Wczoraj w filmiku umieszczonym na portalach społecznościowych, premier Tusk poinformował, że „idzie wiosna” i rzucił „garść” danych statystycznych, które jego zdaniem, powinny uczynić Polaków szczęśliwymi. Jedną z tych danych jest niższy niż w styczniu (5,3%), wskaźnik inflacji w lutym wynoszący 4,9%, którego wysokość, jak triumfalnie obwieścił premier, zaskoczyła wielu ekonomistów. Nie wiem jak z tym zaskoczeniem było, ale przecież ogólnie wiadomo, że w lutym GUS, modyfikuje strukturę wydatkową „koszyka zakupowego”, tyle tylko, że w tym roku, była to nie modyfikacja, ale raczej manipulacja.
Otóż w sytuacji kiedy głównymi przyczynami wzrostu inflacji już od blisko roku jest wysoki wzrost cen żywności i jeszcze wyższy wzrost cen nośników energii, prezes GUS zdecydował się zmniejszyć, właśnie ich udział w strukturze wydatków konsumenckich. Udział wydatków na żywność zmniejszono o blisko 2 punkty z 27, 63 do 25,87, a udział wydatków na użytkowanie mieszkania (domu) i nośniki energii o blisko 1 punkt z 20,43 do 19,44. Wzrósł za to w strukturze wydatków konsumenckich udział wydatków na rekreację i kulturę o blisko 1 punkt z 6,26 do 7,07; na zdrowie z 5,36 do 5,82; edukację z 0,91 do 1,07 oraz na restauracje i hotele z 5,60 do 5,65.
W sytuacji zmniejszenia w wydatkach konsumentów, udziału wydatków na żywność i nośniki energii, aż o blisko 3 punkty, a to przecież wzrost ich cen, napędza obecnie inflację, udało się ją zmniejszyć, ale tylko statystycznie ze wspomnianego poziomu 5,3% w styczniu do 4,9% w lutym. Udało się to osiągnąć, mimo tego ,że wg tych samych danych GUS, w lutym ceny żywności były o 0,3% wyższe niż w styczniu, natomiast ceny nośników energii o 0,2%, wyższe niż w styczniu. Okazuje się, że słynne powiedzenie byłego prezydenta Lecha Wałęsy „stłucz Pan termometr , a nie będziesz miał gorączki”, pasuje tutaj jak ulał, nowo powołany przez premiera Tuska w styczniu tego roku prezes GUS, pomógł mu zaskoczyć ekonomistów. Tyle tylko, że tego rodzaju manipulacje statystyczne, niczego nie zmienią w nastrojach większości konsumentów, którzy przecież analizują paragony i rachunki zakupowe i widzą ciągły wzrost cen, szczególnie żywności i nośników energii.
Przypomnijmy, że w poprzednim tygodniu w Sejmie odbyło się I czytanie trzech projektów ustaw o obniżeniu stawek VAT na żywność, energie elektryczną i gaz ,przygotowane przez klub Prawa i Sprawiedliwości z inspiracji obywatelskiego kandydata na prezydenta dr Karola Nawrockiego.
Próba obniżenia stawek VAT wynikała z narastającej w Polsce drożyzny, czego wyrazem jest wzrost inflacji do 5,3% w styczniu 2025 roku, w tym żywności o 5,5%, a nośników energii aż o 13,2% ( w lutym ceny te wzrosły odpowiednio o 5,8% i 10,2%). Jednak rządząca koalicja zdecydowała się te projekty odrzucić i to od razu w I czytaniu, nie chcąc nawet dyskutować nad nimi w komisji finansów publicznych, tak „przejmują się” skutkami panującej drożyzny. Trzeba przy tej okazji zauważyć, że dla mniej zamożnych gospodarstw domowych w sytuacji kiedy większość swoich dochodów wydają właśnie na żywność i utrzymanie mieszkania, wzrost cen żywności i cen energii, nie wynosi jak publikuje GUS wspomniane 5,5% i 13,2%, tylko znacznie więcej. Ba, w przypadku wielu gospodarstw domowych rachunki za prąd i gaz wcale nie wzrosły o owe statystyczne 13,2%, ale w rzeczywistości znacznie więcej, sumarycznie od lipca poprzedniego roku do stycznia tego roku o ok. 50%.
Teraz okazało się, że po co obniżać stawki podatku VAT na żywność, prąd, czy gaz, wszak to przecież koszt budżetowy, lepiej wymienić prezesa GUS, a ten zmieni sposób liczenia inflacji i tak też zrobiono. Premier i minister finansów mogą więc „odtrąbić” sukces, inflacja spada, a więc Polacy mają się z czego cieszyć, choć w rzeczywistości rośnie i większość konsumentów odczuwa to coraz bardziej w swoich portfelach.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/gospodarka/723929-po-co-obnizac-vat-lepiej-odwolac-prezesa-gus