Jak ja bym się tak dobrze zakręcił, to mógłbym zostać prezydentem
— przechwala się Jerzy Stuhr w wywiadzie dla gazety Adama Michnika.
Tradycyjnie aktor żali się na Polaków. Powód zawsze się znajdzie - ostatnio są nim uchodźcy.
Nie śmieszy mnie natomiast ta coraz bardziej napinająca się cięciwa miłosierdzia katolickiego i nienawiści, gdy słyszę na przykład, że mamy nie przyjmować uchodźców, tylko ich wspierać poza granicami. Jak to możliwe, że tak wykluczające się uczucia są w jednym człowieku?!
— zapytuje z troską Stuhr.
Stuhr dzieli się także z redakcją na Czerskiej swoimi lękami. Nietrudno zgadnąć, że są one związane z nową władzą.
I trochę mnie też przeraża - może dlatego, że pochodzę z prawniczej rodziny - pogarda Polaków dla prawa. To zaczyna się od zbyt szybkiej jazdy i przyzwolenia na niepłacenie alimentów, a kończy na marszałku seniorze, który mówi, że ponad prawem winno być dobro narodu, cokolwiek ono znaczy
— ubolewa artysta.
Jak twierdzi, nie wybiera się do polityki, ponieważ będąc aktorem komediowym bałby się, że nikt nie brałby go na poważnie. Ale za to możliwości ma - jak można wywnioskować z jego słów - nieograniczone!
Poza tym nie idę w politykę, bo wiem, że mam tę broń, że umiem mamić ludzi. Jak ja bym się tak dobrze zakręcił, to mógłbym zostać prezydentem. Mówię pani, jakbym przemówił na rynku, to masy by poszły. Połączyłbym Kukiza z panią Szydło i z panem Kaczyńskim. I zawrócił ludziom w głowach
— rozpędza się Stuhr.
Plany obecnego ministra kultury, aby zrealizować wielki film historyczny, z którego moglibyśmy być dumni, uważa za ”śmieszne”. Wiele razy już udowadniał, że o wiele bardziej interesują go filmy bezlitośnie chłoszczące Polaków. Tak jest i tym razem. Ostatnio „w ramach opiniowania projektów PISF-u” czytał „interesujący scenariusz o polskim obozie przejściowym na Śląsku”.
To historia o miłości polskiego strażnika do pół-Niemki z Opola. Dla mnie, wychowanego w indoktrynacji komunistycznej, odkrywanie takich nieznanych epizodów w polskiej historii ma szczególne znaczenie
— wyjaśnia.
Niektórzy mówią, że to bicie się w piersi, ale dla mnie to walka o prawdę historyczną, i to chwalebne, że biorą się do niej artyści. Dla mojego pokolenia wielkim szczęściem, czasem nawet największym w życiu, jest to, że możemy dowiedzieć się prawdy
— dodaje Stuhr.
Aktor daje również próbkę swojego rozumienia walki o prawdę i wolności artystycznej - oczywiście działających tylko w jedną, właściwą stronę.
Jeśli chodzi o Smoleńsk, to uważam, że artysta nie ma prawa robić o tym filmu
— kategorycznie orzeka Stuhr.
Bo do interpretacji nadają się fakty, które wszyscy uznali za fakty. W przeciwnym razie pozostają wyłącznie dywagacje i zaczyna się propaganda: przekonywanie na siłę ludzi do faktów, w które ja chcę wierzyć. Artysta nie powinien tak się zachowywać
— poucza aktor.
„Pięknie” wyglądałaby polityka historyczna, gdyby Jerzy Stuhr naprawdę został prezydentem. Na szczęście to tylko mrzonki rozkapryszonego pupilka III RP…
bzm/wyborcza.pl
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/gwiazdy/275012-stuhr-przechwala-sie-u-michnika-jak-ja-bym-sie-tak-dobrze-zakrecil-to-moglbym-zostac-prezydentem