny jeżyk, który, jak sama nazwa wskazuje, nie ma nic wspólnego z karą” pisze o time out:
W moim przekonaniu reklamowanie i zalecanie przez psychologów czy pedagogów tego typu behawioralnych technik jako metod wychowawczych jest nieporozumieniem. [...] dla mnie to techniki, które mieszczą się w zupełnie innych dziedzinach niż wychowanie i relacje rodzinne. Czasem mogą być przydatne do rozwiązywania konkretnych, jednostkowych problemów pod okiem specjalisty, ale nie szeroko propagowane jako wspaniały środek wychowawczy.
Żyliński natomiast uważa metodę time out za karę i nie poleca jej, ale może zrozumieć potraktowanie jej jako konsekwencji w dwóch wyjątkowych sytuacjach, które opisuje na blogu:
kiedy na przykład dziecko kogoś bije i z tego względu konsekwencją jest to, że nie może się z kimś bawić – więc jest sadzane na jeżyku – lekko naciągane, ale można mnie do tego przekonać. Druga opcja, to stworzenie przestrzeni, w której dziecko wyrzuca z siebie emocje. Czyli jeśli się złościsz, potrzebujesz odejść na chwilę i je wyrzucić, zaraz potem porozmawiamy. To raczej jest do zrobienia ze starszymi dziećmi i mimo wszystko nie przemocą, ale raczej radą czy umową.
Bez wątpienia karny jeżyk nie jest zatem „wystarczającą karą na wszystko”, jak stwierdziła kiedyś Zawadzka, która nie potrafi zresztą ani zdefiniować tej metody, ani jej zastosować.
Czym więc jest time out? Wyjaśnia to Alfie Kohn w przetłumaczonej niedawno na język polski książce „Wychowanie bez nagród i kar”:
Kluczem do zrozumienia tej metody jest pochodzenie samego terminu. Odosobnienie czasowe jest równoznaczne z „przerwą we wzmacnianiu pozytywnym” – praktyką, która rozwinęła się prawie pół wieku temu podczas laboratoryjnych doświadczeń na zwierzętach. Burrus F. Skinner i jego wierni uczniowie, mozoląc się nad przyuczeniem gołębi do stukania dziobem w określone klawisze w reakcji na migające światła, opracowywali różne harmonogramy, według których podawano zwierzętom pokarm w nagrodę za dostosowanie się do wymogów eksperymentatorów. Czasami próbowali także karać ptaki, pozbawiając je pokarmu lub pozostawiając w ciemnościach. Podobnym doświadczeniom poddawano również inne zwierzęta. [...] Mówimy zatem o technice, którą zaczęto stosować jako sposób kontrolowania zachowania zwierząt!
Dzisiaj nie tresuje się już zwierząt w ten sposób. Najwyższa pora, by i karny jeżyk – przez niektórych psychologów (np. Martina Hoffmana) uważany za metodę bardziej szkodliwą i niszczącą emocjonalnie niż bicie – odszedł do lamusa.
ANNA GOLUS
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/gwiazdy/73642-karny-jezyk-czyli-co