Cieślak: "Niech mi nikt nie mówi, że ludzie lubią <<07 zgłoś się>> z tęsknoty za PRL"

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot.youtube.pl
Fot.youtube.pl

Ta rola przyniosła mu popularność, która trwa do dziś. Porucznik Borewicz jest znany i lubiany do dziś, serial „07 zgłoś się” wciąż ma swoją wierną widownię, zdobywa też nową, młodą, a Bronisław Cieślak przyznaje:

realizując ten serial, nie mieliśmy w najmniejszym stopniu zamiaru budowania czegoś, co przetrwa pokolenia. To był polski, skromny jak na ową rzeczywistość, kryminałek. I tyle.

Filmowy porucznik Borewicz nie lubi gdy mówi się, że serial w którym grał stał się kultowy. W rozmowie z „Polska the Times” przyznaje:

Tego słowa nie cierpię. Kultowa to w tym kraju jest Matka Boska Częstochowska, a nie ten serial. Myślę, że ludzie z mojego pokolenia wracają do tego filmu z nostalgią, przy czym to nie jest podszyte żadną polityką. Niech mi nikt nie mówi, że ludzie lubią „07 zgłoś się” z tęsknoty za PRL. To jest raczej rodzaj tęsknoty za młodością.

Cieślak przyznaje też, że śmieszą go porównania z Jamesem Bondem i agentem 007.

Musielibyśmy być idiotami, i to ciężkimi, żeby w tej szaro - burej, przaśnej rzeczywistości, jaką była PRL, ścigać się z legendą agenta Jej Królewskiej Mości. Dziennikarze cały czas piszą „Borewicz - polski James Bond”. Śmieszy mnie to, ale już nie mam siły protestować. Nigdy nie miałem takich aspiracji jako Borewicz. Za wysokie progi - nie ta waluta, nie te samochody, jedynie dziewczyny mieliśmy piękniejsze niż 007.

Bronisław Cieślak od lat tłumaczy się też z tego, że w tragicznych latach PRL grał milicjanta.

Gra się zawsze konkretnego, żywego człowieka, który może być stary, młody, ładny, brzydki, kochający swój zawód albo go nienawidzący, mądry, głupi… Gra się zawsze kogoś. (…) lubiłem tego swojego Borewicza. Gdybym poznał takiego faceta prywatnie, tobym mógł się z nim zakolegować, niezależnie od tego, jaki wykonuje zawód.

Aktor zdejmuje też aktorów z piedestału i szczerze przyznaje:

Dla mnie kręcenie filmu całe jest śmieszne, bo grupa dorosłych ludzi wykonuje zawód, który polega na tym, żeby oszukiwać widza. Udajemy, jak małe dzieci, które bawią się na podwórku w Indian. Przecież ja poważny facet jestem, a krzyczę „stój”, gonię bandytę. Fikcja filmowego planu jest niesamowicie śmieszna.

I o tym warto pamiętać, gdy jakiś aktor zaczyna nagle myśleć o sobie, jako o autorytecie i zaczyna pouczać rodaków i mówić im co jest dobre, a co złe.

ann/”Polska the times”

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych